Maciej Zakościelny
Jak się całuje? Jak się rozbiera? Jak pracuje i jak żartuje? O tym wszystkim bardzo szczerze opowiada Annie Kaplińskiej-Struss.
12.01.2006 | aktual.: 20.02.2006 15:37
Anna Kaplińska-Struss:Zmieniłeś się od naszego ostatniego spotkania rok temu. Jesteś chyba weselszy i mniej spięty.
Maciej Zakościelny:Nabrałem dystansu do życia.
_– Dlaczego? _Kiedyś profesor Zbigniew Zapasiewicz powiedział, że teatr jest czymś niepoważnym, więc trzeba go traktować bardzo serio, a życie jest takie poważne, że trzeba je traktować z dystansem. Ostatnio zdałem sobie sprawę, że im więcej rzeczy dzieje się wokół mnie, tym bardziej mnie to przytłacza. Jedyna metoda to nabrać lekkości.
_– Ta filozofia ma też pewnie jakiś związek ze wschodnimi sztukami walki, które trenujesz... _Może masz rację. Często mi mówiono, że po mnie wszystko spływa, jak po kaczce. Ale to pozory. Nie przeżywam na zewnątrz, tylko w środku. Bez ostentacji.
_– Więc na co dzień – maska i pancerz. I dopiero gdy trenujesz, wszystko odreagowujesz? _Różne kultury wypracowały różne metody pracy z własnym wnętrzem. Ja nigdy nie będę miał w sobie spokoju ludzi wschodu. Trzeba się urodzić w Azji, żeby mieć tę mentalność. Tego się nie da do końca nauczyć. Generalnie trzeba dużo pracy poświęcić swojej psychice.
_ – Ale co to właściwie znaczy? _Na przykład czytam „Inteligencję emocjonalną” Golemana. Okazuje się, że jeżeli człowiek jest geniuszem fizyki czy skończył studia z wyróżnieniem, to wcale nie znaczy, że będzie mu łatwiej w życiu. To żadne odkrycie, ale książka ciekawa...
_– Ale właściwie dlaczego te sprawy Cię tak interesują? _Kiedy pracuję nad jakąś rolą, to zadaję sobie wiele pytań i szukam odpowiedzi. Takie książki inspirują i pomagają znaleźć rozwiązania. Zresztą nie tylko książki. Każda rola jest inna, ma własne życie. Własną historię, którą trzeba zbudować. Wtedy szukam wszędzie, nie tylko w sobie. I taka książka pomaga zrozumieć, po co i jak się żyje.
_– I po co się żyje? _Żeby być szczęśliwym i pięknie żyć, a to nie jest takie proste. Ja od momentu śmierci Papieża, a właściwie pod koniec Jego życia zacząłem dopiero zauważać, jaki był mi bliski. Papież zrozumiał to, czego nieliczni tylko mogą posmakować: tyle, ile dasz ludziom, tyle od nich dostaniesz. Myślę, że dostaniesz nawet więcej, niż dasz.
_– Ale w gruncie rzeczy zawód, który uprawiasz, nie zmusza Cię do uwagi wobec drugiego człowieka. Ten zawód nie sprzyja też chyba uzyskaniu wewnętrznej równowagi. _To prawda. Najpierw stres, czy dostaniesz rolę. Potem, czy uda ci się dobrze ją zbudować i zagrać. A potem jeszcze wywiady (śmiech). Nie znoszę, jak mnie pytają, co to jest aktorstwo, bo dopiero uczę się tego zawodu. Świetnie jest pracować ze zdolnymi ludźmi i ciekawymi osobowościami, ale chyba najgorsze dla aktora to brak pracy.
_– To Ci nie grozi, idziesz jak burza. W najnowszej komedii romantycznej „Tylko mnie kochaj”, która będzie miała premierę 20 stycznia, zagrałeś młodego, przystojnego architekta. W czym jesteś podobny do Michała? _W prasie piszą, że Michał to facet bez zobowiązań, a ja tak nie uważam. Jest architektem, ma własną pracownię architektoniczną, więc musi być pracowity i obowiązkowy. Na wszystko musiał ciężko zapracować. To mamy wspólne.
_– A co Ci się wydaje w tej postaci nieprawdziwe? Z czym miałeś kłopot? _Trudno byłoby mi zagrać tę postać, gdybym w nią nie wierzył. Jedynym kłopotem mogłoby być dla mnie stworzenie bohatera, który żyje w dość sterylnym świecie: ma mieszkanie, dobry samochód, drogie ciuchy. W tym poukładanym świecie nie ma miejsca na uczucia. Pojawia się mała dziewczynka i zaczyna burzyć to jego „zafoliowane” życie. A jak się coś burzy, to można wyraźniej wszystko zobaczyć.
_ – Zazdrościłeś mu tego życia? _Jak wróciłem do „Kryminalnych”, to trochę się gorzej poczułem. W filmie garnitur Dolce & Gabbana, a w serialu wytarta kurteczka. I tak sobie myślę, że będzie mi pewnie brakowało takiej opcji – facet z klasą (śmiech). Grając w „Tylko mnie kochaj”, musiałem inaczej chodzić, mówić. Nawet guzik w marynarce inaczej odpinać. Dwa tygodnie przed tym filmem wypożyczyłem dobry samochód i chodziłem w garniturze, żeby się oswoić z takim high lifem.
_– I naprawdę masz poczucie, że jak wsiądziesz do porsche ze skórzanymi siedzeniami, to lepiej zagrasz tę rolę? _Wiesz, elektronika, praca silnika – wszystko w tym samochodzie inaczej chodzi... Gdybym grał bezdomnego, też bym przed zdjęciami spędził parę nocy na klatce schodowej. Nie wszystko można sobie wyobrazić. Trzeba poczuć.
_– Idąc dalej tym tropem, powinnam spytać, czy spędzałeś godziny w przedszkolu, żeby się lepiej przygotować do roli. W filmie jesteś ojcem małej dziewczynki. _Nie, tu zdałem się na naturalny instynkt (śmiech). Przebywając z małą Julką, zobaczyłem, że mam więcej cierpliwości, niż myślałem. Wejść w świat dziecka jest dużo łatwiej, niż zrozumieć świat dorosłych. Jeszcze pamiętam, jak czułem, kiedy byłem mały. Poza tym bliska mi osoba zwróciła mi uwagę na to, co proste, naturalne i szczere...
_– Wiesz, co się będzie działo, gdy film wejdzie na ekrany? Ty masz 25 lat, a Twoja filmowa córka – 7... _Julka jest świetna. Poszliśmy kiedyś na gofry w Sopocie. Jedliśmy je i rozmawialiśmy na różne tematy, gdy podeszła dziewczyna, prosząc mnie o autograf. Julka powiedziała, że ona również gra w tym filmie, że ona też da autograf. I wtedy się rozpoczęła nasza rozmowa. Powiedziałem jej, że będzie bardzo znana w szkole i musi uważać, żeby nie poczuć się kimś lepszym, bo to nie będzie prawda, że aktorzy tylko grają role i pozostają sobą. Tak naprawdę to fajna zabawa, nowe doświadczenie. Ale to wszystko. I będzie musiała się dalej uczyć i wkuwać matmę.
_– Film opowiada o facecie, który przez pięć dni dojrzewał do ojcostwa. Przemknęło Ci przez głowę, że fajnie by było już zostać ojcem? _Była między mną i Julką taka więź, że rzeczywiście mogło to wyglądać, jakbym już mógł być młodym tatą, ale... nie jestem na to przygotowany. Jeszcze nie czuję się dorosłym. Jeszcze nie...
_– Filmowy Michał spędza noc z koleżanką i zostaje ojcem. Typowa wpadka licealistów. Znasz takie przypadki? _Pamiętam te czasy, kiedy w moim liceum, w klasie maturalnej, trzy koleżanki były w ciąży... Jak przychodzi dziecko, to automatycznie ustawia całe życie. Pełna mobilizacja. Wtedy nie ma co filozofować, bo wiadomo, co trzeba robić, co jest ważne. W takiej sytuacji zmieniają się priorytety młodego człowieka.
_– Współczułeś wtedy swoim licealnym koleżankom? _Zastanawiałem się, jak sobie poradzą, bo czułem, że będą miały ciężko. Czy uda im się zrealizować własne marzenia? Czy skończą studia? To przecież był czas, kiedy szukaliśmy własnej drogi... Wtedy dla nas to były najważniejsze decyzje... Teraz wiem, jak ciężkie to musiało być dla nich. Na pewno musiały być bardzo dzielne.
_– Konsultowałeś się z tymi koleżankami przy budowaniu tej postaci? _To inna sytuacja. Michał w filmie ma pięć dni na przygotowanie się do ojcostwa, a one miały na to dziewięć miesięcy. Poza tym moja filmowa córka ma siedem lat i to już nie są żarty. Kobiety w tym filmie, nawet te małe, dobrze wiedzą, czego chcą, tylko ja muszę dojrzeć, uświadomić to sobie, że chcę być ojcem.
_– Dopuszczasz aborcję? _Każdy człowiek powinien podejmować decyzje zgodnie ze swoim sumieniem. Nigdy nie ośmieliłbym się oceniać czy krytykować kobiet, które usuwają ciążę. Ale jest tyle małżeństw nie mogących mieć dzieci, że każde dziecko urodzone i oddane do szpitala z podpisanymi papierami adopcyjnymi na pewno znalazłoby nowych rodziców. To bardzo trudne tematy.
_– W filmie, w miejscu pracy Michała – biurze architektonicznym, są takie sytuacje... jakby tu je nazwać... _Biurowe love...
_– No właśnie. Znasz coś takiego? _Kiedy przeczytałem scenariusz, spytałem reżysera, czy to jakiś burdel jest, czy biuro architektoniczne (śmiech). Ale ostatecznie wyszło to zabawnie i delikatnie. I takich rzeczy nie boję się grać.
_– Nie grałeś jeszcze nigdy w scenach miłosnych, rozbieranych. _Jeżeli zdjęcie koszuli nazywamy rozbieraniem, to grałem.
_– Aktorki mają wielkie dylematy: rozbierać się czy nie. A Ty co o tym myślisz? _Nie tylko aktorki. Aktorzy też przecież muszą grać w tych intymnych scenach. Na pewno nie jest to przyjemne dla bliskiej osoby oglądać ukochaną czy ukochanego całujących się na ekranie. Niby wiedzą, że taka praca, ale ogląda się ciężko. A co dopiero sceny rozbierane. Aktorzy muszą mieć superdystans i dużą równowagę psychiczną. To są chyba najtrudniejsze sceny do grania.
_– Swojej dziewczynie kazałbyś wychodzić z pokoju, gdyby były sceny miłosne? _Nie, ale w takich chwilach bardzo ciężko być partnerką aktora. Ta druga osoba musi być pięknym i niezwykle tolerancyjnym człowiekiem.
_– No dobrze, ale w „Tylko mnie kochaj” dużo się jednak całujesz... _Trzy razy i traktuję to profesjonalnie. Nie patrz tak na mnie, proszę. Nie wierzysz?
_– Robisz to mechanicznie? _Mechanicznie mogę zmieniać biegi w samochodzie... Pocałunki to element mojego zawodu. Jeżeli mam poukładane w głowie wszystkie tryby, to nie zakocham się w aktorce tylko dlatego, że się z nią całuję w filmie. Prawdziwa miłość ma własny system ochronny i wtedy nie ma mowy o zdradzie.
_– A te sceny w filmie, gdzie widać, że w pracy się permanentnie flirtuje, są przesadzone? _Myślę, że nie. To jest prawda. Seks bez zobowiązań dodaje adrenalinki. Dla niektórych to jest teraz sposób na życie. Im więcej dziwnych miejsc, sytuacji, tym lepiej. To nic nowego. Zawsze tak było, tylko teraz mamy odwagę o tym mówić. „Człowiek jest tylko człowiekiem, a ta odrobina rozumu, którą może posiadać, znaczy niewiele lub nie wchodzi wcale w rachubę, gdy szaleją namiętności, a granice człowieczeństwa uciskają”, napisał kiedyś Goethe.
_– A Ty miałeś takie sytuacje? _Nie wiem. Może...
_– Autocenzura się włączyła? _Nie. Padłem rażony bezpośredniością pytania.
_– Największe szaleństwo, jakie zrobiłeś, żeby odzyskać kobietę? _Spacer po rynnie na czwarte piętro. Kamienica stara, rynna niepewna. Jeżeli wiem, że zawiniłem, walczę do upadłego.
_– A znasz takie związki, jak Agaty i Michała – tylko seks, bez miłości? _To jest związek bez zobowiązań, z wygody i lenistwa. Oni znali się latami: razem studiowali, potem ciężko pracowali, żeby założyć firmę. Praca, praca, praca. Nie mieli czasu na szukanie miłości, to zaczęli ze sobą sypiać. To było wygodne, nie czuli się samotni. Im się tylko wydaje, że się kochają.
_– Umiałbyś być w takim układzie, jak Michał z Agatą? _Nie. Ale teraz często coś takiego się zdarza. Jest masa młodych, bogatych ludzi, potwornie samotnych. Znam takie przypadki. Ale przyjaźń plus seks to jeszcze nie miłość. Miłość może być czasem bardzo trudna, wymagać dużego wysiłku. W filmie to mała dziewczynka uczy Michała, jak kochać.
_– A czym dla Ciebie jest miłość? _A ile mamy jeszcze czasu? (Śmiech). Miłość to miłość. Czary-mary i człowiek fruwa, a świat jest piękny.
_– Pierwszy pocałunek? _W przedszkolu. Nazywała się Kamila. Spała obok mnie na leżakowaniu, a ja patrzyłem na nią zauroczony. Pocałowałem ją w rękę i tak się zawstydziłem, że zakryłem się kołdrą. Wyobrażałem sobie, że jestem w lśniącej zbroi, a ona jest moją królewną.
_– Rodzice Cię uświadamiali? _Oczywiście. Kiedy mój tato wrócił po trzyletnim pobycie w Stanach, był dla mnie pierwszym nauczycielem angielskiego. Miałem wtedy pewnie 10 lat. Widzę tę scenę: jedziemy z tatą naszym Fiatem 125p, ale nie byle jakim, bo ten miał skrzynię polonezowską, mnóstwo migoczących zegarów, a jeden nawet bez wskazówek. Więc tata mnie wiózł naszym białym fiatem, patrzę, a na jednym z wieżowców graffiti: „Poland. Big orgazm”. „Poland” to ja wiem, co znaczy, „big” też, ale „orgazm”?! Co to jest? Tata mówi: „Słownik wyrazów obcych leży na półeczce”. Po powrocie do domu sprawdziłem, ale mi ta definicja nic nie wyjaśniła. Więc snuję się po mieszkaniu. Tata siedzi w kuchni, mama coś gotuje i tata pyta: „No i co, wiesz już?”. A ja na to: „»To szczyt maksymalnego podniecenia«. Ale dalej nie wiem, co to takiego!”. Brat ryknął śmiechem. Rodzice też. Więc musiałem sam do tego dojść.
_– W filmie pokazane są różne typy kobiet. Czy jest coś, czego nie lubisz u kobiet? _Jak są nudne.
_– OK, rozumiem. Już kończymy. _Nie o tobie mowa. Z nudną kobietą nie wytrzymałbym ani chwili.
Rozmawiała Anna Kaplińska-Struss
Zdjęcia Piotr Porębski/Metaluna
Stylizacja Marcin Dąbrowski/Metaluna
Charakteryzacja Beata Milczarek/Metaluna
Fryzury Łukasz Pycior
Produkacja sesji Elżbieta Czaja