Mama za kółkiem autobusu: Coraz więcej ludzi wyładowuje się na kierowcach
W Krakowie, Warszawie, Szczecinie, Wrocławiu, Poznaniu i wielu innych miastach brakuje kierowców autobusów, co wymusza cięcia w rozkładach jazdy. Dlaczego tak się dzieje? - Coraz więcej kierowców rezygnuje przez warunki zatrudnienia albo nerwowe sytuacje w pracy, które nasiliły się po pandemii. Mają dość takiego traktowania - mówi Katarzyna Owczarek-Wrońska, kierowczyni z Wrocławia i autorka bloga "Mama za kółkiem autobusu", która w rozmowie z Wirtualną Polską opowiedziała o blaskach i cieniach swojego zawodu.
14.09.2022 | aktual.: 14.09.2022 07:16
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Katarzyna Owczarek-Wrońska od dzieciństwa interesowała się autobusami i ciężarówkami. - Ciągle jednak słyszałam, że to nie jest zajęcie dla dziewczynki. Po wielu sugestiach, żebym poszukała sobie bardziej kobiecego zajęcia, odpuściłam. Do czasu aż poznałam mojego obecnego męża, który był kierowcą autobusu. Wtedy moja pasja wróciła ze zdwojoną siłą. A gdy pozwolił mi posiedzieć w kabinie kierowcy, przepadłam - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską.
Kobieta zapisała się na kurs prawa jazdy na autobus, a miesiąc później dowiedziała się, że jest w ciąży. W styczniu 2014 r. zdała egzamin, a w marcu tego samego roku urodziła córeczkę. - Już w połowie czerwca znalazłam pracę i zaczęłam jeździć autobusem. Tak bardzo nie mogłam się tego doczekać, że od razu rzuciłam się na głęboką wodę - relacjonuje. Obecnie można ją spotkać za kółkiem autobusów miejskich we Wrocławiu.
Iwona Wcisło, Wirtualna Polska: Od razu wiedziała pani, że kierowanie autobusem to jest to, czy były chwile wątpliwości?
Katarzyna Owczarek-Wrońska, kierowczyni autobusu: Chwile wątpliwości zdarzają mi się do tej pory (śmiech). Są takie dni, kiedy zastanawiam się, czy warto dalej jeździć. Jednak wciąż dobrych dni i pozytywów jest więcej, więc myślę, że jeszcze sporo czasu spędzę za kółkiem. Kiedy pierwszy raz usiadłam na fotelu kierowcy bez instruktora, od razu poczułam, że to jest to, co chcę w życiu robić.
Jaki to jest dobry dzień dla kierowcy autobusu miejskiego?
Dobry dzień to zmiana, która szybko mija, bez nerwowych sytuacji na drodze i w autobusie, oraz sympatyczne spotkania z pasażerami, które nastawiają mnie pozytywnie do tej pracy. Czasami wystarczy, że ktoś podziękuje za jazdę i powie: "Miłego dnia".
A jak wygląda gorszy dzień?
Prawdziwą zmorą kierowców są korki, nikt chyba nie lubi w nich stać. Ale też zachowanie niektórych pasażerów. Często rozmawiam z innymi kierowcami i wszyscy mamy podobne spostrzeżenia - coraz więcej ludzi wyładowuje swoje frustracje na nas. Nie wiem, czy to wpływ pandemii, czy coraz gorszej sytuacji ekonomicznej, ale poziom frustracji i agresji wśród pasażerów jest coraz większy. Każdy kierowca przynajmniej raz na kilka miesięcy ma sytuację mocno oddziałującą na psychikę. I wtedy zaczynamy się zastanawiać nad zmianą pracy.
Przytoczy pani jakiś przykład?
Jakiś czas temu jedna z pasażerek doprowadziła mnie do takiego stanu, że chciałam przerwać kurs, bo nie byłam w stanie dalej jechać. Młoda, na oko 25-letnia kobieta stała tuż przy mojej kabinie i głośno rozmawiała przez telefon, używając przy tym łaciny podwórkowej. W autobusie było sporo dzieciaków, więc grzecznie zwróciłam jej uwagę. Zaczęła krzyczeć i mnie wyzywać, po czym poszła na koniec autobusu, gdzie z 18 metrów nadal słyszałam, jak przeklina. Na pętli podeszła pod kabinę, zaczęła pluć i walić w nią rękami, odgrażając się, że tego tak nie zostawi i zaraz przyjdzie jej chłopak.
Mało przyjemna sytuacja. Co pani zrobiła?
Poinformowałam dyżurnego ruchu, że mam awanturującą się pasażerkę. Wtedy szybko się ulotniła. Ale i tak byłam zbyt zdenerwowana, by kontynuować kurs. Uspokoiłam się dopiero po rozmowie z mężem przez telefon, wsiadłam z powrotem za kierownicę i ruszyłam. Było mi przykro, że nikt w autobusie nie zareagował. Wszyscy tylko odwracali wzrok, a po wszystkim pytali tylko, czy pojedziemy dalej, czy mają czekać na kolejny autobus.
Przyznam, że wolałabym nie jechać ze zdenerwowanym kierowcą.
Nie rozumiem ludzi, którzy wchodzą do autobusu, robią kierowcy awanturę, po czym nie boją się z nim jechać. Przecież wiadomo, że zdenerwowana osoba o wiele łatwiej może popełnić błąd na drodze.
O co najczęściej awanturują się pasażerowie?
W zasadzie o wszystko. Wściekają się, gdy przyjeżdżamy na przystanki spóźnieni, czego przy korkach nie da się uniknąć, że pada deszcz, że jest zimno albo - dla odmiany - za gorąco. Nagminne są próby wymuszenia na nas otwarcia drzwi i wypuszczenia pasażerów poza przystankami. Czego nie możemy zrobić.
Kilka dni temu kobieta chciała przewieźć dużego psa bez kagańca. Nie miała go, więc poprosiłam ją o opuszczenie autobusu. Zaczęła mnie wyzywać i obrażać. Wyszła dopiero, gdy zgasiłam silnik i zgłosiłam incydent centrali. O wiele trudniej jest z bezdomnymi, bo na nich takie groźby nie działają. Pasażerowie zgłaszają nam, że taka osoba jest w pojeździe, cytuję: "Śmierdzi i źle się zachowuje", np. spożywa alkohol czy nawet pali papierosy. Ale kiedy zatrzymujemy autobus i czekamy na policję, bo problematyczny pasażer nie chce wysiąść, nagle wszystko obraca się przeciwko nam, bo każdemu się spieszy.
Sporo napiętych sytuacji. Czy zdarzyło się, że puściły pani nerwy?
Tak, ale to było dawno temu. Na początku pandemii w autobusach wprowadzono strefy buforowe. Wiele osób myślało chyba, że to nasz wymysł. Pewnego dnia pasażerka zaczęła na mnie krzyczeć, że to my napędzamy pandemię, a na dodatek nam za to płacą. Sugerowała, żebyśmy zamiast wymyślać, wzięli się za uczciwą pracę. Wiązanka, jaką puściła, była długa. Wtedy coś we mnie pękło. Powiedziałam: "Jak się pani nie podoba, to ja wychodzę". I tak zrobiłam. Postałam koło autobusu dwie minuty, pani wysiadła oburzona, wciąż na mnie nadając. A ja spokojnie wróciłam, odpaliłam silnik i pojechałam dalej.
Co jeszcze irytuje kierowców autobusów?
Trzymanie nóg na fotelu. To jest nagminne, zwłaszcza wśród młodych osób. A najczęściej po jakiejś ulewie, gdy jest pełno błota. Nieraz, gdy zwracam uwagę, słyszę: "Co panią to interesuje? Przecież to nie pani autobus". Ale ja też siadam na tych fotelach jako pasażer. Czasami zwracam uwagę im uwagę żartobliwie i mówię: "Może dać jeszcze kocyk, piwko otworzyć i podać orzeszki?". Wtedy robi im się głupio, przepraszają i zdejmują nogi.
Irytujące jest stawanie przy kabinie i rozmawianie przez telefon. Albo perfumowanie się czy malowanie paznokci. No i palacze, którzy zaciągają się tuż przed wejściem do autobusu, po czym wypuszczają dym w środku. Ja nie palę i strasznie mnie to denerwuje.
Na blogu opisuje pani, jak wyglądają przerwy kierowców. Nie zazdroszczę.
Każdemu kierowcy przysługuje 15 minut przerwy bez pasażerów. Może wtedy się zdrzemnąć, zjeść, pójść do toalety czy posiedzieć sobie, słuchając muzyki - każdy ma inny sposób na relaks. Gdy kasjerka idzie na przerwę, nikt jej nie przeszkadza i nie zadaje tysiąca pytań. Ale kierowca autobusu wg ludzi nie może mieć przerwy. Jeśli na pętli jest pomieszczenie socjalne, to nie ma problemu – idziemy tam i wracamy po przerwie. Gorzej, kiedy spędzamy ją w kabinie.
Co się wtedy dzieje?
Ludzie na ogół się dobijają i chcą koniecznie wejść do środka. Jedna z pasażerek stała pod drzwiami i krzyczała, żebym je natychmiast otworzyła, bo na moje miejsce jest 10 innych osób. A potem, jak gdyby nigdy nic, wsiadła do autobusu i czekała aż ją zawiozę. Kiedy jej powiedziałam, że mnie zdenerwowała i jak ja mam teraz jechać, odpowiedziała, że to nie jej problem i jak mi się nie podoba, to mogę zmienić pracę. Innym razem mężczyzna na 20 minut przed odjazdem otworzył sobie sam drzwi, krzycząc: "Co to za przerwa?!". A przecież każdy ma prawo do przerwy.
Coraz częściej za kółkiem autobusu możemy spotkać kobiety. Taki widok nikogo już nie powinien dziwić, ale może jest inaczej? Czy słyszy pani szowinistyczne teksty?
Rzeczywiście mamy coraz więcej kobiet w tym zawodzie, co mnie bardzo cieszy. Ale, choć już rzadziej, wciąż zdarza mi się słyszeć szowinistyczne i seksistowskie teksty. Nawet lekarka medycyny pracy, gdy przyjmowałam się do obecnej firmy, nie chciała mi podbić papierów, bo karmiłam jeszcze córkę piersią. Stwierdziła, że powinnam siedzieć w domu i zajmować się dzieckiem. Ale w końcu podpisała, bo powiedziałam, że w takiej sytuacji pójdę do lekarza, któremu nie będzie przeszkadzało, że mam rodzinę i chcę pracować w tym zawodzie.
Jestem mężatką, ale do pracy nie zakładam biżuterii ani obrączki. Zdarza się, że panowie zerkają na mój palec, fundują mi końskie zaloty, a kiedy nie jestem zainteresowana, twierdzą, że w tej pracy nigdy nie znajdę męża. Od kobiet najwięcej tekstów słyszę w niedzielę. Mówią, że powinnam siedzieć w domu i gotować mężowi obiad. Wtedy im odpowiadam, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby poszły do domu gotować.
Kiedyś zaś na jednym z przystanków wsiadł mężczyzna, stanął przy kabinie i cały czas chrząkał i wzdychał. Nie reagowałam, więc w końcu wypalił: "Wczoraj miała pani na sobie spódnicę! Tak nie może być. Specjalnie dziś na panią czekałem, żeby sobie na nogi popatrzeć. Kto mi odda za stracony czas?". Odpowiedziałam krótko: "Moje nogi, moja sprawa".
Jak się pani czuje, słysząc takie słowa?
Przestałam już brać je do siebie. Na ogół odpowiadam takim samym tonem, oczywiście, nie używając wulgaryzmów i nie obrażając nikogo. Albo po prostu nic nie mówię, tylko pogłaśniam radio.
W wielu dużych miastach, między innymi we Wrocławiu, brakuje kierowców autobusów. Z czego wynikają takie duże braki kadrowe?
Przyczyn jest kilka. Od kilku lat starzy kierowcy odchodzą na emerytury, a nikt wcześniej nie przykładał wagi, by szkolić młodych. Tego nie da się szybko nadrobić. Wynagrodzenie od wielu lat jest na podobnym poziomie, a podwyżki, które mają zachęcić nowe osoby, nie zawsze są wystarczające. Wiele osób woli jeździć ciężarówkami czy w branży turystycznej. Sam koszt uzyskania uprawnień jest niewspółmiernie wysoki względem otrzymywanego wynagrodzenia.
Ogrom kierowców z Ukrainy w momencie wybuchu wojny wrócił do domu, jeszcze inni pojechali dalej na Zachód w poszukiwaniu pracy. Kierowcy lubią jeździć, a nie stać w korkach. Frustruje ich więc coraz większy ruch samochodowy, brak wydzielonych buspasów czy wybetonowanych torowisk, po których mogłyby jeździć też autobusy.
Coraz więcej kierowców rezygnuje przez warunki zatrudnienia albo nerwowe sytuacje w pracy, które nasiliły się po pandemii. Mają dość takiego traktowania. Na porządku dziennym jest teraz pisanie przez pasażerów skarg z byle powodu. A to, że krawat nie zawiązany, a to autobus się spóźnił dwie minuty, a to kierowca krzywo spojrzał. Część z nich jest zasadna, jak palenie, rozmowy przez telefon trzymany w ręku czy styl jazdy. Jednak przeważa liczba tych bezzasadnych. Kiedyś czegoś takiego nie było. Wiele osób mówi otwarcie, że zmienia pracę dla spokoju. Znam takich, którzy zarabiają teraz mniej, ale są zadowoleni, bo nikt ich nie wzywa ani nie obraża. Odpoczywają psychicznie.
Muszę zapytać o jeszcze jedną rzecz – czy kierowcy rzeczywiście złośliwie zamykają drzwi przed nosem dobiegającym pasażerom?
Znam takie powiedzenie: "Pasażer dobiegający jest pasażerem kolejnego autobusu", ale to nie jest nasza złośliwość. Musimy mieć na uwadze wszystkich podróżujących - jeśli na każdym przystanku będziemy na kogoś czekać, będziemy coraz bardziej spóźnieni. Kolejną sprawą jest ograniczona widoczność w lusterku. Jeżeli ktoś dobiega prostopadle do autobusu, to my tej osoby w ogóle nie widzimy. A już na pewno nie jest tak, że gdy widzimy, że ktoś dobiega, to złośliwie zamykamy mu drzwi przed nosem. Zanim je zamkniemy, upewniamy się, czy wszyscy wsiedli. Naciskamy przycisk, pojawia się sygnał i dopiero wtedy zamykają się drzwi. To trwa jakieś dwie-trzy sekundy, więc jeśli w tym czasie ktoś dobiegnie, rzeczywiście drzwi zamkną mu się przed nosem. Ale nie z powodu złośliwości kierowcy.
Rozmawiała Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski
Właśnie trwa plebiscyt WP Kobieta #Wszechmocne2022. Zapraszamy do zgłaszania swoich nominacji w formularzu poniżej:
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.