Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Wybitna poetka, która chciała tylko kochać

„Gdy się miało szczęście, które się nie trafia: czyjeś ciało i ziemię całą, a została tylko fotografia, to – to jest bardzo mało” – nikt jak Maria Pawlikowska-Jasnorzewska nie potrafił w czterech strofach oddać głębi uczuć. Uznawana jest za jedną z najwybitniejszych polskich poetek piszących o miłości. Ostatnie lata jej życia naznaczone były jednak tęsknotą za krajem i rodziną, a do jej twórczości wkradł się głęboki pesymizm.

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Wybitna poetka, która chciała tylko kochać
Źródło zdjęć: © Agencja Forum
5

„Polska Safona” i „poetka miłości” przyszła na świat 24 listopada 1891 roku w Krakowie jako Maria Janina Kossak. Pochodziła ze szlacheckiej rodziny – jej ojcem był znany malarz Wojciech Kossak herbu Kos (1856-1942). Miała dwójkę rodzeństwa: starszego brata Jerzego, również malarza (1886-1955) i młodszą siostrę Magdalenę (1894-1972), pisarkę tworzącą pod przybranym nazwiskiem Samozwaniec, która zyskała przydomek „pierwszej damy polskiej satyry”.

Czarownica z Krakowa

Od dziecka obracała się w artystycznym środowisku. Rodzinny dworek Kossakówka położony w krakowskiej Dzielnicy I Stare Miasto na Smoleńsku tętnił życiem – bywali tutaj pisarze, malarze, muzycy, aktorzy, m.in. Henryk Sienkiewicz, Stefan Żeromski, Adam Asnyk, Ignacy Jan Paderewski, Julian Tuwim, Józef Conrad (Korzeniowski). Dworek w 1869 roku zakupił nestor rodu Juliusz Kossak (1824-1899), natomiast w 1884 dom przejął jego syn Wojciech, ojciec Marii.

„Siostry Kossakówny” Magdalena i Maria były sobie bardzo bliskie. „Koło mnie nierozerwalnie, mimo swoich trzech mężów, szła wciąż największa miłość mojego życia – czarownica z Krakowa, jak ją nazwał Tuwim – moja siostra Maria. W starym krakowskim dworku zimą i latem błyszczało i grzało nas gorące domowe słońce, nasz przecudny ojciec Wojciech Kossak, koło niego krzątała się nasza matka, Maniusia z Kisielnickich, srogi złotowłosy anioł z rózgą, ale zarazem i z niebywałym poczuciem humoru” – pisała Magdalena Samozwaniec w książce „Maria i Magdalena”.

Przyszła poetka, nazywana Lilką, a przez Juliana Tuwima również „staroświecką młodą panią z Krakowa”, nie chodziła do szkoły – nauki pobierała w domu, gdzie zdobyła wykształcenie humanistyczne; bardzo dużo czytała i nauczyła się kilku języków obcych. Przez krótki czas była również wolną słuchaczką Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie.

Była dzieckiem chorowitym – miała krzywicę, która rozwinęła się u niej na skutek złamania prawej ręki, a później ciągłego pochylania się nad zeszytami, w których pisała i rysowała. Bo oprócz zainteresowania poezją Maria miała również słabość do jazzu i akwareli, które chętnie malowała – głównym motywem jej obrazów były greckie nimfy.

Talent Lilki dostrzegła cała rodzina. Magdalena pisała o Marii, że była nieprzeciętnym dzieckiem – uważała ją za „nadzwyczajnie zdolną”. „Jasnowłosy, barokowy aniołek z wielkimi niebieskimi oczami, mając sześć lat, pisał już bezbłędnie, a mając siedem, komponował dziecinne wierszyki. (…) Lilka pisała od zawsze. Miała sześć lat i pisała już wierszyki nie gorsze od tych, które dzisiaj szacowne pisarki piszą dla dzieci”. Magdalena zanotowała również, że „pani Maniusia uważała się za matkę geniuszów i wierzyła święcie, że chociaż żadne z jej dzieci nie dorówna naprawdę niezwykłej córce Marii, to jednak z Jerzego będzie malarz równie sławny jak jego Ojciec i Dziadek, a z Magdaleny… jeszcze nie wiedziała co, ale w każdym razie też coś niezwykłego”.

Szalejąca w miłościach

Poezja Marii przesiąknięta jest miłością, zresztą trudno się dziwić, skoro Lilkę uznawano za osóbkę bardzo kochliwą. Magdalena Samozwaniec pisała o niej: „Była istotą z krwi gorącej i cienkich kości, i kobiecego ciała, które tylko pragnęło kochać...”. Sama Lilka mówiła o sobie: „Ja szaleję w miłościach”. Pierwszą wielką miłość Maria przeżyła jako szesnastolatka. Rodzice dziewczyny sprzeciwili się tej relacji, uznając, że ich córka powinna się uczyć, a nie zawracać sobie głowę chłopcami. Zakochani pisali więc do siebie czułe listy, a Maria dawała upust swoim uczuciom, tworząc romantyczne wiersze.

Pierwszy raz wyszła za mąż jako 24-latka. Poślubiła oficera armii austriackiej Władysława Bzowskiego. Małżeństwo nie było udane. Magdalena pisała o nim tak: „Kontuzjowany, wprowadzony przez swoją kuzynkę na Kossakówkę, leżał na leżaku i był przez pannę Lilę pielęgnowany. Mając wciąż kompleks swojej ułomności, postanowiła jak najszybciej wyjść za mąż. Aby sobie i swoim rówieśniczkom pokazać, jakie – mimo wszystko – ma powodzenie u mężczyzn. Związek Orlicy ze zwyczajnym domowym Kogutem nie mógł być udany. Toteż wkrótce poetka przekonała się, jak wielką popełniła pomyłkę, wychodząc za mąż za sympatycznego porucznika”.

Małżeństwo zostało unieważnione, a w 1919 roku Maria wyszła za Jana Gwalberta Henryka Pawlikowskiego juniora. Jan był młodszym synem Jana Gwalberta Pawlikowskiego, cenionego ekonomisty, polityka, historyka literatury i publicysty, który był miłośnikiem Tatr – założył czasopismo „Wierchy”, od 1913 roku był honorowym członkiem Towarzystwa Tatrzańskiego, a w 1927 otrzymał honorowe obywatelstwo Zakopanego. Maria i Jan jr zamieszkali w domu seniora – zakopiańskiej willi „Pod Jedlami”, którą zaprojektował Stanisław Witkiewicz, ojciec Witkacego.

Byli w sobie bardzo zakochani i mieli podobne zainteresowania: kochali poezję i oboje byli intelektualnie wyrobieni. Miłość do Jana to czas eksplozji talentu Marii. Zadebiutowała w 1922 roku wierszami opublikowanymi w „Skamandrze”. W tym samym roku ukazał się tomik poezji „Niebieskie migdały”, które spotkały się z uznaniem ze strony Jana Tuwima i Jana Lechonia.
W 1924 roku ukazały się wiersze zabrane w tomiku „Różowa magia” (z ilustracjami autorki), a dwa lata później zbiór „Pocałunki”, z którego pochodzą uwielbiane do dziś słynne czterowiersze Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Jak „Miłość”: „Nie widziałam cię już od miesiąca/ I nic. Jestem może bledsza/ Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca/ Lecz widać można żyć bez powietrza!”.

Jan jr miał jednak pewną słabość: zbyt mocno kochał wszystkie kobiety. Również to małżeństwo zakończyło się rozwodem – unieważniono je w 1929 roku. Wcześniej, bo w 1927, poetka zakochała się w José Manuelu Sarmento de Beires, portugalskim poecie, lotniku i majorze armii portugalskiej, który zasłynął pierwszym nocnym przelotem nad południowym Atlantykiem. Spotkali się w Paryżu i nawiązali namiętny romans. Ale to Stefan Jasnorzewski, oficer lotnictwa nazywany Lotkiem, okazał się tym, którego Maria poślubiła po raz trzeci, w 1931 roku. „Był naprawdę jej oddany aż do ostatniej chwili życia – pisała o tym związku Magdalena. – To był szalenie uroczy człowiek, bardzo się przyjaźniliśmy. (…) Kochał ją bardzo. Naprawdę miała w nim oparcie”.

Rodzice Lilki sprzeciwiali się temu małżeństwu – argumentowali, że Jasnorzewski nie pochodził ze szlachty, poza tym nauczeni doświadczeniem nie zamierzali pochwalać kolejnego małżeństwa córki. Maria i Jan wzięli ślub bez zgody i udziału jej rodziców. Dużo razem podróżowali – odwiedzili m.in. Włochy, Turcję, Afrykę Północną i Grecję. We wrześniu 1939 roku, po wystawieniu sztuki „Baba-Dziwo. Tragikomedia w 3 aktach” będącej ciętą satyrą na Adolfa Hitlera i metody jego rządzenia, Maria wyjechała do Francji, a następnie do Anglii, gdzie razem z mężem osiadła w Blackpool.
Przed śmiercią zachorowała na raka, który szybko zaczął dawać przerzuty, najbardziej atakując kręgosłup. Operowano ją dwukrotnie. Zmarła 9 lipca 1945 roku w Manchesterze. Pochowano ją na miejscowym cmentarzu.

Pisała wszędzie i na wszystkim

Maria miała wielu przyjaciół – była luźno związana z grupą poetycką Skamander. Bardzo ją lubiano, choć jak pisała o niej Magdalena, potrafiła być oschła i złośliwa. „Była bardzo zmienna. Nastrój, w jakim się znajdowała w danej chwili, zależał od tego, co właśnie przeżywała. Gdy była szczęśliwie zakochana, to była wesoła, promienna, a jak była nieszczęśliwie zakochana czy porzucona, to – smutna, melancholijna, kapryśna. Raczej skryta. Nikomu się nie zwierzała, nawet mnie. Jeśli już, to bardzo, bardzo rzadko. I nigdy się nie śmiała, chociaż mówiła doskonałe dowcipy. Nie śmiała się, bo – jak mawiała – śmiech to zmarszczki”.

Obraz
© ( Portret Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, pastel na papierze Stanisława Ignacego Witkiewicza (Witkacy), 1924 r. W zbiorach Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie/fot. PAP)

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska była poetką bardzo płodną. „Lilka potrafiła pisać wszędzie i na wszystkim. Siedząc przy rodzinnym stole, gdzie siedzieli wszyscy, głośno rozmawiając i śmiejąc się. Klęczała wówczas na poduszce, opierała zeszycik na stole i pisała, co jakiś czas wtrącając się do ogólnej rozmowy. Albo w ogrodzie, pracowni, albo kiedy razem jeździłyśmy na rowerach na Bielany. Kładła się w rowie na brzuszku na jakimś kocyku i tworzyła” – zanotowała Magdalena.

Pawlikowską-Jasnorzewską nie interesował patos, a szczerość, codzienność i realizm stale obecne w jej twórczości. Wydała kilkanaście zbiorów wierszy i kilkanaście dramatów. Publikowała m.in. w „Bluszczu”, „Cyruliku Warszawskim”, „Gazecie Polskiej”. Należała do PEN Clubu. Za wkład w rozwój polskiej poezji uhonorowano ją Złotym Wawrzynem Polskiej Akademii Literatury oraz nagrodą literacką miasta Krakowa.

Mylą się jednak ci, którzy uważają, że Maria Pawlikowska-Jasnorzewska pisała tylko o miłości. Ogromne piętno odcisnęła na niej II wojna światowa i przymusowa emigracja oraz związana z nią tęsknota za ojczyzną i bliskimi. W swojej twórczości podejmowała takie tematy jak samotność, śmierć, przemijanie, prawa natury. Ostatnie tomiki poetki przesiąknięte są pesymizmem i katastrofizmem. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska była zresztą zafascynowana Arthurem Schopenhauerem, niemieckim filozofem, przedstawicielem pesymizmu. Interesowała się również spirytyzmem i okultyzmem. W czasie wojennej zawieruchy robiła notatki scalone przez Rafała Podrazę, badacza losów Kossaków, i wydane pod tytułem „Wojnę szatan spłodził. Zapiski 1939-1945”.

Twórczość Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej często pojawia się w piosenkach – m.in. u Ewy Demarczyk, Grzegorza Turnaua i Czesława Niemena. Na jej cześć nazwano jedną z planetoid – (4114) Jasnorzewska.

Ewa Podsiadły-Natorska/(gabi)/WP Kobieta

Korzystałam z: „Lilka. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska we wspomnieniach i listach”, Mariola Pryzwan, wyd. MG, Warszawa 2015 „Maria i Magdalena”, Magdalena Samozwaniec, wyd. Świat Książki, Warszawa 2010 „Zalotnica niebieska”, Magdalena Samozwaniec, wyd. Świat Książki, Warszawa 2012

Wybrane dla Ciebie

Była wicemiss Warmii i Mazur walczy o życie. "Wyszła na ulicę i padła"
Była wicemiss Warmii i Mazur walczy o życie. "Wyszła na ulicę i padła"
Szokujące odkrycie w warszawskim parku. Oto co znalazły dzieci
Szokujące odkrycie w warszawskim parku. Oto co znalazły dzieci
Widzisz taki wieszak? Natychmiast wyjdź i dzwoń na policję
Widzisz taki wieszak? Natychmiast wyjdź i dzwoń na policję
Namawiała męża, by gwałcił Ukrainki. Jest wyrok dla Rosjanki
Namawiała męża, by gwałcił Ukrainki. Jest wyrok dla Rosjanki
Pod żadnym pozorem nie dotykaj. W trzech województwach już się zaczęło
Pod żadnym pozorem nie dotykaj. W trzech województwach już się zaczęło
Wdał się w romans. Po śmierci wyszło na jaw coś jeszcze
Wdał się w romans. Po śmierci wyszło na jaw coś jeszcze
Jak często zmieniać piżamę? Wiele osób nie zdaje sobie sprawy
Jak często zmieniać piżamę? Wiele osób nie zdaje sobie sprawy
Największy złodziej prądu. Tyle zapłacisz rocznie
Największy złodziej prądu. Tyle zapłacisz rocznie
Uroda była jej przekleństwem. "Pokazywano mnie i mój biust"
Uroda była jej przekleństwem. "Pokazywano mnie i mój biust"
Wysoka cena za brak wzorców męskości. "Dojrzewanie to kluczowy moment"
Wysoka cena za brak wzorców męskości. "Dojrzewanie to kluczowy moment"
Naturalny "eliksir młodości". Działa zbawiennie na dojrzałą skórę
Naturalny "eliksir młodości". Działa zbawiennie na dojrzałą skórę
Przesuszona skóra na łokciach? Domowy kosmetyk zastąpi drogie kremy
Przesuszona skóra na łokciach? Domowy kosmetyk zastąpi drogie kremy