Magdalena Lamparska, odważna marzycielka. "Cofnęliśmy się do etapu prostych relacji"
09.07.2020 19:40, aktual.: 01.03.2022 13:31
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Aktorka filmowa i teatralna, współzałożycielka Fundacji Gerlsy, pisarka, scenarzystka, żona i mama. – Mam jeszcze wiele twarzy, które na razie wciąż są nieodkryte – przyznaje Magdalena Lamparska.
Agnieszka Adamska: Na Instagramie często piszesz o niepokoju związanym z brakiem planów zawodowych. Jak sobie radzisz z obecną rzeczywistością i przerwą w pracy?
Magdalena Lamparska: Staram się żyć tu i teraz, nie wybiegać w przyszłość. Tłumaczę sobie to w ten sposób, że po prostu nie mam na to wpływu, a zamartwianie się w niczym nie pomoże – tylko odbiera mi dobre samopoczucie i energię. Ratuje mnie kontakt z naturą. Wykorzystuję ten czas na rzeczy, na które wcześniej nie miałam wolnej przestrzeni. Trudne jest dla mnie życie bez perspektywy. Zawsze miałam cele, plany, marzenia, a teraz wszystko się zatrzymało. To dla mnie coś zupełnie nowego – musiałam poznać się na nowo i nauczyć się odpuszczać.
Trudno wyhamować po wielu miesiącach intensywnej pracy?
To szło falami. Na początku była duża radość z tego, że możemy być z rodziną razem. Pandemia spowodowała, że musiałam się zatrzymać. Mam też poczucie, że teraz cofnęliśmy się do etapu prostych relacji. Żyjemy obecnie w małych społecznościach, pielęgnujemy więzi rodzinne, tęsknimy za swoimi bliskimi. Na pierwszy plan wychodzi to, co naprawdę ważne, o czym często przez prędkość życia zapominamy.
Ale pojawiły się też obawy i wspomniany brak perspektyw…
Tak, mam w sobie czasami niepokój. Kiedy osoby ze świata artystycznego przyznają się do lęków i obaw, wiele osób myśli: "co oni mogą wiedzieć o życiu". Ale prawda jest taka, że artyści są na końcu całego procesu odmrażania gospodarki. Patrzę na moich przyjaciół, niezwykłych aktorów teatralnych, którzy musieli zatrudnić się jako kurierzy i serce mi pęka. Nasza przyszłość jest bardzo niepewna. Pojawiają się ostrzeżenia, że może być remisja wirusa. Nie wiadomo, co będzie jesienią. Mamy prawo się bać. W tym wszystkim ratuje mnie moja rodzina, która daje mi ukojenie. To moje antidotum na ten trudny czas.
Dynamiczny rozwój kultury w sieci to jedna z pamiątek, jaką pozostawi nam po sobie pandemia.
To prawda. W jednej chwili cały świat kultury przeniósł się do internetu. Pandemia uruchomiła pęd na aktywność w sieci.
Może ten wyścig w mediach społecznościowych wynika z lęku? Może artyści boją się zniknąć, a Instagram to dla nich miejsce, gdzie mogą powiedzieć światu: "koronawirus nas nie zatrzymał, nadal działamy".
Na pewno wiele inicjatyw internetowych miało ogromne znaczenie dla naszych fanów: poprawiało humor, dodawało otuchy. Jednak uważam, że każdy ten czas musiał w jakiś sposób wykorzystać dla siebie i się czegoś nauczyć. Osobiście najcenniejszą lekcją, którą wyniosłam z obecnej sytuacji, jest umiejętność odłożenia telefonu na półkę, wyłączenia się i bycia z samą sobą, w ciszy.
Czy pandemia może być dla aktora okazją do rozwoju osobistego?
Myślę, że tak. Każdy moment jest dobry, żeby zacząć robić to, co się kocha i co nas rozwija. Od czterech lat wspólnie z przyjaciółkami z Fundacji Gerlsy pracujemy nad scenariuszami kobiecymi – chcemy ekranizować różne kobiece historie i rozwijać filmografię skoncentrowaną na kobietach. Fundacja powstała dwa lata temu, a teraz przeniosłyśmy jej działalność online i pracujemy nad różnymi pomysłami na to, jak realizować nasze warsztaty w sieci. Jedną z naszych inicjatyw jest "Kreatywna Randka" – warsztaty ze scenopisarstwa, na których uczestnicy mogą konsultować swoje pomysły z doświadczonymi scenarzystami, reżyserami i producentami. Zorganizowałyśmy już takie wydarzenie we wrześniu, a teraz intensywnie pracujemy nad kolejną "Kreatywną Randką" online, dofinansowaną przez MCK z projektu Kultura w sieci.
Dzięki takim akcjom mogę wykorzystać swoje doświadczenie aktorskie w kreatywnym pisaniu. Samotna praca z komputerem wymaga skupienia i konsekwencji. To coś zupełnie innego, niż gra w teatrze i bycie wśród ludzi, ale cieszę się, że mogę w ten sposób rozwijać swoje umiejętności artystyczne w zupełnie nowym obszarze.
Wasza fundacja to nie tylko scenopisarstwo. Jestem ciekawa, co jeszcze robią Gerlsy, poza tworzeniem inspirujących, kobiecych historii.
Wspieramy wiele kobiecych inicjatyw, często jesteśmy zapraszane do wzięcia udziału w różnych projektach, jak np. warsztaty kreatywności czy warsztaty design thinking. W Fundacji Gerlsy działamy we czwórkę: Olga Bołądź – aktorka i reżyserka, Julita Olszewska – modelka i scenarzystka, Jowita Radzińska – socjolożka i change managerka i ja. Chcemy, żeby nasze miejsce było przestrzenią, gdzie kobiety będą mogły się rozwijać, poszerzać swoją samoświadomość, pracować nad kreatywnością, a także wchodzić w zupełnie nową przestrzeń. Zmiana nie dla każdego jest łatwa. Niektóre kobiety boją się wyjść z szuflady i otworzyć na nowe możliwości. Nasza fundacja chce im pokazać, że każdy życiorys to dobry materiał na film albo na książkę, i że pisanie jest bardzo terapeutyczne.
Zobacz także
Gerlsy dużo dyskutują o życiu. Waszych rozmów można posłuchać w formie podcastu "Grubo albo wcale".
Te kobiece dyskusje to kolejna forma naszej działalności, którą przez kilka lat realizowałyśmy we współpracy ze Storytelem. Poprzez szczere rozmowy bez tabu chcemy pokazać, że można być w tej branży autentycznym i że szczerość się obroni. Obecnie planujemy ruszyć z kolejną edycją "Grubo albo wcale", a także rozwinąć kanał na YouTube.
Jednak przede wszystkim jesteś aktorką, grałaś również w amerykańskich produkcjach. W polskich często jesteś obsadzana w roli współczesnego kopciuszka. Twoje bohaterki są zdradzane, cierpią z miłości, ale na końcu zawsze czeka nie książę na białym koniu. W rzeczywistości życie nie zawsze układa się tak kolorowo.
Ale skoro takie filmy powstają i frekwencja jest bardzo wysoka, to znaczy, że jest na takie historie zapotrzebowanie. Wielu z nas w dzieciństwie czytało bajki i w głębi ducha marzyło o takiej miłości, która będzie trwała długo i szczęśliwie. Współczesne filmy o miłości wciąż bazują na tych bajkowych schematach – weźmy choćby "Zmierzch", albo Greya… Jakie czasy, taki rycerz na białym koniu (śmiech).
Faktycznie, miałam okazję grać w wielu komediach romantycznych. Ale mam jeszcze wiele twarzy, które na razie wciąż są nieodkryte. Role dziewczyn z sąsiedztwa były pewnym etapem, kiedy można się było ze mną utożsamić, bo taka byłam też w życiu prywatnym. Ale w aktorstwie kręci mnie także robienie rzeczy, które są kompletnie nie moje i które zdecydowanie wychodzą poza wyobrażenie na temat Magdaleny Lamparskiej. Myślę, że na tym polega ten zawód – na ciągłym rozwoju. Nie można cały czas odcinać kuponów i grać w kółko tych samych ról. Nie buntuję się przeciwko wizerunkowi dziewczyny z sąsiedztwa, lubię tę część siebie, ale chcę zaskakiwać widzów zupełnie nowymi wcieleniami.
Jestem ciekawa, jak bardzo twoja jest Olga z filmu "365 dni".
Olga jest zupełnie inna niż ja. To bardzo charakterystyczna, aktorska rola. Dla mnie był to duży eksperyment i niezwykła przygoda. Zastanawiałam się, czy to obronię i czy uda mi się stworzyć postać, która będzie dla widza wiarygodna i autentyczna. To był prawdziwy skok na główkę. Nie miałam dużo czasu na przygotowania, ale pomyślałam, że zaryzykuję. Praca nad filmem była dla mnie świetną zabawą. Dużo improwizowałam, ale wiedziałam też, że moja bohaterka jest bardzo oddaną przyjaciółką, wariatką, i że nie ma rzeczy, które nie mogłyby się jej przytrafić. Dostałam wiele miłych opinii na temat tej roli, ale nie spoczywam na laurach, idę dalej. Przed nami kolejna część.
Jakie są plany i marzenia Magdaleny Lamparskiej?
W obecnej sytuacji ciężko cokolwiek zaplanować (śmiech). A marzenia? Bardzo chciałabym, żeby serial, nad którym pracujemy z Fundacją Gerlsy, został zrealizowany. Marzę o kontynuacji mojej amerykańskiej przygody i mam nadzieję, że już niedługo będzie to możliwe. Byłoby cudownie móc się wciąż rozwijać także w kierunku dramatycznym i zaskakiwać nowymi aktorskimi wcieleniami. Jestem otwarta na to, co przyniesie przyszłość.