Martyna Kaczmarek pokazała w sieci nowe auto. Po reakcji fanów była zdezorientowana
Martyna Kaczmarek jest aktywistką społeczną. Nie boi się mówić o transpłciowości, ciałopozytywności czy aborcji. Uważa, że feminizm jest potrzebny również dla mężczyzn. Na co dzień pracuje w marketingu, w którym osiąga spore sukcesy, a ze swoich zarobków jest zadowolona. - Kiedy z entuzjazmem pochwaliłam się nowym autem na InstaStories, odeszło z mojego profilu najwięcej osób - powiedziała w rozmowie z WP Kobieta Martyna.
Justyna Sokołowska: Martyno, kiedy odkryłaś w sobie ducha aktywizmu, że potrafisz i chcesz walczyć o sprawę oraz przekonania?
Martyna Kaczmarek: Ducha aktywizmu, a bardziej pomocy innym, obudzili we mnie moi rodzice. Z ich inicjatywy pomagaliśmy pewnej rodzinie zastępczej zorganizować święta. Wcześniej byłam nastolatką, dla której najważniejsze w świętach było to, czy dostanę wszystko ze swojej listy oczekiwanych prezentów. Moi rodzice o 180 stopni odwrócili wtedy moje patrzenie na świat. Zabrali mnie i moją siostrę do tej rodziny zastępczej. Zanieśliśmy im prezenty, wśród których w większości było jedzenie i artykuły pierwszej potrzeby. Nie drogie zabawki, a te zwyczajne produkty ich uszczęśliwiły. Potem zaczęłam się angażować w szereg inicjatyw społecznych. Teraz pracuję na pełen etat w marketingu, ale cały czas znajduję czas na te działania społeczne, bo sprawia mi to ogromną radość i satysfakcję.
Nie boisz się tematów tabu, ale jednocześnie wiesz, że poruszając je, narażasz się na ataki…
Merytorycznie jestem zawsze przygotowana, powołuję się na wiarygodne źródła, wyniki badań, liczby. Staram się być w tym rzetelna. Warto podkreślić, że mamy prawo do własnych opinii, ale nie mamy prawa do własnych faktów. Mówię więc to każdemu, kto próbuje podważać fakty potwierdzone badaniami, statystykami i nauką. Faktów nie można przeinaczać po swojemu. Jeśli chodzi o tego typu dyskusje, to jestem zaopatrzona w wiedzę i się nie boję. Gorzej, jak się pojawiają wiadomości w stylu: "Dowiem się, gdzie mieszkasz i przyjdę". To nie jest fajne.
Piszę i mówię o rzeczach, które nie krzywdzą nikogo, ale w tym kontekście pojawia się obawa o moje bezpieczeństwo. To już jest szerszy problem, w jaki sposób my jako społeczeństwo nie potrafimy ze sobą rozmawiać mimo różnic w poglądach. Wśród moich obserwujących jest wiele osób, które nie zgadzają się ze mną w niektórych kwestiach, ale wiedzą, że moja przestrzeń w internecie jest na tyle bezpieczna i pełna szacunku, że mimo tych różnic, możemy ze sobą merytorycznie rozmawiać.
Czasami można odnieść wrażenie, że w Polsce demonizuje się feminizm. Czy ciebie jako zdeklarowaną feministkę spotkały z tego tytułu jakieś nieprzyjemności?
Tak, w mediach społecznościowych zdarzają się komentarze czy nieprzyjemne wiadomości. Częściej jednak są to pytania w stylu: "Ale dlaczego?", "Czy nie uważasz, że feminizm jest zły?". Wtedy wkraczam ze swoją edukacją i wiele osób wokół mnie już się przekonało, że feminizm to nie jest złe słowo, tylko było w niewłaściwy sposób interpretowane i używane. Zwykle po dłuższej rozmowie i wymianie argumentów okazuje się, że wiele osób jest np. za równouprawnieniem, tylko do tej pory miały problem z samym słowem.
Niejako wkładasz kij w mrowisko, mówiąc, że feminizm jest też dla mężczyzn. Przypominasz o tym, że każdego dnia w Polsce 15 osób odbiera sobie życie, z czego 12 z nich to mężczyźni...
Uważam, że patriarchat negatywnie wpływa na mężczyzn w kontekście zdrowia psychicznego. Nie jest znormalizowane to, że oni też mogą potrzebować pomocy psychologa czy psychiatry. Od dziecka chłopców wychowuje się w duchu "chłopaki nie płaczą". Nie potrafią radzić sobie ze swoimi emocjami, presją społeczną i nie szukają pomocy specjalistów. Nie chcą, żeby uznano to za słabość. Potem kończy się to depresją oraz tym, że większość samobójstw na świecie popełniają mężczyźni. Staram się pokazać, że dla nas wszystkich korzystny jest feminizm, dążenie do równouprawnienia i odrzucenie toksycznej męskości, czyli pokazywania, że mężczyzna może być tylko silny.
Jeśli chodzi o inne zagadnienia, które poruszasz, to wśród nich jest też cellulit. Próbujesz go odczarować, pokazując również swoje ciało, promując ciałoneutralność. Domyślam się, że to też efekt twoich własnych przemyśleń o sobie samej?
Wiele lat miałam problem ze swoim ciałem. Wynikało to z tego, w jaki sposób popkultura pokazuje ciała w różnych sytuacjach, te ciała zawsze były idealne. Teraz na szczęście już to się zmienia. Mam 183 cm wzrostu, nigdy nie miałam nadwagi, ale z racji wzrostu zawsze byłam od większości koleżanek większa. Nabawiłam się kompleksów w kontekście jedzenia i traktowania swojego ciała. Potrafiłam się przez wakacje odchudzać w tak głupi sposób, że środki przeczyszczające szły na potęgę przy jedzeniu. To było niemądre. Teraz już wiem, że moje ciało służy mi przede wszystkim do wielu ważniejszych rzeczy niż sam jego wygląd. Dzięki niemu mogę rozmawiać, iść na protest, pomagać innym kobietom, tworzyć posty. Sam cellulit jest bardzo powszechny, liczby nie kłamią. Ma go 80-98 proc. kobiet. Kiedy sobie to uświadomisz, to jakby mózg eksplodował.
Robisz dużo dobrych rzeczy z myślą o innych, stajesz w ich obronie, walczysz o prawa, a jednak kiedy pochwaliłaś się nowym samochodem na Instagramie, wiele osób przestało cię obserwować.
Nie ukrywam, że dobrze zarabiam, bo pracuję w marketingu w dużej korporacji, gdzie jestem menadżerką. Urodziłam się też jako biała heteroseksualna kobieta w dużym mieście, w klasie średniej. Nigdy nie brakowało pieniędzy na moją dodatkową edukację, co bardzo doceniam. Kiedy myślę o swoim zawodowym sukcesie, to wiem, że jest on wynikiem połączenia mojego przywileju oraz ciężkiej pracy. Nawet mając takie zaplecze, jakie miałam i będąc osobą uprzywilejowaną, to ten sukces sam nie przyjdzie. Musisz dołożyć do tego własną pracę.
Kupiłam więc w leasingu fajny, nowy samochód i rzeczywiście, kiedy z entuzjazmem pochwaliłam się nim w InstaStories, odeszło z mojego profilu najwięcej osób. Byłam zdziwiona, że nie spowodowały tego poruszane przeze mnie trudne tematy, takie jak: postulat aborcji do 12 tygodnia ciąży czy transpłciowość. Krytykowałam też systemy odśnieżania w miastach, bo najpierw odśnieżane są ulice, a dopiero potem chodniki, a większość użytkowników chodników to są kobiety i one przez to cierpią. Są na to statystyki. Post o zaśnieżonych chodnikach wywołał lawinę najazdu trolli z internetu i nawet wtedy nie odeszło tyle osób z mojego profilu, jak wtedy, kiedy pokazałam nowy samochód.
Jak myślisz, o czym to świadczy?
Mamy problem w społeczeństwie z mówieniem o pieniądzach, a dodatkowo, kiedy użytkowniczką tych pieniędzy jest kobieta. Nie mamy problemu z tym, kiedy widzimy milionerów w rankingu Forbesa w setce najbogatszych na świecie. Kiedy natomiast kobiety mówią otwarcie o tym, ile zarabiają i że zarabiają dobrze, to zaczyna się taki zgrzyt. Nie mam na to liczb i danych, ale to jest mój odbiór sytuacji, z jaką się spotkałam, kiedy pokazałam, że tych pieniędzy mogę trochę mieć.
Może to wynika też z tego, że w niektórych kręgach wciąż funkcjonuje jeszcze taki stereotyp feministki, która jest starą panną z kotem, mało atrakcyjną, z wiecznymi pretensjami do mężczyzn… Tymczasem ty jesteś kobietą sukcesu, która właśnie przygotowuje się do roli żony.
Wydaje mi się, że sukces mojego profilu po części wynika z tego, że jestem daleka od stereotypu. Jest wiele takich jak ja aktywistek, które są normalnymi dziewczynami, mają mężów i fajnie. Powszechnie jednak tkwi w głowach wielu osób ten stereotyp, ale w momencie, kiedy skonfrontuje się go z tym, co jest na moim profilu, to jest to budujące. Ważne jest jeszcze to, że feminizm jest o wolności. Możesz być feministką, nie mieć męża i robić spektakularną karierę. Możesz być feministką i mieć ogromną satysfakcję z zajmowania się domem, dziećmi.
Każda opcja jest dobra, dopóki to ty decydujesz i masz wolność tego wyboru. Ja jestem w 100 proc. sobą. Cieszę się, że mogę swoją cegiełkę przykładać do tego, żeby zmieniać tę świadomość, i też nie mogę się doczekać swojego ślubu, który dwa razy przekładaliśmy z narzeczonym ze względu na pandemię. Ucieszyła nas informacja o przyspieszeniu harmonogramu szczepień, bo jest duża nadzieja na to, że tym razem ślub się odbędzie w bezpiecznym środowisku i z większością gości zaszczepionych.
Nie mogę się doczekać, kiedy pokażę ten ślub, że feministka wychodzi za mąż i to jest absolutnie normalne. Co więcej, że są faceci, którzy wiążą się z feministkami i nie wstydzą się mówić o sobie, że są feministami. Mam nadzieję, że tych cegiełek do równości będzie coraz więcej i szybciej tam dotrzemy.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl