Trudny czas kobiet. "Pandemia cofnęła je w rozwoju zawodowym o 50 lat"
W czasie pandemii koronawirusa wiele rodzin musiało podjąć decyzję, kto – kobieta czy mężczyzna – zrezygnuje z pracy zawodowej, by zająć się pozostającymi w domu dziećmi. Dla Alicji, Marty i Asi było jasne, że to one zawieszą swoje kariery. Dziś nie kryją frustracji i marzą o powrocie do "normalności".
02.06.2020 | aktual.: 02.06.2020 19:21
Pandemia koronawirusa dała się we znaki wszystkim: pracodawcom, pracownikom, a także rodzinom. Nagle szkoły, żłobki i przedszkola zostały zamknięte, a edukację przeniesiono do domu. Nie jest odkryciem, że w wielu przypadkach ten system się nie sprawdził i to rodzice musieli stać się nauczycielami dla swoich pociech.
Zobacz także
Problem jest realny i na dużą skalę. Pracujące mamy nie ukrywają, że są zmęczone obecną sytuacją, bo to one wzięły na siebie gros obowiązków domowych. Część z nich zrezygnowała z pracy i aktualnie pobiera zasiłek opiekuńczy w wysokości 80 proc. swojej regularnej pensji.
Za raportu przygotowanego przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju wynika, że gospodarczo-społeczne skutki kryzysu wywołanego koronawirusem będą szczególnie dotkliwe dla kobiet. Jednym z powodów takiej sytuacji jest to, że to na kobietach spoczywa większość obowiązków w gospodarstwie domowym i w opiece nad dziećmi. Sprostanie nowej rzeczywistości nie zawsze jest jednak łatwe, co potwierdzają słowa Alicji.
Zobacz także: "Zostałam bez kasy i bez pracy". Paulina Młynarska o swoim kryzysie
– Chciałabym już wrócić do pracy. Zająć się swoimi projektami, porozmawiać z klientami, oderwać się trochę od rzeczywistości. Teraz każdy mój dzień wygląda tak samo, a moje obowiązki to zaplanowanie obiadu, wstawienie prania i wymyślenie zajęć dla dzieci. Zrezygnowałam z pracy, ponieważ mój mąż pracuje nad dwoma ważnymi projektami, które cały czas trwają, a ja mam tę możliwość, że przesunę swoje realizacje w czasie – mówi w rozmowie z WP Kobieta Alicja, architekta.
Kobiety rezygnują z pracy, ponieważ zarabiają mniej
To nie będzie tekst o tym, jacy źli są nasi partnerzy, którzy teraz oddają się pracy. Często problem tkwi w systemie. To kobiety muszą zrezygnować z pracy, ponieważ wciąż zarabiają o wiele mniej niż mężczyźni. Z ekonomicznego punktu widzenia dla rodziny lepiej, żeby to kobieta przejęła tradycyjne role.
– Już jakiś czas temu pojawił się raport, który wskazał, że połowa młodych Polek nie pracuje zawodowo, a średnia zarobków wśród kobiet to ok. 2 tys. zł. Wcale nie było dobrze przed pandemią. Jesteśmy bardzo zacofanym krajem, jeśli chodzi o poziom zaangażowania zawodowego kobiet. Teraz ta sytuacja staje się dramatyczna. Trzy miesiące pandemii cofają wiele kobiet w rozwoju zawodowym o jakieś 50 lat. Wystarczy się rozejrzeć wokół i spojrzeć, jaka jest sytuacja. Kobiety bardzo straciły na tych obostrzeniach, które wprowadzał rząd, jeśli chodzi o możliwość pracy. Najbardziej dramatyczne skutki przyniosło zamknięcie szkół i przedszkoli – tłumaczy psycholog Ewa Jarczewska-Gerc.
Marta zrezygnowała z pracy, ponieważ pensja jej męża jest niemal dwukrotnie wyższa od jej wynagrodzenia. Przyznaje, że tego tematu nawet nie przedyskutowali, ponieważ wszystko wyszło dość naturalnie – ona zarabia mniej, więc rezygnuje z pracy zawodowej.
– Kocham swoje dzieci i to nie jest tak, że nie chcę z nimi spędzać czasu czy gotować dla nich posiłków. Po prostu moja praca zawodowa pozwalała mi się odciąć od codzienności. Dzięki niej czułam się spełniona, dodawała mi skrzydeł do działania też na innych polach. Byłam szczęśliwsza, moje dzieci też to odczuwały – dodaje Marta, która na co dzień pracuje w agencji marketingowej.
Zobacz także
Naturalna kolej rzeczy
Asia, zatrudniona w agencji aktorskiej, zrezygnowała z pracy z własnej woli. Przyznała, że nawet nie pytała męża, co sądzi na temat tego rozwiązania, ponieważ wydawało jej się oczywiste ze względu na ich sytuację.
– Jestem na zasiłku opiekuńczym. Czułam lęk, czy go dostanę, czy nie. Moja córka jest aktywna i zajmowanie się nią to nie jest odpoczynek, jak wielu się wydaje. Teraz ja głównie zajmuję się domem, ale nie mogę powiedzieć, że mój mąż kompletnie nic nie robi. On pracuje od 9 do 17 w domu, więc też potrzebuje ciszy. Muszę zadbać o to ognisko domowe. Lubię chodzić do pracy, ale nasza decyzja była podyktowana tym, że w moim zawodzie był zastój, a mąż niedawno rozpoczął nową pracę. To była naturalna kolej rzeczy – mówi Asia Rutkowska-Kalińska.
Trzymiesięczny okres izolacji również daje jej się we znaki.
– Na początku to nie było dla mnie takie straszne. Niedawno zakończył się mój urlop macierzyński, więc byłam przyzwyczajona do spędzania większej ilości czasu w domu. Ale nie było też pracy. Od momentu, gdy wróciłam do pracy, poczułam, jak fajnie jest się wyszykować, pomalować, ładnie ubrać, spotkać się z ludźmi. Nagle okazało się, że jest przymusowa izolacja. Minął jeden tydzień, drugi, trzeci... Zaczęłam się czuć przytłoczona tym, że nigdzie nie wychodzę, że boję się wyjść do sklepu – dodaje.
Psycholog nie ma wątpliwości, że sytuacja jest trudna i dotyka wielu Polek.
– Rzeczywiście ten problem jest bardzo realny. Wiele rodzin w obliczu pandemii musiało zdecydować, kto zostaje w domu, żeby zaopiekować się dziećmi. W większości rodzin są to kobiety. Wynika to pewnie z tego, że Polki wciąż mniej zarabiają, ich praca jest mniej wartościowa niejako z punktu widzenia sytuacji materialnej rodziny – wyjaśnia.
Obecna sytuacja dotyczy nie tylko kobiet w Polsce, ale również kobiet z innych krajów europejskich. Angela Merkel przedstawiła ten problem w Bundestagu i nazwała go "retradycjonalizacją" ról społecznych.
– Będę interweniowała z całą siłą, żeby nie dopuścić do retradycjonalizacji. Kobiety i mężczyźni powinni mieć zagwarantowane w naszym kraju takie same możliwości – mówiła.
W Hiszpanii natomiast powstała petycja "Yo No Renuncio", którą podpisało blisko 200 tys. osób. Została ona stworzona z inicjatywy jednej z organizacji, która walczy o zachowanie równowagi między życiem prywatnym a pracą zawodową.
"Na skutek obecnego kryzysu coraz więcej kobiet jest zmuszonych do ograniczenia lub rzucenia pracy zawodowej i opieki nad rodzinami" – można przeczytać w petycji.
Podobne problemy pojawiły się też we Francji i Irlandii.
Psycholog Ewa Jarczewska-Gerc twierdzi, że sytuacja może się nawet pogarszać.
– Ja nie wiem, czy to się skończy. Koniec roku szkolnego się zbliża. Dostaję sygnały od kobiet, które są przerażone, że one kolejne trzy miesiące spędzą ze swoimi dzieci. Wcale nie jest powiedziane, że we wrześniu wrócimy do normalności, bo wiele wskazuje, że może tak nie być – przyznaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl