Blisko ludzi"Miałam nadzieję, że będziemy blisko jako dorosłe kobiety. Dziś mojej córki nie akceptuję i nie lubię"

"Miałam nadzieję, że będziemy blisko jako dorosłe kobiety. Dziś mojej córki nie akceptuję i nie lubię"

"Miałam nadzieję, że będziemy blisko jako dorosłe kobiety. Dziś mojej córki nie akceptuję i nie lubię"
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
Ewa Kaleta
04.10.2017 10:59, aktualizacja: 05.10.2017 08:03

Relacje matki z dorosłą córką mogą być skomplikowane i frustrujące. Czy sama miłość rodzicielska wystarczy do tego, aby dogadać się ze swoją dorosłą córką? Co zrobić, kiedy ludzie, mimo bliskiej więzi, po prostu się nie lubią?

Skromne małe mieszkanie, blisko centrum. 63-letnia Olga, emerytowana księgowa, niemalże od wejścia pokazuje mi zdjęcia swojej córki, Marysi. Ale tylko te z jej dzieciństwa.

Olga: Poświęciłam Marysi wszystko. Wychowywałam ją praktycznie sama, z moją mamą. Kiedy Marysia była nastolatką spędzałyśmy ze sobą sporo czasu. Nie buntowała się, była grzeczna. Żadnego alkoholu, problemów w szkole. Szanowała mnie i moją mamę. Miałam nadzieję, że będziemy blisko jako dorosłe kobiety. Ale dziś jedyne co mogę powiedzieć o mojej córce to to, że nie rozumiem jej, nie akceptuję, nie lubię. Marysia zajmuje kierownicze stanowisko, poświęciłam wiele, żeby skończyła bankowość, potem załatwiłam jej pierwszą pracę w dziale finansów w mojej firmie.

Ma 33 lata. Ma już własną córkę i męża. Wiem o jej licznych podłożonych "świniach" wobec ludzi z pracy. Widzę, jak wychowuje córkę na cwaniarę bez wartości. Byłam świadkiem awantur, jakie była w stanie zrobić swojemu mężowi o to, że za mało zarabia.

Nigdy nie byłyśmy bogate, niewiele miałam jako księgowa. Mąż zmarł na serce jak Marysia miała 3 lata. Z nikim potem się nie związałam, zajęłam się zarabianiem i zapewnieniem jej jak najlepszej przyszłości. No i opieką nad moją mamą z cukrzycą.

Córka miała to, co chciała - ubrania, wakacje, czasem ferie. Chciała jeździć konno, to jeździła. Chciała zrobić prawo jazdy, odłożyłam pieniądze i zrobiła. Kupiłam jej pierwszy samochód. Na sobie oszczędzałam, żeby Marysia miała lepsze życie. A dziś Maria mówi mi, że byłam leniwa i że powinnam lepiej sobie poradzić w życiu. Nie mówi tego w złości, nie ma żalu, po prostu uważa, że tacy ludzie jak ja są przegrani. Jeśli ktoś nie zarabia 7 tys. miesięcznie jest dla niej nikim.

Przychodziłam do niej, żeby widzieć się z wnuczką, ale Marysia nigdy nie chciała spędzić z nami czasu. Siedziałam sama z Igą, a Maria siedziała cały czas w sypialni przy komputerze. Gdybyśmy były we trzy, byłoby miło. Zawsze czas z córką, kiedy była mała, był dla mnie ważny. Bawiłam się z nią, rozmawiałam. Dziś córka mówi mi: "od czegoś są nianie", nie ma czasu bawić się z Igą. Kiedy zabrała mnie do restauracji na obiad było mi wstyd, że nie szanuje nawet kelnera.

Wiele razy zastanawiałam się, co się dzieje, czy ja ją tak wychowałam? Tak ukształtowałam? Przecież dałam z siebie wszystko. Starałam się wychować córkę na porządnego, dobrego człowieka. Wiem, że zawsze mi pomoże, zawiezie do lekarza, zaprosi na święta, ale za każdym razem jestem zrozpaczona. Kocham ją, ale nie lubię jako człowieka. Coraz rzadziej proszę o pomoc. Dała mi do zrozumienia, że nadużywam jej dobroci. Wypełnia obowiązki wobec mnie, ale ze skwaszoną miną. Przykro mi. Próbowałam z nią rozmawiać, tłumaczyć, czegoś nauczyć jako dorosłego człowieka. Ale powiedziała mi, że nie potrzebuje moich rad. Czasem powie, że miała dobre dzieciństwo i wspomina jak miło było, kiedy jeździłyśmy nad morze. A potem ta miła dziewczyna gdzieś znika. Nie wiem, kiedy zmieniła się w bezduszną karierowiczkę, która nie ma żadnych wyższych wartości. Nie ma nocy, żebym się nad tym nie zastanawiała. Przez wiele miesięcy nie umiałam się sama przed sobą przyznać, że nie lubię własnego dziecka. To skomplikowane i smutne dla rodzica.

Dzwonię do Marysi, chcę ją zapytać czy ma wobec swojej mamy podobne odczucia co mama do niej. Nie chce ze mną rozmawiać. Mówi, że mama jak zwykle coś wymyśla i nie ma czasu na rozmowę o pierdołach.

Obraz
© 123RF.COM

Lidka i Malina

Lidka umawia się ze mną pod blokiem. Spacerujemy po osiedlu. "Może zobaczymy Malinę" mówi. Jest rozdarta. Mimo że ma dwie córki, to więcej myśli i czasu poświęca tylko jednej z nich.

Kiedy moje koleżanki opowiadają mi o relacjach ze swoimi córkami, zazdroszczę im. Agata, jedna z moich dwóch córek mieszka w Anglii. Malina, druga córka mieszka w Polsce. Agata dzwoni do mnie często, ale do Polski przyjeżdża rzadko, dużo pracuje, ma dwoje dzieci i męża. Malina mieszka na tym samym osiedlu co ja. Ale rozmawiam z nią rzadziej niż z Agatą.

Malina wpada do mnie sporadycznie. Kiedy chce mnie zobaczyć, mówi żebym przyszła do niej. Chyba, że akurat bardzo mi czegoś potrzeba i wymuszę u niej jakieś zaangażowanie. Jeśli ją mocno poproszę to umyje mi okna, wyniesie śmieci. Ale nie zapyta, jak się czuję i co u mnie słychać.

Wychowywałam dziewczynki tak samo, jest między nimi tylko trzy lata różnicy. A dziś są zupełnie innymi ludźmi. Nie mogę powiedzieć, kocham obie, ale Maliny nie rozumiem. Nie ułożyła sobie życia. Ma 30 lat, jest nietolerancyjna, jej poglądy na świat są nie do przyjęcia. Wiem, że spotyka się z jakimiś mężczyznami, ale nigdy nic o nich nie mówi. Uważa, że przez takich ludzi jak ja, lewicowych działaczy Polska zniknie z mapy świata.

Nigdy nie była przesadnie religijna, ale na Facebooku widzę, że angażuje się w dyskusje o religijnych wartościach, które dla niej są składową naszej tożsamości narodowej. Mój mąż, z którym rozwiodłam się, kiedy córki były już dorosłe, zupełnie zerwał z Maliną kontakt.

Zawsze miałam serce po lewej stronie. Uważam, że państwo powinno być świeckie. Malina nie ma odwagi ze mną dyskutować, mówi tylko, że moje pokolenie doprowadziło kraj do upadku.

Jest smutną, samotną, młodą kobietą. Nie ma stałej pracy. Nie skończyła studiów. Zawsze mówiłam jej, że chcę jej szczęścia i nie będę wtrącać się w jej dorosłe decyzje. Chciałabym żeby była innym człowiekiem, mniej zagubionym, spełnionym, tylko tyle. Jej ostatni komentarz na Facebooku, dotyczący muzułmanów, doprowadził mnie do łez. Moja córka uprawia hejt w internecie i muszę powiedzieć to otwarcie.

Napisałam jej wiadomość, że jeśli interesuje ją historia Polski i polskich muzułmanów, i ma takie potrzeby patriotyczne to żeby poczytała książki, a nie kompromitowała się publicznie. Odpowiedziała, że szanuje mnie jako matkę, ale nie mamy o czym ze sobą rozmawiać, bo nic nie rozumiem. Zapytałam ją wprost, czy jako matka kiedykolwiek ją zawiodłam? Zaprzeczyła.

O jej poglądach dowiedziałam się właśnie z Facebooka, bo Malina nie widzi powodów, żeby odpowiadać na moje pytania inaczej niż tylko: tak, nie, nie wiem. Przez ostatnie lata pomagałam jej finansowo, przecież to moje dziecko, nie zostawię jej na lodzie. Jest dorosła, ale to moja córka.

Próbowałam spotkać się z nią w pizzerii, iść do kina, na spacer. Nigdy nie ma czasu, ani ochoty. Nie musimy mówić o tym, co nas dzieli, to moje dziecko, chcę wiedzieć co się u niej dzieje, nie musimy się zgadzać we wszystkim. W SMS-ach czasem pisze "kocham cię mamo". A ja odpisuję jej "kocham cię córeczko". A potem kiedy się widzimy ona jest chłodna, niemiła, odburkuje. Kochamy się, ale nie umiemy się dogadać. Nie lubię tego, jakim jest człowiekiem. Dawałam jej pieniądze na fryzjera, na jakieś nowe ubranie, buty, cokolwiek. Ale Malina nie dba o to jak wygląda, chodzi na zmianę w dwóch bluzach z kapturem. Już nawet nic jej o tym nie mówię, bo to tylko drobnostki.

Nie rozumiem, skąd wzięły się u niej te polityczno-społeczne pretensje do mojego pokolenia. I dlaczego to ma znaczenie w naszym kontakcie. Nie lubię Maliny. Staram się o nią jak matka o dziecko, ale to, kim jest, jest dla mnie trudne do zniesienia.

Rozmawiaj z mamą, rozmawiaj z córką

Rozmowa z dr Marta Majorczyk- pedagog, wykładowcą akademickim w Collegium Da Vinci w Poznaniu, doradcą rodzinnym w poradni psychologiczno-pedagogicznej przy SWPS.

Konflikt między matką i córką to historia stara jak świat. Ale moje bohaterki nie lubią swoich córek, a córki nie lubią swoich matek. Myśli pani, że to częste zjawisko?

Dr Marta Majorczyk: Trudno mi odpowiedzieć, jak wielkie jest to zjawisko. Nie ma badań, które by to potwierdzały. Mogę natomiast potwierdzić, że takie przypadki, gdzie matka pała antypatią do własnej córki, a ona do niej, się zdarzają. Wynika to bardziej z tego, jak układała się wcześniej ich relacja, co działo się między matką i córką w okresie dzieciństwa córki, a potem kiedy ona dorastała. Konflikty interpersonalne nie omijają żadnych relacji, nawet tych rodzinnych. O nie tutaj bardzo łatwo, bo jest wiele tematów i sytuacji, które poruszone wybuchają i łatwo wówczas o konflikt.

Piszę do Maliny na Faceboku, czy nie zechciałaby porozmawiać o swojej mamie. Zapytała, co chcę konkretnie wiedzieć. Na pytanie czy lubi swoją mamę odpowiedziała, że nie ma takiej potrzeby i że rodzice nie są od tego, żeby ich lubić, tylko szanować.

Czy miłość rodzica do dziecka i dziecka do rodzica nie wystarczy do dobrej relacji?

Dr Marta Majorczyk: Moim zdaniem sama więź emocjonalna nie wystarcza. Na dobrą relację z dorosłym dzieckiem pracuje się od lat. Potrzeba wielu chwil spędzonych razem na rozmowie, po to aby się wzajemnie poznawać. I rodzic i dziecko zmieniają się pod wpływem doświadczeń, które ich dotykają.

Co zrobić, żeby polubić swoją dorosłą córkę albo mamę, która się starzeje?

Rozmawiać, rozmawiać, raz jeszcze rozmawiać ze sobą. Słuchać i pytać "dlaczego tak córko/mamo uważasz/postępujesz?", starać się wysłuchać i zrozumieć drugą stronę. Co najważniejsze, matka powinna traktować swoją już dorosłą córkę jak partnera, a nie jak dziecko. Postrzegać ją jako odrębną, autonomiczną osobowość, która kreuje swój rozwój i kieruje swoim życiem. To już nie jest czas na wychowanie dziecka, to jest czas na mentorowanie (bycie mistrzem w przeżywaniu i doświadczaniu życia, dochodzeniu do mądrości życiowej) gdzie matka - dojrzała już kobieta z doświadczeniem, może tylko i wyłącznie wspierać dziecko, jeśli córka tego potrzebuje i jasno to komunikuje. A i córka powinna zrozumieć swoją starzejącą się matkę. W życiu człowieka, w każdym okresie rozwojowym, życie stawia przed nim określone zadania, które w psychologii rozwojowej nazywamy zadaniami rozwojowymi. To, w jaki sposób na nie patrzymy, jaką strategię zastosujemy w ich podejmowaniu, to jak je będziemy realizować wpływa na nasze zachowanie, a czasem na sposób myślenia. W okresie późnej dorosłości mamy kilka takich zadań, z którymi starzejący człowiek musi sobie poradzić. Takim zadaniem dla kobiety jest pogodzenie się z utratą na zawsze ze swoją młodością. Jeśli kobieta nie może zaakceptować zmian zachodzących w jej organizmie (menopauza, zmiany starcze w wyglądzie), bo istotę swojej kobiecości głównie opierała na swoim dobrym wyglądzie, to teraz może się stać wobec młodszych kobiet, w tym do córki nieprzyjemna, poczuć się zazdrosna, że mężczyźni zwracają uwagę nie na nią, lecz na jej córkę. Dla takiej kobiety nie jest to łatwe. Lecz, jeśli ona posiada odpowiednie zasoby, zredefiniuje czym jest kobiecość w tym okresie życia, że można czuć się pięknym i będzie dbała o siebie, to łatwiej jej będzie zaakceptować te zmiany i nie stanie się to kością niezgody w jej relacji z córką.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (333)
Zobacz także