Ma 32 lata i jest singielką. Tak wyglądają jej wieczory
Same, ale nie samotne. Coraz częściej kobiety decydują się na życie w pojedynkę. I twierdzą, że lepszej decyzji podjąć nie mogły, bo mężczyzna do szczęścia wcale nie jest im potrzebny. Kim są singielki z wyboru?
Klaudia ma 36 lat. Od czterech jest singielką. Faceta nie szuka i twierdzi, że nawet gdyby trafił się jakiś odpowiedni kandydat, długo by się zastanawiała, czy wchodzić w związek.
– Mam wrażenie, że kobiety żyją w takim narzucanym im od dzieciństwa schemacie – mówi. – Trzeba się zakochać, wyjść za mąż, urodzić dzieci. Mamy XXI wiek, a dziewczyny, które chcą żyć inaczej, traktowane są jak dziwadła. Wciąż słyszę pytania, czy się z kimś spotykam, jakby to było najważniejsze. A kiedy mówię, że nie, ludzie mnie pocieszają, że na pewno jeszcze kogoś poznam. I to mnie strasznie wkurza.
Sama nie znaczy samotna
Ze swoim partnerem rozstała się, bo ich ścieżki zaczęły się rozchodzić, mieli zupełnie inne plany, marzenia. Ona lubiła swoją pracę, chciała podróżować po świecie, on wolał siedzieć w domu i zaczął wspominać o dzieciach, chociaż wcześniej ustalili, że rodzicielstwo nie jest dla nich. Teraz Klaudia ma więcej czasu na realizowanie swoich pasji, sama ustala swój plan dnia, nie musi się do nikogo dostosowywać.
– To, że jestem singielką, nie oznacza, że siedzę sama w domu – podkreśla. – Ludzie często myślą, że jak kobieta jest sama, to cierpi i szlocha w poduszkę, marząc o idealnym facecie. Bzdura. Chodzę sama do kina, do knajp, na spacery, i to jest bardzo przyjemne. Bardzo ważne jest, żeby lubić siebie i umieć spędzać czas samemu ze sobą. Ale często spotykam się też ze znajomymi, jeździmy gdzieś razem. Oczywiście, jak można się domyślić, łatwiej umówić się z tymi dziewczynami, które też są singielkami. Niestety, często kobieta w związku stawia partnera na pierwszym miejscu, zaniedbując przyjaźnie, spotyka się z innymi tylko wtedy, kiedy jej chłopak na przykład jest zajęty. A to wielki błąd.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy są jakieś złe strony bycia singielką? Klaudia zastanawia się chwilę, ale wreszcie przyznaje, że czasami, zwłaszcza w jesienne wieczory, miło byłoby się do kogoś przytulić. Dlatego adoptowała dwa koty. Irytują ją również teksty, że jest sama, bo "nikt jej nie chce".
– Generalnie mam to gdzieś, niech sobie gadają. Zresztą nawet gdyby to była prawda, to czy to obniża moją wartość jako człowieka? Bo jakiś facet "mnie nie chce"? No dajmy spokój. A jeśli chodzi o tę mityczną "męską pomoc"… Mówi się, że jak facet jest w domu, to zawsze coś naprawi, wniesie zakupy. Sama sobie wnoszę torby, mam windę. A jak się coś zepsuje, to dzwonię po fachowca – kwituje.
Brak zgody na bylejakość
Anna Filipowicz, psycholożka, absolwentka Uniwersytetu SWPS, zauważa, że zmienia się nasz stosunek do związków. – Od kilku lat możemy obserwować zmianę cyklu koniunktury rodziny: życie w pojedynkę, zwierzęta jako dzieci lub rośliny jako zwierzęta – mówi. – Wyższy poziom edukacji społeczeństwa, powolne, lecz postępujące, wyrównywanie zarobków między płciami powodują brak zgody na bylejakość w relacji romantycznej. Kobiety coraz częściej decydują się na życie w pojedynkę ponieważ są samowystarczalne gospodarczo, ekonomicznie i społecznie. Rekompensują sobie niezaspokojone aspekty emocjonalne bujnym życiem towarzyskim i dopóki nikogo tym nie krzywdzą, taka sytuacja jest OK.
Magda ma 32 lata. Na początku rozmowy przytacza treść artykułu, który niedawno przeczytała – według naukowców kobiety, które są singielkami, są zdrowsze psychicznie i fizycznie.
– Ja się z tym zgadzam – zapewnia. – Od 17. roku życia cały czas byłam ciągle w związkach. Wydawało mi się, że muszę mieć faceta, bo bez tego jestem jakaś wybrakowana. Oczywiście, jak się domyślasz, chcąc być ciągle w relacji, trafiałam też na kompletnych toksyków. Pewnie trwałoby to do dziś, gdybym nie poszła na terapię. Pomogło, ale zajęło dużo czasu. Zrozumiałam, że muszę nauczyć się być sama, lubić siebie, przestać patrzeć na siebie oczami innych. Moja wartość nie jest uzależniona od mojego partnera. Od dwóch lat z nikim się nie spotykam. I… odżyłam. To ważne, żeby po nieudanym związku zrobić sobie przerwę, zastanowić się nad swoimi błędami, a ja wcześniej tego nie robiłam. Nie chce mi się chodzić na randki. Zwyczajnie szkoda mi czasu.
Jak mówi, początki nie były łatwe, zwłaszcza kiedy wracała z pracy do pustego mieszkania, nie miała z kim wyjść na spacer czy do klubu. Zauważyła też, że jako singielka była wrogo traktowana przez inne kobiety, które uważały, że na pewno rozpaczliwie szuka faceta i być może będzie chciała rozbić ich związki.
– Ludziom często się nie mieści w głowie, że ktoś może po prostu chcieć być sam. To znaczy u faceta to jeszcze jakoś przejdzie, ale kobieta? To wbrew naturze – śmieje się. – A ja wreszcie jestem szczęśliwa. Przychodzę do domu i wiem, że nic nie muszę. Nie spotka mnie skrzywiona gęba, nie usłyszę pretensji. Mogę nie pozmywać naczyń przez cały dzień, bo jestem zmęczona, i nikt mi nic nie powie. Nie ma afer, że jemu się nie chce jechać, chociaż obiecał. Nie ma kłótni o spędzanie świąt. Nikt mi nie ględzi, że chcę wyjść wieczorem z koleżanką.
Przyznaje, że ma czasem gorsze dni, zwłaszcza kiedy otaczają ją zakochane pary – ale mimo wszystko nie żałuje swojej decyzji. Koleżanki chciały ją kilka razy z kimś wyswatać, odmawiała.
– Nie mówię, że nigdy już się z nikim nie będę spotykać, bo przecież tego nikt nie wie. Teraz jednak nie muszę już szukać związku, żeby czuć się spełniona i szczęśliwa. Poświęcam więcej czasu sobie.
Randka ze sobą
To znalezienie czasu dla siebie, bycie samego ze sobą, jest według Anny Filipowicz bardzo ważne.
– Samodzielne (nie samotne, przecież będziemy w tłumie ludzi!) wyjście do kina, czy na kawę do restauracji jest doskonałą okazją, by poznać samego siebie, jak się zachowujemy, czy nerwowo zerkamy na telefon, czy radzimy sobie z własnymi myślami pojawiającymi się w naszej głowie. Nawet osobom będącym w związkach partnerskich polecam od czasu do czasu wyjście z domu samemu – mówi ekspertka.
I dodaje, że często kobiety tkwią w złych związkach z przymusu, bo wydaje im się, że nie mają innego wyjścia.
– Wiele kobiet decyduje się na życie w nieudanych związkach, z przemocowymi lub narcystycznymi partnerami z kilku powodów: uzależnienie emocjonalne, brak wiary we własne samostanowienie i możliwości oraz najważniejszy, powód ekonomiczny – tłumaczy. – Gdy nie mamy własnych środków finansowych, możliwości samorealizacji znacznie się kurczą, wtedy jedynym rozwiązaniem wydaje się pozostanie w niesłużącej nam relacji.
Sonia Miniewicz dla Wirtualnej Polski