Mamy sprzeczne wizje życia
Joanna nie ma wątpliwości, że na przeciwieństwach, choć te mogą się przyciągać, nie jest łatwo zbudować związek. - My z narzeczonym pochodziliśmy z zupełnie różnych środowisk. On był raczej takim domatorem, pracował, bawił się, ale bardzo nie lubił zmian. To ja się do niego przeprowadziłam, to ja zmieniłam pracę i środowisko, w którym żyłam.
30.08.2012 | aktual.: 31.08.2012 11:09
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Joanna nie ma wątpliwości, że na przeciwieństwach, choć te mogą się przyciągać, nie jest łatwo zbudować związek. - My z narzeczonym pochodziliśmy z zupełnie różnych środowisk. On był raczej takim domatorem, pracował, bawił się, ale bardzo nie lubił zmian. To ja się do niego przeprowadziłam, to ja zmieniłam pracę i środowisko, w którym żyłam.
Zawsze byłam aktywna i nie miałam z tym problemu. Często rozmawialiśmy, że tam, gdzie mieszkamy, w końcu nie będzie dla mnie możliwości rozwoju. Pewnego dnia otrzymałam telefon z pracy z propozycją awansu, tylko że wiązało się to z przeprowadzką do dużego miasta. Nagle okazało się, że on myślał, że ja tylko tak o tym gadam, a w skrytości ducha chcę być przykładną matką i żoną. Długo nie mogliśmy się dogadać, żadne z nas nie chciało ustąpić, zwłaszcza, że ja naprawdę nie czułam, że przyszedł czas na dziecko i ograniczenie aktywności w pracy.
Spore różnice
Jacek Wezgraj, psycholog i psychoterapeuta z koszalińskiej pracowni RELACJA, nie ma wątpliwości, że mimo rozmaitych różnic, zawsze jest coś, co łączy pary. - Żeby dwoje ludzi się sobą zainteresowało, ich systemy przekonań i wartości muszą być choć odrobinę styczne. Czasem różnice potrafią być jednak naprawdę spore.
A różnic tych można upatrywać na niemal każdej płaszczyźnie, co więcej: mogą ujawniać się nawet wtedy, kiedy małżonkowie czy partnerzy są przekonani, że dopadła ich stabilizacja i rutyna w życiu. Żona Jarosława miała żal o nowe hobby, które zmieniło mu pół życia. - Kolega zaprosił mnie raz na wypad nad jezioro. Taki ze schodzeniem pod wodę - opowiada. - Kiedyś nawet próbowałem nurkowania, ale dopiero teraz połknąłem prawdziwego bakcyla. Jednodniowe wypady zamieniły się w dłuższe, hobby wymagało coraz większych nakładów finansowych. Żona była zła. Kiedyś nawet próbowała odwieść mnie płaczem od wyjazdu i mówić, że nie myślę o rodzinie.
Jarosław twierdzi, że trochę histeryzowała, bo był dobrym mężem i ojcem swojej dorastającej córki. Próbował wciągnąć w hobby żonę, ale ona nie chciała, a awantury i ciche dni powtarzały się coraz częściej. - Żona myślała, że mam na tych wyjazdach kochankę i dlatego tak latam "po tych wszystkich jeziorach".
W czym można ustąpić?
Rozwiązanie problemu nie jest proste. Nie rozwiążą go ani żadne pigułki, ani stawianie sprawy na ostrzu noża. Zwłaszcza, że często nie chodzi po prostu o nowe hobby czy chęć zmiany pracy, bo kłopoty w związku, choć najbardziej ujawniające się w sprzecznej "wizji życia", dotyczą nie tylko jednej rzeczy.
Jacek Wezgraj mówi, że w takiej sytuacji najbardziej użyteczną czynnością będzie poszukiwanie kompromisu. - Musimy zastanowić się, na co możemy się zgodzić, w czym jedna i druga strona może ustąpić, a z drugiej strony poszukać tego, co nas połączyło, bo niemal zawsze udaje się coś takiego znaleźć.
Dlatego też, kiedy widzimy, że problemy w związku zaczynają być duże, nie warto zrzucać całej winy na drugą połówkę, a najpierw spróbować pracy nad sobą. Zastanowić się, gdzie nasze oczekiwania wobec życia są podobne, a na czym zależy nam mniej. A także nad tym, czy naprawdę chodzi o to, że mąż znalazł sobie nowe, czasochłonne hobby. To przecież nie musi oznaczać, że przestał interesować się rodziną - równie dobrze może pokazywać, że potrzebuje odrobiny niegroźnej niezależności, której nie czuł od lat.
Nie razem, a obok siebie
Według psychologa kłopot zwykle wynika z tego, że ludzie żyją lub zaczynają żyć nie razem, a obok siebie. Dlatego trzeba mieć oczy otwarte i brać pod uwagę nie tylko swoje potrzeby. Jarosław długo udowadniał żonie, że rodzina wciąż jest dla niego ważna. W końcu on sam wpadł na prosty pomysł, jak rozwiązać problem.
- Nie chciałem zrezygnować z nowej pasji, ale umówiliśmy się, że nie będę przeznaczał na nurkowanie więcej niż połowy urlopu w roku. Jakoś musi mi to starczyć. No i zacząłem gotować. Od czasu do czasu, zwłaszcza po wyjazdach, robię żonie bardziej lub mniej udane pod względem kulinarnym kolacje we dwoje i poświęcam jej zdwojoną uwagę. Myślę, że wciąż się boi, ale nie o to, jak ją mogą oszukiwać, ale o to, że mam nad sobą zawsze trochę wody. Joannie nie udało się wpaść na rozwiązanie, bo jej zdaniem nie było chęci naprawy z dwóch stron. - Nie wykluczałam dzieci, ale nie chciałam być z nimi zamknięta w domu przez całe lata - mówi. - A on nie chciał ustąpić nawet o milimetr, a powinien, bo zrobiłby to pierwszy raz.
Na pytanie, czy uważa, że pomoc psychologa mogła pomóc, odpowiedziała z wahaniem. - Możliwe, że tak - zamyśliła się. - Może jakoś by nas poprowadził, pomógłby pogadać. Ale może i nie. Dlaczego? Bo różnic było więcej, niż kiedykolwiek wcześniej przypuszczałam. Byliśmy długoletnią parą do pierwszego poważnego kryzysu, a to chyba świadczy o tym, że po prostu wtedy nie poznaliśmy się zbyt dobrze.
(bb)