Maria Peszek: jestem hedonistką
Maria Peszek to jedna z najbardziej utalentowanych polskich artystek. Jej debiutancka płyta "Miasto Mania" przyniosła jej rozgłos i grono oddanych fanów. Mówi się o niej, że jest "żywym wierszem", a jej koncerty przypominają teatralny spektakl, pełen symboli i rekwizytów. O snach o Warszawie i swoich pasjach opowiada Wirtualnej Polsce.
09.10.2006 | aktual.: 10.10.2006 12:23
Maria Peszek to jedna z najbardziej utalentowanych polskich artystek. Urodziła się we Wrocławiu, ale od 10 lat mieszka w Warszawie. Jej debiutancka płyta "Miasto Mania" przyniosła jej rozgłos i grono oddanych fanów. Mówi się o niej, że jest "żywym wierszem", a jej koncerty przypominają teatralny spektakl, pełen symboli i rekwizytów. O snach o Warszawie i swoich pasjach opowiada Wirtualnej Polsce.
(fot. Paweł Janecki)
Po ukazaniu się Pani debiutanckiej płyty "Miasto Mania" mieszkańcy Warszawy oszaleli na Pani punkcie. Jak Pani uważa, w czym tkwi fenomen płyty?
Ta płyta powstała z marzenia. Z wewnętrznej konieczności opowiedzania o moim świecie. Absolutnie poza komercyjnymi kalkulacjami głównie dlatego, że się na nich nie znam, ale także dlatego, że nie o to w tym wszystkim chodziło. To bardzo osobista, silnie emocjonalna wypowiedź. Może to właśnie sprawia, że "miasto mania" jest tak wielu ludziom bliska?
Dlaczego Warszawa jest dla Pani tak ważna? Urodziła się Pani we Wrocławiu... Jakby Pani określiła życie w stolicy? Czy często powraca Pani do Wrocławia?
W Warszawie mieszkam od dziesięciu lat. To niełatwe miasto zaakceptowało mnie i przyjęło jak żadne inne. Jest otwarte na przybyszy i choć nie idealne, nie ma kompleksów. Warszawa jest ruchliwa, pogodna, w moim odczuciu sprzyja odważnym pomysłom i nieszablonowym osobowościom.
Ma Pani dość napięty grafik, ze względu na trasę koncertową. Czy przy takim napiętym planie podróży udaje się Pani wykraść trochę chwil dla siebie i bliskich? Czym się Pani zajmuje w wolnym czasie?
Staję się kurą domową, co uwielbiam. Nic tak nie relaksuje mnie jak gotowanie i krzątanie się po domu. Moją tajną pasją jest sprzątanie łazienki. To właśnie wtedy resetuję moje przeciążone myśli, ale też tam właśnie pojawiają się nowe pomysły. Podkreśla Pani, że zawsze chciała być artystką - najpierw zrodził się pomysł występowania w cyrku, później chciała być Pani śpiewaczką operową. Czy w przyszłości zamierza Pani zrealizować te marzenia?
Myślę, że na cyrk jest już zdecydowanie za późno...Ale o operze wciąż myślę.
Pani pasją jest również aktorstwo. Pani role, m.in. w bajce dla dorosłych Kubuś P. według książki Alana Alexandra Milne'a oraz w "Słowach Bożych" w reżyserii Piotra Tomaszuka zostały bardzo dobrze przyjęte przez krytyków. Ma Pani również na koncie kilkanaście ról w Teatrze Telewizji. Co takiego jest w aktorstwie, co Panią najbardziej pociąga? Która z dotychczas zagranych ról była Pani najbliższa?
Wszystkie role czegoś mnie nauczyły, zwłaszcza te z którymi najbardziej się zmagałam. Mam wielki sentyment do Kubusia P. - to w jakimś sensie moje alter ego... bardzo tęsknię za Iwoną, Księżniczką Burgunda a także za Elżbietą Bam. Teraz mam przerwę od teatru, muzyka nie pozwala mi skupić się na niczym poza nią, ale już 15-tego października w Teatrze Telewizji późną porą wieczorową będzie premiera "Trelemoreli" najnowszego tekstu Tadeusza Różewicza z moim udziałem - zapraszam!
Na scenie serwuje Pani widzom prawdziwy spektakl - gesty, słowa, przedmioty, symbole. Jaką jest Pani kobietą na co dzień? Prosiłabym chociaż o trzy przymiotniki.
Jestem hedonistką, uwielbiam rozpieszczać siebie i tych, których kocham. Jestem bardzo wymagająca. Chcę, żeby wszystko co robię było najlepsze na świecie. Bywam trudna, upierdliwa, zrzędliwa. Pyskuję. Nie sypiam najlepiej, ale jeśli już mam genialnej urody sny... staram się przetłumaczyć je na język moich piosenek.
Serdecznie dziękuję za rozmowę i pozdrawiam
POZDRAWIAM Z WARSZAWY I DO ZOBACZENIA W GDYNI!