Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Wybitna poetka, która chciała tylko kochać
„Gdy się miało szczęście, które się nie trafia: czyjeś ciało i ziemię całą, a została tylko fotografia, to – to jest bardzo mało” – nikt jak Maria Pawlikowska-Jasnorzewska nie potrafił w czterech strofach oddać głębi uczuć. Uznawana jest za jedną z najwybitniejszych polskich poetek piszących o miłości. Ostatnie lata jej życia naznaczone były jednak tęsknotą za krajem i rodziną, a do jej twórczości wkradł się głęboki pesymizm.
24.11.2015 | aktual.: 14.09.2017 10:15
„Polska Safona” i „poetka miłości” przyszła na świat 24 listopada 1891 roku w Krakowie jako Maria Janina Kossak. Pochodziła ze szlacheckiej rodziny – jej ojcem był znany malarz Wojciech Kossak herbu Kos (1856-1942). Miała dwójkę rodzeństwa: starszego brata Jerzego, również malarza (1886-1955) i młodszą siostrę Magdalenę (1894-1972), pisarkę tworzącą pod przybranym nazwiskiem Samozwaniec, która zyskała przydomek „pierwszej damy polskiej satyry”.
Czarownica z Krakowa
Od dziecka obracała się w artystycznym środowisku. Rodzinny dworek Kossakówka położony w krakowskiej Dzielnicy I Stare Miasto na Smoleńsku tętnił życiem – bywali tutaj pisarze, malarze, muzycy, aktorzy, m.in. Henryk Sienkiewicz, Stefan Żeromski, Adam Asnyk, Ignacy Jan Paderewski, Julian Tuwim, Józef Conrad (Korzeniowski). Dworek w 1869 roku zakupił nestor rodu Juliusz Kossak (1824-1899), natomiast w 1884 dom przejął jego syn Wojciech, ojciec Marii.
„Siostry Kossakówny” Magdalena i Maria były sobie bardzo bliskie. „Koło mnie nierozerwalnie, mimo swoich trzech mężów, szła wciąż największa miłość mojego życia – czarownica z Krakowa, jak ją nazwał Tuwim – moja siostra Maria. W starym krakowskim dworku zimą i latem błyszczało i grzało nas gorące domowe słońce, nasz przecudny ojciec Wojciech Kossak, koło niego krzątała się nasza matka, Maniusia z Kisielnickich, srogi złotowłosy anioł z rózgą, ale zarazem i z niebywałym poczuciem humoru” – pisała Magdalena Samozwaniec w książce „Maria i Magdalena”.
Przyszła poetka, nazywana Lilką, a przez Juliana Tuwima również „staroświecką młodą panią z Krakowa”, nie chodziła do szkoły – nauki pobierała w domu, gdzie zdobyła wykształcenie humanistyczne; bardzo dużo czytała i nauczyła się kilku języków obcych. Przez krótki czas była również wolną słuchaczką Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie.
Była dzieckiem chorowitym – miała krzywicę, która rozwinęła się u niej na skutek złamania prawej ręki, a później ciągłego pochylania się nad zeszytami, w których pisała i rysowała. Bo oprócz zainteresowania poezją Maria miała również słabość do jazzu i akwareli, które chętnie malowała – głównym motywem jej obrazów były greckie nimfy.
Talent Lilki dostrzegła cała rodzina. Magdalena pisała o Marii, że była nieprzeciętnym dzieckiem – uważała ją za „nadzwyczajnie zdolną”. „Jasnowłosy, barokowy aniołek z wielkimi niebieskimi oczami, mając sześć lat, pisał już bezbłędnie, a mając siedem, komponował dziecinne wierszyki. (…) Lilka pisała od zawsze. Miała sześć lat i pisała już wierszyki nie gorsze od tych, które dzisiaj szacowne pisarki piszą dla dzieci”. Magdalena zanotowała również, że „pani Maniusia uważała się za matkę geniuszów i wierzyła święcie, że chociaż żadne z jej dzieci nie dorówna naprawdę niezwykłej córce Marii, to jednak z Jerzego będzie malarz równie sławny jak jego Ojciec i Dziadek, a z Magdaleny… jeszcze nie wiedziała co, ale w każdym razie też coś niezwykłego”.
Szalejąca w miłościach
Poezja Marii przesiąknięta jest miłością, zresztą trudno się dziwić, skoro Lilkę uznawano za osóbkę bardzo kochliwą. Magdalena Samozwaniec pisała o niej: „Była istotą z krwi gorącej i cienkich kości, i kobiecego ciała, które tylko pragnęło kochać...”. Sama Lilka mówiła o sobie: „Ja szaleję w miłościach”. Pierwszą wielką miłość Maria przeżyła jako szesnastolatka. Rodzice dziewczyny sprzeciwili się tej relacji, uznając, że ich córka powinna się uczyć, a nie zawracać sobie głowę chłopcami. Zakochani pisali więc do siebie czułe listy, a Maria dawała upust swoim uczuciom, tworząc romantyczne wiersze.
Pierwszy raz wyszła za mąż jako 24-latka. Poślubiła oficera armii austriackiej Władysława Bzowskiego. Małżeństwo nie było udane. Magdalena pisała o nim tak: „Kontuzjowany, wprowadzony przez swoją kuzynkę na Kossakówkę, leżał na leżaku i był przez pannę Lilę pielęgnowany. Mając wciąż kompleks swojej ułomności, postanowiła jak najszybciej wyjść za mąż. Aby sobie i swoim rówieśniczkom pokazać, jakie – mimo wszystko – ma powodzenie u mężczyzn. Związek Orlicy ze zwyczajnym domowym Kogutem nie mógł być udany. Toteż wkrótce poetka przekonała się, jak wielką popełniła pomyłkę, wychodząc za mąż za sympatycznego porucznika”.
Małżeństwo zostało unieważnione, a w 1919 roku Maria wyszła za Jana Gwalberta Henryka Pawlikowskiego juniora. Jan był młodszym synem Jana Gwalberta Pawlikowskiego, cenionego ekonomisty, polityka, historyka literatury i publicysty, który był miłośnikiem Tatr – założył czasopismo „Wierchy”, od 1913 roku był honorowym członkiem Towarzystwa Tatrzańskiego, a w 1927 otrzymał honorowe obywatelstwo Zakopanego. Maria i Jan jr zamieszkali w domu seniora – zakopiańskiej willi „Pod Jedlami”, którą zaprojektował Stanisław Witkiewicz, ojciec Witkacego.
Byli w sobie bardzo zakochani i mieli podobne zainteresowania: kochali poezję i oboje byli intelektualnie wyrobieni. Miłość do Jana to czas eksplozji talentu Marii. Zadebiutowała w 1922 roku wierszami opublikowanymi w „Skamandrze”. W tym samym roku ukazał się tomik poezji „Niebieskie migdały”, które spotkały się z uznaniem ze strony Jana Tuwima i Jana Lechonia.
W 1924 roku ukazały się wiersze zabrane w tomiku „Różowa magia” (z ilustracjami autorki), a dwa lata później zbiór „Pocałunki”, z którego pochodzą uwielbiane do dziś słynne czterowiersze Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Jak „Miłość”: „Nie widziałam cię już od miesiąca/ I nic. Jestem może bledsza/ Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca/ Lecz widać można żyć bez powietrza!”.
Jan jr miał jednak pewną słabość: zbyt mocno kochał wszystkie kobiety. Również to małżeństwo zakończyło się rozwodem – unieważniono je w 1929 roku. Wcześniej, bo w 1927, poetka zakochała się w José Manuelu Sarmento de Beires, portugalskim poecie, lotniku i majorze armii portugalskiej, który zasłynął pierwszym nocnym przelotem nad południowym Atlantykiem. Spotkali się w Paryżu i nawiązali namiętny romans. Ale to Stefan Jasnorzewski, oficer lotnictwa nazywany Lotkiem, okazał się tym, którego Maria poślubiła po raz trzeci, w 1931 roku. „Był naprawdę jej oddany aż do ostatniej chwili życia – pisała o tym związku Magdalena. – To był szalenie uroczy człowiek, bardzo się przyjaźniliśmy. (…) Kochał ją bardzo. Naprawdę miała w nim oparcie”.
Rodzice Lilki sprzeciwiali się temu małżeństwu – argumentowali, że Jasnorzewski nie pochodził ze szlachty, poza tym nauczeni doświadczeniem nie zamierzali pochwalać kolejnego małżeństwa córki. Maria i Jan wzięli ślub bez zgody i udziału jej rodziców. Dużo razem podróżowali – odwiedzili m.in. Włochy, Turcję, Afrykę Północną i Grecję. We wrześniu 1939 roku, po wystawieniu sztuki „Baba-Dziwo. Tragikomedia w 3 aktach” będącej ciętą satyrą na Adolfa Hitlera i metody jego rządzenia, Maria wyjechała do Francji, a następnie do Anglii, gdzie razem z mężem osiadła w Blackpool.
Przed śmiercią zachorowała na raka, który szybko zaczął dawać przerzuty, najbardziej atakując kręgosłup. Operowano ją dwukrotnie. Zmarła 9 lipca 1945 roku w Manchesterze. Pochowano ją na miejscowym cmentarzu.
Pisała wszędzie i na wszystkim
Maria miała wielu przyjaciół – była luźno związana z grupą poetycką Skamander. Bardzo ją lubiano, choć jak pisała o niej Magdalena, potrafiła być oschła i złośliwa. „Była bardzo zmienna. Nastrój, w jakim się znajdowała w danej chwili, zależał od tego, co właśnie przeżywała. Gdy była szczęśliwie zakochana, to była wesoła, promienna, a jak była nieszczęśliwie zakochana czy porzucona, to – smutna, melancholijna, kapryśna. Raczej skryta. Nikomu się nie zwierzała, nawet mnie. Jeśli już, to bardzo, bardzo rzadko. I nigdy się nie śmiała, chociaż mówiła doskonałe dowcipy. Nie śmiała się, bo – jak mawiała – śmiech to zmarszczki”.
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska była poetką bardzo płodną. „Lilka potrafiła pisać wszędzie i na wszystkim. Siedząc przy rodzinnym stole, gdzie siedzieli wszyscy, głośno rozmawiając i śmiejąc się. Klęczała wówczas na poduszce, opierała zeszycik na stole i pisała, co jakiś czas wtrącając się do ogólnej rozmowy. Albo w ogrodzie, pracowni, albo kiedy razem jeździłyśmy na rowerach na Bielany. Kładła się w rowie na brzuszku na jakimś kocyku i tworzyła” – zanotowała Magdalena.
Pawlikowską-Jasnorzewską nie interesował patos, a szczerość, codzienność i realizm stale obecne w jej twórczości. Wydała kilkanaście zbiorów wierszy i kilkanaście dramatów. Publikowała m.in. w „Bluszczu”, „Cyruliku Warszawskim”, „Gazecie Polskiej”. Należała do PEN Clubu. Za wkład w rozwój polskiej poezji uhonorowano ją Złotym Wawrzynem Polskiej Akademii Literatury oraz nagrodą literacką miasta Krakowa.
Mylą się jednak ci, którzy uważają, że Maria Pawlikowska-Jasnorzewska pisała tylko o miłości. Ogromne piętno odcisnęła na niej II wojna światowa i przymusowa emigracja oraz związana z nią tęsknota za ojczyzną i bliskimi. W swojej twórczości podejmowała takie tematy jak samotność, śmierć, przemijanie, prawa natury. Ostatnie tomiki poetki przesiąknięte są pesymizmem i katastrofizmem. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska była zresztą zafascynowana Arthurem Schopenhauerem, niemieckim filozofem, przedstawicielem pesymizmu. Interesowała się również spirytyzmem i okultyzmem. W czasie wojennej zawieruchy robiła notatki scalone przez Rafała Podrazę, badacza losów Kossaków, i wydane pod tytułem „Wojnę szatan spłodził. Zapiski 1939-1945”.
Twórczość Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej często pojawia się w piosenkach – m.in. u Ewy Demarczyk, Grzegorza Turnaua i Czesława Niemena. Na jej cześć nazwano jedną z planetoid – (4114) Jasnorzewska.
Ewa Podsiadły-Natorska/(gabi)/WP Kobieta
Korzystałam z: „Lilka. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska we wspomnieniach i listach”, Mariola Pryzwan, wyd. MG, Warszawa 2015 „Maria i Magdalena”, Magdalena Samozwaniec, wyd. Świat Książki, Warszawa 2010 „Zalotnica niebieska”, Magdalena Samozwaniec, wyd. Świat Książki, Warszawa 2012