Małżonkowie z 71‑letnim stażem zmarli zaledwie kilka godzin po sobie
Robert i Nora Viands ze Stanów Zjednoczonych są przykładem tego, że prawdziwa miłość może przetrwać całe życie. Byli małżeństwem przez 71 lat. W ostatnich dniach życia leżeli na jednej sali w hospicjum. Umarli w odstępie zaledwie kilku godzin.
02.09.2013 | aktual.: 02.09.2013 14:08
Robert i Nora Viands ze Stanów Zjednoczonych są przykładem tego, że prawdziwa miłość może przetrwać całe życie. Byli małżeństwem przez 71 lat. W ostatnich dniach życia leżeli na jednej sali w hospicjum. Umarli w odstępie zaledwie kilku godzin. Ich dzieci mówią, że przez całe życie byli praktycznie nierozłączni. Jak widać, nawet śmierć nie potrafiła ich rozdzielić.
92-letni Robert odszedł 25 sierpnia czterdzieści pięć minut po północy. 88-letnia Nora umarła o 16.45 tego samego dnia. – Moim zdaniem ojciec wołał ją już z nieba, ale mama stwierdziła, że poczeka chwilę, żeby pożegnać się z dziećmi – twierdzi Barb Milton, jedna z córek. – Rodzice byli nierozłączni przez całe życie. Nawet w jadalni trzymali się za ręce.
Małżonkowie, pochodzący z Ashland w stanie Illinois, poznali się na randce w ciemno. Co ciekawe, rodzina wspomina, że Nora początkowo nie była zainteresowana Robertem i nie chciała umówić się drugi raz. Ten jednak nalegał i w końcu doszło do kolejnego spotkania.
Ostatecznie zakochali się w sobie tak bardzo, że nic nie mogło przeszkodzić im w zawarciu małżeństwa. Przenieśli się nawet do Missouri, bo 17-letnia Nora nie mogła zgodnie z prawem złożyć przysięgi w stanie Illinois.
Co ciekawe, państwo Viands mieli jeszcze dwie inne ceremonie ślubne. Ponieważ Nora była katoliczką, a Robert metodystą, przyjęli sakramenty w obu kościołach.
Pan Viands przez 30 lat pracował na poczcie. Uwielbiał wędkowanie i pracę w ogródku. Nora lubiła od czasu do czasu odwiedzać kasyno. Pracowała w szkole i prowadziła drużynę cheerleaderek.
W czerwcu tego roku para obchodziła 71 rocznicę ślubu. Mają 5 dzieci i 18 wnucząt.
Przez całe życie mieszkali w jednym domu w Ashland w stanie Illinois. Do hospicjum trafili zaledwie kilka miesięcy temu. Robert miał chorobę Parkinsona, a Nora cierpiała na zapalenie płuc. Leżeli na jednej sali i dużo rozmawiali.
- Baliśmy się, co będzie przeżywał rodzic, który zostanie sam – mówi Barb. Teraz, chociaż dzieci przeżywają stratę najbliższych, ich serca są spokojne. – Pewnie chcieliby odejść właśnie w taki sposób – stwierdza córka.
Tekst: na podst. Dailymail.co.uk/(sr/mtr), kobieta.wp.pl