Marta Romankiv: sztuka stała się narzędziem do tego, żeby imigranci po raz pierwszy zagłosowali w Polsce
W ramach projektu artystycznego Marta Romankiv ustawiła urny wyborcze w Warszawie, Lublinie, Szczecinie, Białymstoku, Poznaniu i Gdańsku. Tym sposobem zachęcała imigrantów do oddania swojego głosu w wyborach prezydenckich. Urny do tej pory pozostają zamknięte, a zebrane głosy nigdy nie będą podliczone.
03.07.2020 14:24
Klaudia Kolasa, WP Kobieta: Długo mieszkasz już w Polsce? Co spowodowało, że zdecydowałaś się na przeprowadzkę?
Marta Romankiv, artystka interdyscyplinarna: Przeprowadziłam się tu 5 lat temu. Powodem były tak naprawdę studia. Wcześniej przygotowywałam się do przeprowadzki, m.in. ucząc się języka polskiego. Teraz już jestem właściwie przed obroną. Robię też swoje wystawy i projekty artystyczne.
Pamiętasz swoje pierwsze wrażenia?
Bardzo dużo rzeczy zaskoczyło mnie w Polsce pozytywnie. Jest tutaj dużo wspaniałych, mądrych ludzi, aktywnych społecznie, którzy chcą zmiany. Byłam pod wrażeniem polskiej sztuki, przede wszystkim chodzi mi o sztukę krytyczną, której wcześniej nie znałam. Bardzo polubiłam Polskę i teraz czuję się tu jak w domu. Myślę, że chciałabym tu zostać.
Zajmujesz się sztuką. Jakie tematy poruszasz w swoich pracach?
Zajmuję się działaniami trochę na pograniczu sztuki i aktywizmu. Podejmuję tematykę wykluczenia, granic, narodowości, państwa jako ustroju, czym jest to państwo. Robiłam projekty z bezdomnymi, z uchodźcami. Często moje działania polegają na skonstruowaniu konkretnej sytuacji społecznej.
Walczysz m.in. o prawa kobiet. Co według ciebie powinno się w Polsce zmienić w tej kwestii?
Jest bardzo duże pole do walki, jeśli chodzi o prawa kobiet. Po pierwsze, kobiety w Polsce zarabiają mniej od mężczyzn. Po drugie, jeśli są w wieku reprodukcyjnym, ciężko jest im otrzymać umowę o pracę. Po trzecie – prawo do aborcji. W Ukrainie (przyp. red. Marta Romankiv popiera Yulię Krivich, która protestowała przed Dworcem Zachodnim, aby używać sformułowania "w Ukrainie" zamiast "na Ukrainie") aborcja jest całkowicie legalna. Dziwi mnie to, że tutaj kobieta nie może sama decydować o swoim ciele, ale to oczywisty problem. Już dużo było powiedziane na ten temat.
A jest coś, co szczególnie dotyka mieszkających w Polsce Ukrainek?
Samo postrzeganie Ukrainek. Często spotykają się z takimi insynuacjami, że emigrowały do Polski, żeby wyjść tutaj za mąż dla obywatelstwa. Sama się z tym spotkałam. Mówiono do mnie: "wiesz co, może pójdziesz ze mną na randkę? Bo wiesz… jestem Polakiem". Dla mnie taka postawa, że "jestem Polakiem i powinnaś pójść ze mną na randkę", jest nie do przyjęcia.
Pracownicy i pracownice z Ukrainy też spotykają się z nierównym traktowaniem. Mam znajomą, która jest krawcową i żali mi się, że pracuje w gorszych warunkach niż Polki, że jest inaczej traktowana i nie wie, co z tym powinna zrobić.
Wielu imigrantów uważa, że nawiązywanie kontaktów z Polakami jest trudne. A jak jest w twoim przypadku? Trzymasz się tutaj bardziej ze społecznością ukraińską czy polską?
Trzymam się bardziej ze społecznością polską, przez to, że dość szybko się zintegrowałam, ale mam też znajomych i znajome z Ukrainy.
Mieszkasz tu już 5 lat, obserwujesz bieżące wydarzenia w kraju, wybory. Rozmawiacie ze znajomymi o polityce?
Tak, jak najbardziej. Nie chciałabym mówić publicznie o swoich preferencjach, natomiast każdy ma własne zdanie, wielu moich znajomych jest bardzo zaangażowanych politycznie i społecznie. W którymś momencie zaczęłam się czuć mocno związana z Polską, zaczęłam się czuć częścią polskiej społeczności i wspólnoty.
Mam wyrobione stanowisko w temacie tutejszej polityki. Dotyczy mnie ona bezpośrednio, natomiast polityka w Ukrainie niekoniecznie. Dotyczy mojej rodziny, a ja nie jestem aż tak bardzo na bieżąco, bo te decyzje nie wpływają w żaden sposób na moje życie. Chciałabym bardzo głosować w Polsce, bardziej niż w Ukrainie.
Zobacz także
I to zainspirowało cię do stworzenia projektu "WYBORY"...
Razem ze znajomymi dyskutowaliśmy o tym, że jesteśmy w jakiś sposób wykluczeni z systemu demokratycznego wyboru, a bardzo chcielibyśmy, żeby nasze zdanie było ważne. A nie jest. Dodatkowym impulsem było też to, że w zeszłorocznej debacie przed wyborami parlamentarnymi temat polityki migracyjnej był zupełnie pominięty przez wszystkich kandydatów.
Więc postawiłaś urny wyborcze w największych polskich miastach i zachęciłaś imigrantów do oddania swojego głosu. Symbolicznie. Z jakimi reakcjami się spotkaliście na ulicy?
Bałam się, że pojawi się agresja wobec hasła, że imigranci powinni głosować, ale reakcje były pozytywne. Oczywiście nie wszyscy się z tym zgadzali, ale pojawiła się przestrzeń do dialogu. Natomiast hejt wylał się w internecie, w reakcjach na Facebooku. Właściwie tego się spodziewałam. Niektóre komentarze trzeba było usuwać, bo były zbyt agresywne.
Czego dotyczyły?
Głównie pojawiały się hasła: "wracajcie do siebie", "jeżeli wam się tutaj nie podoba, to czy w Ukrainie imigranci mogą głosować?". Od razu odpowiadam: nie, w Ukrainie też imigranci nie mogą głosować, ale uważam, że to nie jest argumentem za tym, że tak nie powinno być. Ja bym bardzo chciała, żeby tam również imigranci i imigrantki głosowali.
W ramach projektu wysłałaś też do kandydatów na prezydenta listę pytań o politykę Polski wobec imigrantów i imigrantek. Doczekałaś się odpowiedzi?
Niestety nie, ale planuję wysłać listę jeszcze raz do dwóch kandydatów, którzy przeszli do II tury wyborów.
Z jakimi problemami najczęściej mierzą się imigranci w Polsce?
Jest bardzo wiele tych problemów. Przede wszystkim nieuczciwi pracodawcy często nie przestrzegają praw pracowniczych. Biurokracja. Problemy formalne związane z otrzymaniem karty pobytu. Problemy z przekroczeniem granicy. Osoby, które chciałyby złożyć wniosek o azyl, często nie mogą tego zrobić, bo wnioski nie są przyjmowane. A to nie jest zgodne z prawem.
Jednym z głównych problemów, których ja doświadczam, jest dyskryminacja i nienawiść wobec innego, która pojawiła się w polskim społeczeństwie i coraz bardziej wzrasta. Zdarzają się sytuacje, gdzie ktoś w tramwaju krzyczy nieprzyjemne hasła dotyczące Ukraińców, imigrantów, uchodźców. Często dostaję takie komentarze w internecie.
Sporo pracowałam nad tym, żeby pozbyć się akcentu. Nie chciałam, żeby było słychać, że nie jestem stąd, żeby ludzie postrzegali mnie inaczej. Udało mi się i teraz widzę, że kiedy ludzie myślą, że jesteś swój, nawet jeśli do końca tak nie jest, to zupełnie inaczej cię traktują. Chociaż zdarzały mi się też sytuacje, że w taksówkach kierowcy zaczęli mówić, jacy to źli są ci Ukraińcy, a kiedy okazało się, że też jestem z Ukrainy, to zaczynali przepraszać: "nie no, ja w sumie nic do tych Ukraińców nie mam".
Jakiego efektu oczekujesz od twojego projektu? Myślisz, że coś zmieni?
To bardzo interesujące pytanie, bo dotyczy skuteczności w sztuce. To nierozwiązany temat. Chociaż tutaj tę skuteczność udało się w jakiś sposób osiągnąć, bo temat został poruszony w opinii publicznej. Zaczęto o tym mówić. Wcześniej problem nie istniał w Polsce. Nie było zbyt wielu dyskusji.
Imigrantki i imigranci, którzy brali udział w tej akcji, bardzo często mi mówili, że nie zastanawiali się nad tym wcześniej. Dopiero kiedy mieli okazję, żeby oddać głos, zaczęli myśleć o tym, czy powinni to robić. Czy to coś zmieni? Nie wiem.
Imigranci, do których podchodziliście, wiedzieli, na kogo zagłosować? Znali kandydatów?
Bardzo różnie. Niektórzy od razu wiedzieli, o co chodzi. Inni myśleli, że to prawdziwe działanie i trzeba im było tłumaczyć, że ich głos nie będzie liczony w wyborach. Niektórzy znali kandydatów i wiedzieli, na kogo by głosowali, inni odmawiali, bo nie kojarzyli nazwisk. Nie dziwi mnie to, bo skoro nie mogą mieć żadnego wpływu, to też się tym nie interesują. Bardzo wiele osób dzięki tej akcji zainteresowało się polityką i zaczęło sobie doczytywać o kandydatach, chociaż wcześniej tego nie robili.
Ile osób wzięło udział w głosowaniu?
Zgodnie z założeniami projektu nie liczyłam. Wydaje mi się, że około pół tysiąca.
Już w opisie projektu zaznaczyłaś, że nie będziesz liczyła głosów. Nie kusiło cię, żeby jednak to zrobić?
Bardzo kusiło, ale ich liczenie byłoby sprzeczne z ideą. Te urny powinny pełnić rolę symbolu nieważnych głosów. Osób, które tu mieszkają, a ich zdanie nie jest brane pod uwagę. Uważam, że niezależnie od tego, jaki wynik byłby tego głosowania, mógłby być wykorzystany przez polityków na niekorzyść imigrantów. Zostawiam to więc w takiej formie, w jakiej jest. W tym przypadku sztuka stała się narzędziem do tego, żeby po raz pierwszy imigranci zagłosowali w Polsce.