Metoda na córkę i na syna wciąż działa. Tak chciano oszukać dziadków Adama Zdrójkowskiego
W czwartek na profilu Adama Zdrójkowskiego na Instagramie pojawiło się nagranie, w którym aktor opowiedział przerażającą historię. Oszuści chcieli wyłudzić od jego dziadków 75 tys. zł metodą na córkę. Choć ich sprawa zakończyła się akurat szczęśliwie, ten typ wyłudzeń jest dalej stosowany przez oszustów i naciągaczy.
12.11.2021 15:05
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Adam Zdrójkowski opowiedział historię próby wyłudzenia pieniędzy od swoich dziadków, aby ostrzec inne osoby przed oszustami i ich metodami na wnuczka, córkę czy syna. Jak dowiadujemy się z InstaStory, w przypadku jego dziadków naciągacze chcieli wyłudzić 75 tys. zł, żeby pokryć koszty odszkodowania po rzekomym wypadku samochodowym, który miała spowodować ciocia Zdrójkowskiego.
- Opowiem wam jeszcze w bardzo szybkim skrócie, jaką historię oni sobie zbudowali. Okazało się, że moja ciocia potrąciła dzisiaj rano na pasach ciężarną kobietę. Dziecko nie żyje, ona pójdzie siedzieć do więzienia na 10, 12, 15 lat. I co lepsze - dzwoniła ona. Dzwoniła moja ciocia w histerii, wręcz w spazmach. Oczywiście to nie była moja ciocia. To była jakaś podstawiona kobieta, która później dała do telefonu postawionego policjanta, który zaczął dziadkowi to tłumaczyć. Wiecie ile sobie zażyczyli za to, żeby moja ciocia mogła odszkodowanie zapłacić tej kobiecie? 75 tys. zł. Od 80-letniego dziadka i 80-letniej babci - tłumaczył Adam Zdrójkowski w swojej relacji na Instagramie.
"Udawał, że płacze i prosił o pomoc"
Mimo wielu informacji i ostrzeżeń w mediach naciągacze wciąż stosują metody wyłudzania pieniędzy na córkę, na syna, czy na wnuczka.
- Do mojej babci zadzwonił ktoś, kto podawał się za mojego tatę. Udawał, że płacze i prosił o pomoc. Powiedział, że miał wypadek, potrącił kobietę i nie wiadomo, czy ona przeżyje. Nie podał imienia mojego taty, tylko od razu wołał 'mamo, pomóż mi, miałem wypadek' - mówi Martyna Sęk w rozmowie z WP Kobieta.
Do babci Martyny zadzwoniono na telefon stacjonarny. Kiedy zaczęła pytać "Leszku, co się stało, gdzie jesteś", ujawniając imię jej taty, mężczyzna nie potrafił odpowiedzieć na żadne z pytań, tłumacząc, że "jest w szoku i sam już nie wie, gdzie jest".
- Babcia zapytała, czy jest na miejscu policja. Powiedział, że tak i podał "policjanta" do telefonu. Ten niby policjant przestawił się z imienia i nazwiska, podał pełne dane mojego taty i powiedział, że spowodował wypadek - że miało to miejsce na światłach przy ulicy Sportowej i że potrzebne jest 6 tys. zł na "wykupienie" mojego taty z więzienia - dodaje Martyna.
Czerwona lampka
- Babci zapaliła się czerwona lampka, gdy ten "policjant" powiedział, że to było na światłach przy ulicy Sportowej, a u nas nie ma świateł przy ulicy Sportowej. Po tym telefonie zadzwoniła roztrzęsiona do mnie i powiedziała, że coś stało się tacie. Pytała, czy u mnie był. Jak tylko powiedziała, że "policjant" kazał jej wpłacić pieniądze, to wiedziałam, że to oszustwo. Powiedziałam, żeby nic nie robiła, że to najprawdopodobniej oszustwo i że zaraz skontaktuje się z rodzicami. Uspokoiłam ją i powiedziałam, że na pewno nic się nie stało i tata jest cały i zdrowy w domu - tłumaczy Martyna w rozmowie.
Martyna Sęk twierdzi, że numer telefonu i nazwisko jej babci oszuści znaleźli w starej książce telefonicznej, a jak tylko wypowiedziała imię jej taty, zdobyli już jego pełne dane.
- Tata powiadomił policję o całej sytuacji. Oszuści nie zadzwonili do babci drugi raz, żeby umówić się na przekazanie pieniędzy. Prawdopodobnie dlatego, że powiedziała, że nie ma pieniędzy w domu, tylko musiałaby iść do banku. Było już dość późno, około godz. 20.30, więc wiedzieli, że nie zdobędzie ich tego samego dnia i odpuścili - mówi Martyna.
Metoda na wnuczka/córkę/syna wciąż działa
- Wyłudzenia metodą typu na wnuczka stały się prawdziwą plagą zwłaszcza w dobie pandemii. Brak możliwości spotkania się twarzą w twarz, konieczność załatwiania wielu spraw zdalnie, przez telefon, czy przez internet, dała pole do popisu oszustom, uwiarygadniając ich historie - bazujące na emocjach, impulsach, nagłej potrzebie - twierdzi Przemysław Ciszak, dziennikarz portalu Money.pl.
Oszuści polują głównie na seniorów, dlatego że liczą, że są to osoby "mniej obeznane, bardziej ufne, stęsknione kontaktu z rodziną i gotowe w momencie pomóc w potrzebie".
- Należy uczulać ich przed tym zagrożeniem. "Lampka" w głowie powinna zapalić się za każdym razem, kiedy nagle odzywa się wnuczek/córka/syn i proszą o pieniądze, czy to w gotówce, czy przelewem. Dzwonią z innego numeru, wysyłają osoby trzecie - kolegę, przyjaciółkę, czy każą gdzieś zostawić pieniądze - dodaje dziennikarz.
Jak chronić się przed oszustami?
Przemysław Ciszak mówi, że oszustom zależy szczególnie na wywarciu emocjonalnej presji, impulsu i działania, którego na zimno po zastanowieniu często by się nie podjęło.
- Dlatego nim cokolwiek się poweźmie, trzeba zadać sobie pytanie, dlaczego w takiej formie, z kim właściwie się rozmawiało, zastosować ograniczone zaufanie, zadzwonić do kogoś z rodziny, a w razie wątpliwości zwrócić się o pomoc na policję. A z całą pewnością nie przelewać pieniędzy, nie dawać gotówki, nie podawać kodów BLIK czy innych danych, które mogłyby posłużyć oszustom do podjęcia gotówki w imieniu seniora - podsumowuje.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.