Maroko: Kozy na drzewach
Z daleka wyglądają niczym wycięta z tektury dekoracja. Dopiero, gdy podchodzę bliżej, widzę, że to żywe stworzenia. Jedne ucztują w gałęziach, inne próbują wspinać się po sękatych pniach na górę. Każda potrafi zjeść kilka kilogramów owoców, z których uzyskuje się słynny olej nazywany „płynnym złotem Maroka”.
Z daleka wyglądają niczym wycięta z tektury dekoracja. Dopiero, gdy podchodzę bliżej, widzę, że to żywe stworzenia. Jedne ucztują w gałęziach, inne próbują wspinać się po sękatych pniach na górę. Każda potrafi zjeść kilka kilogramów owoców, z których uzyskuje się słynny olej nazywany „płynnym złotem Maroka”.
Kozy na arganowych drzewach to symbol Maroka. Są jak Coloseum dla Rzymu czy Wieża Eiffla dla Paryża. Ten charakterystyczny obrazek można znaleźć we wszystkich folderach, przewodnikach i widokówkach. To obowiązkowy punkt programu każdej wycieczki, którego nie można pominąć.
Argania żelazna, bo taką nazwę ma ulubione przez kozy drzewo, rośnie tylko na południowym zachodzie tego kraju, na obszarze ponad 800 tys. ha. To drzewo endemiczne – w żadnym innym miejscu na świecie nie udała się jego uprawa. A ponieważ z jego owoców otrzymuje się wspaniały olej – nazywane jest w Maroku drzewem życia.
Pierwsze arganie pojawiły się na tych terenach już trzeciorzędzie. Drzewom tym nie przeszkadza ostry i pustynny klimat, a to głownie dzięki korzeniom, które w poszukiwaniu wody wrastają nawet do 30 metrów w ziemię, tym samym pomagają ja rozpulchnić. Jednocześnie zapobiegają erozji stanowiąc naturalną barierę przeciwko pustynnieniu terenów. Argania żyje długo, nawet 250 – 300 lat, a owocować zaczyna dopiero po pól wieku. Owoce przypominają wyglądem oliwki, choć są od nich większe. Pod mięsista skórką znajduje się pestka, która skrywa jedno, dwa, a nawet trzy ziarna w kształcie migdała. Te owoce to przysmak kóz. Mięsista część zostaje strawiona, pestki pozostają i to właśnie one są wykorzystywane do produkcji oleju.
„Swoje” kozy spotykam przy drodze z Agadiru do Taroudant, leżącego w dolinie rzeki Sus – największego zagłębia arganowych drzew. Wypasa je starszy Berber ubrany w charakterystyczna galabiję. Ale tu rola mężczyzn się kończy. Zgodnie z tradycją tłoczeniem arganowego oleju zajmują się wyłącznie kobiety. Są one zrzeszone w specjalnych manufakturach , które ze sobą nie konkurują. Ich celem jest wzajemna pomoc, edukacja, a także wspieranie kobiet w zawodowej realizacji. W wielu manufakturach olej wciąż tłoczy się tradycyjnymi metodami, ręcznie miażdżąc każda pestkę. Uwolnione ziarna następnie delikatnie się praży, zalewa wodą i w specjalnych maszynach tłoczy emulsję, a z niej odzyskuje ceniony w kosmetyce, medycynie i kuchni olej. Jak długi i żmudny jest to proces może świadczyć fakt, że do wyprodukowania jednego litra potrzeba ok. 30 kg owoców!
Aby przyspieszyć proces produkcji oleju, usprawniono jego odzyskiwanie stosując do ekstrakcji rozpuszczalniki chemiczne. Uzyskany w ten sposób olej można wykorzystywać jedynie w przemyśle kosmetycznym. „Złoto Maroka” zawiera dwa razy więcej witaminy E niż oliwa z oliwek. Ponadto jest skarbnicą cennych substancji antykancerogennych. Wzmacnia system immunologiczny, obniża zawartość tłuszczu we krwi, poprawia krążenie, reguluje ciśnienie, spowalnia procesy starzenia się, regeneruje już zniszczone i chore komórki – to tylko niektóre z zalet oleju arganowego. Nic dziwnego, że część środków pozyskanych z produkcji w kobiecych manufakturach przeznaczana jest też na ochronę rzadkich arganii.
Kozy są nie tylko miłośnikami owoców, ale też największymi szkodnikami. Siedząc na wierzchołkach pałaszują nie tylko owoce, ale skutecznie ogałacają z liści drzewa. Dzieła zniszczenia dopełniają trudne warunki klimatyczne, rabunkowe pozyskiwanie drewna n p. na opał czy też rozwój urbanizacji.
Aby zapobiec procesowi niszczenia arganii podjęto decyzję, aby nasadzać dwa razy więcej drzew niż się ich wycina. A w 1998 r. obszary, na których rosną drzewa zostały wpisane na listę Rezerwatów Biosfery UNESCO.
(mpi/sr)