Blisko ludziMaseczkowi sceptycy. Wirusolog i psycholog komentują argumenty Polaków, którzy unikają zasłaniania ust i nosa

Maseczkowi sceptycy. Wirusolog i psycholog komentują argumenty Polaków, którzy unikają zasłaniania ust i nosa

Pandemia nie odpuszcza, ale niektórzy Polacy odpuszczają. Coraz częściej można zauważyć na ulicach ludzi, którzy noszą maseczki na brodach, albo w ogóle. Zapytaliśmy ich o argumenty, a następnie przedstawiliśmy je wirusologowi i psychologowi.

Maseczkowi sceptycy. Wirusolog i psycholog komentują argumenty Polaków, którzy unikają zasłaniania ust i nosa
Źródło zdjęć: © Getty Images
Klaudia Stabach

Każdego dnia zwiększa się liczba zarażonych oraz ofiar śmiertelnych koronawirusa. Jednocześnie, gdy te słupki idą w górę, w sondażach spada odsetek osób obawiających się zagrożenia zdrowia lub życia z powodu pandemii. Jak wynika z badań przeprowadzonych w ramach sieci niezależnych agencji badawczych IRIS, Polacy obecnie boją się przede wszystkim negatywnych skutków zamrożenia gospodarki. Takie zdanie ma 83 proc. z nas.

Polacy mają dosyć izolacji i obostrzeń. Z dnia na dzień przybywa coraz więcej osób, które postanawiają zsunąć maski na brodę, a rękawiczki schować do kieszeni. Centrum Badawczo-Rozwojowe BioStat wykazało, że tylko 19,8 proc. ankietowanych uważa maseczkę jako skuteczną ochronę przed koronawirusem.

Poprosiliśmy internautów, którzy zaliczają się do grona maseczkowych sceptyków o uargumentowanie swojego zdania. Jak się okazuje powody mają różne.

– Długo sumiennie zakładałam maseczkę i nawet na chwilę nie zdejmowałam jej w miejscach publicznych. W ostatni weekend poszłam na siłownię w parku i widok ludzi, którzy noszą ją na brodzie albo wcale sprawił, że coś we mnie pękło. Zdenerwowałam się, że ja gotuję sobie twarz pod maską, a inni mają to gdzieś, dlatego też ją zdjęłam – pisze nam 25-letnia Aleksandra.

Psycholog dr Agnieszka Mościcka-Teske wyjaśnia tego typu zachowania jako reakcję naśladowczą. – Noszenie maseczek jest uciążliwie pod względem wygody i komfortu fizycznego, dlatego jeśli widzimy, że osoby wokół nas nie noszą ich, to i my jesteśmy bardziej skłonni postąpić podobnie – tłumaczy w rozmowie z WP Kobieta. – Podświadomie wiemy, że wyjście bez maski jest nierozsądne (z różnych względów), ale jednocześnie świadomie szukamy dowodów pokazujących, że nie trzeba ich nosić. W ten sposób redukujemy sobie dysonans poznawczy, szukając informacji, które potwierdzą nasze nierozsądne podejście – dodaje ekspertka.

Z kolei 63-letnia Zofia zmieniła zdanie po ostatniej wizycie u lekarza. – Przyszłam do niego w maseczce i rękawiczkach, a on miał maskę na biurku, a nie na twarzy. Przyjmował pacjentów bez żadnego zabezpieczenia. Zapytałam, czy się nie boi i usłyszałam, że te maski nie mają większego sensu. Skoro lekarz tak uważa to i ja mogę. Zresztą Szumowski też występuje bez maseczki – mówi.

Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet

Kolejnym powodem według dr Agnieszki Mościckiej-Teske jest wpływ autorytetów na zachowanie społeczeństwa. – Chętnie naśladujemy innych, a zwłaszcza osoby, które są dla nas znaczące i do których mamy zaufanie lub darzymy ich sympatią i uznaniem, jak np. ulubionego aktora czy muzyka – mówi. – Dodatkowo, z powodu mnożenia się różnorodnych opinii, pojawiła się dezinformacja. Ludzie czują się zagubieni i subiektywnie selekcjonują informacje, aby znaleźć potwierdzenie swojego podejścia – dodaje ekspert.

Instynktowne reakcje

Agata z kolei twierdzi, że noszenie maseczki to i tak zbyt mała ochrona, więc nie ma sensu jej nosić. – Dotykamy różnych przedmiotów w miejscach publicznych czy w sklepach, które nie są non stop dezynfekowane, a na pewno nie tak często, jak powinny. Później ściągamy maseczkę i brudnymi rękami dotykamy prywatnych przedmiotów – uważa młoda matka dwójki dzieci.

Wirusolog prof. Krzysztof Pyrć szybko obala powyższy argument. – Absolutnie zgadzam się, że maseczka nas nie chroni i nawet jakby była najwyższej klasy, to nie uratuje nas od zakażenia. Jednak pozwala utrudnić transmisję wirusa do innych. Z dostępnych danych wynika, że zarażamy się poprzez duże krople śliny, które wydobywają się z naszego układu oddechowego w momencie, gdy mówimy, czy kaszlemy lub kichamy. W momencie, gdy nie mamy maseczki, to z naszego układu oddechowego wydostaje się mnóstwo kropelek, które osiadają na wszystkim dookoła. Jeżeli mamy maseczkę, to na niej większość tych kropel osiądzie i w mniejszym stopniu skazimy nasze otoczenie – tłumaczy nam ekspert.

Wśród sceptyków nie brakuje osób, które ściągają maseczki ze względów politycznych. – Dzisiaj maski niczym kagańce, jutro przymusowe szczepienia. Jak każą wam założyć garnek na głowę, to też założycie? – pyta Ida.

Poczucie zbyt wielu zmian wprowadzanych w codzienne życie obywateli może doprowadzić do buntu. – Im więcej mamy odgórnych nacisków na zmianę naszego zachowania, tym budzi to w nas większy opór. Pomimo tego, że zmiana jest naszym głównym czynnikiem rozwoju, to jednak ludzie instynktownie czują niechęć i wolą pozostać w bezpiecznym, znanym sposobie funkcjonowania niż robić tak, jak im się narzuca – tłumaczy psycholog, dr Agnieszka Mościcka-Teske.

Marcin nie narzeka na dyskomfort podczas noszenia maseczki i początkowo cieszył się, że władze Polski wprowadziły surowe restrykcje, jednak z czasem poczuł, że jest w stanie permanentnego strachu. – Psychika mi siada. Nie wytrzymuję już tego życia jak z filmu fantasy. Prawie nigdzie nie wychodziłem, a jak już, to zawsze w maseczce i jednocześnie kontrolując każdy swój ruch. Gdy ją zdjąłem i zauważyłem, że nic mi się nie dzieje, poczułem ulgę – opowiada.

Dr Agnieszka Mościcka-Teske obserwuje znaczący wzrost liczy osób, które zaprzeczają zagrożeniu. – To dosyć naturalne, że po pierwszym etapie szoku człowiek zaczyna targować się z rzeczywistością na zasadzie, że wcale nie jest tak źle, jak nam się wydawało. Takie działanie ma na celu redukcję stresu – mówi ekspertka i dodaje, że izolacja znacząco wpływa na zdrowie psychiczne. - Organizacje psychologiczne i psychiatryczne na całym świecie mówią o wzrastającym poziomie zaburzeń lękowych i depresyjnych. Ponadto spodziewamy się rozwoju zaburzeń potraumatycznych – przyznaje psycholog.

Na koniec wspomnijmy o osobach, które unikają zakładania maseczek, bo ich zdaniem koronawirus to „zwykła grypa”. Żaneta uważa, że wirusy były, są i będą, dlatego nie ma sensu bać się czegoś nieuchronnego. – Więcej ludzi umarło na grypę niż na koronę – twierdzi.

Prof. Krzysztof Pyrć proponuje sprawdzić statystyki. – Rocznie na grypę umiera na całym świecie 200-300 tysięcy osób, a obecnie mamy prawie 300 tysięcy zgonów osób zarażonych koronawirusem. Co więcej, zdecydowana większość zmarła w ciągu ostatnich dwóch miesięcy – mówi.

Wirusolog podkreśla również, że stawianie koronawirusa na jednej szali z grypą jest podstawowym błędem. – Te dwie choroby mają zupełnie inną dynamikę. Grypa pojawia się nagle i szybko na całym świecie, a w przypadku koronawirusa rozprzestrzenianie się choroby jest wolniejsze, choroba rozlewa się do kolejnych ognisk. Kraje, które wprowadziły restrykcje, zahamowały proces tworzenia się takich centrów pandemii i tam faktycznie koronawirus nie jest aż tak dużym problemem. Tam, gdzie ich nie wprowadzono, pojawiły się bardzo rozległe ogniska. I to właśnie w tych miejscach jest najgorsza sytuacja, ponieważ szybko rośnie liczba zarażonych, a jednocześnie służba zdrowia nie jest na tyle wydolna, aby każdemu odpowiednio pomóc. Śmiertelność rośnie. W przypadku tej choroby statystyka globalna nas oszukuje, bo sytuacja staje się "gorąca" lokalnie – tłumaczy ekspert.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (1505)