Mieszkają nad morzem. Mają dość odwiedzin bliskich
– Rodzina traktuje mój dom jak hotel. Nawet nie pytają, czy mogę ich przenocować. Po prostu oznajmiają, kiedy przyjadą – żali się mieszkanka Gdyni. Nie ona jedna ma problem z letnimi "turnusami" krewnych.
"Szukam krewnych na Cyprze, Malediwach albo Bali. Bardzo tęsknię i kocham. Chcę was odwiedzić". Ten zabawny mem krążył jakiś czas temu po sieci. Nic dziwnego. Urlop, bez względu na to, czy spędzany w Polsce, czy za granicą kosztuje. I to niemało. Weźmy pod lupę taki Sopot. Za nocleg w średniej klasy pensjonacie zapłacić trzeba minimum 100 zł za osobę. Podobnie jest w Gdańsku i Gdyni. A to oczywiście tylko mały odsetek wszystkich wakacyjnych wydatków.
Do tego dochodzi transport, pamiątki, bilety wstępów do atrakcji turystycznych i najdroższe – wyżywienie. Oznacza to, że wakacje dla 3-osobowej rodziny mogą kosztować nawet 3-4 tys. złotych. Ratunkiem okazuje się wtedy ciotka mieszkająca w Gdańsku czy kuzyn wynajmujący mieszkanie w Gdyni. Krewni mieszkający nad morzem są latem na wagę złota. Niestety, z ich perspektywy nie wygląda to już tak kolorowo.
Darmowe wakacje nad morzem
Magda pochodzi ze wsi pod Radomiem. Na studia wyjechała do Trójmiasta, tam na Politechnice Gdańskiej poznała swojego przyszłego męża. Dziś mieszkają w 3-pokojowym mieszkaniu w Gdyni. Dziesięć minut pieszo od morza. Z jej przeprowadzki najbardziej cieszy się rodzina, która od kilku lat co rok ją odwiedza. Zwłaszcza w wakacje.
– W lipcu na przedłużony weekend przyjeżdża do mnie mój siostrzeniec z dziewczyną. Nie ukrywam, że są najmniej uciążliwi. Przyjeżdżają na Opener Festival, więc praktycznie cały dzień nie ma ich w domu. Śniadania i obiady jedzą na mieście. Potem idą na imprezę. Praktycznie w ogóle się nie widzimy. Potrafią się zachować, bo są młodzi. Gorzej z innymi – opowiada kobieta.
Pod koniec lipca do Magdy przyjeżdża siostra, w sierpniu ciotka z dziećmi, a we wrześniu brat z żoną i dwoma maluchami. Tu zaczyna się problem.
– Najgorsze jest to, że nikt właściwie nie pyta mnie, czy mogę ich przenocować. Co roku po prostu oznajmiają, kiedy przyjadą. Traktują mój dom jak hotel. A przecież kilka osób w mieszkaniu powoduje już prawdziwy chaos. Oni są na wakacjach, więc nie przeszkadza im bałagan czy porozrzucane po domu rzeczy. My z mężem w tym czasie pracujemy, więc naprawdę utrudnia nam to funkcjonowanie – żali się Magda.
Kobieta kilka razy próbowała dać rodzinie do zrozumienia, że ich wizyty są dla niej niekomfortowe. Niestety jej bliscy nie zrozumieli sugestii. Psycholog Katarzyna Kucewicz podkreśla, że takie zachowanie rodziny rzeczywiście może być kłopotliwe.
– Bardzo często unikamy konfrontacji. Obiecujemy krewnym nocleg, a potem rezygnujemy. Warto od razu poinformować rodzinę, że nie możemy w tym roku udostępnić im pokoju. Najlepiej już w okolicy wiosny, aby bliscy mieli możliwość zaplanowania wczasów na własną rękę – tłumaczy psycholog.
Najważniejsza jest asertywność. Trzeba dać rodzinie jasno do zrozumienia, że w tym roku nie mogą liczyć na naszą pomoc. Nie musimy podawać powodów naszej decyzji ani się tłumaczyć. Kucewicz sugeruje, aby unikać przepraszającego tonu. Dobrym wyjściem jest również "metoda kanapki".
– Polega ona na tym, że mówimy bliskim coś pozytywnego, jednocześnie odmawiając im noclegu. Może to być np. miłe wspomnienie zeszłorocznych wakacji, podczas których bawiliśmy się świetnie. Wtedy łatwiej zniosą złe wieści – podsumowuje psycholog.
To, co dla współczesnych 30-, 40-latków, zwłaszcza tych z dużych miast, jest problemem, dla wielu ich starszych krewnych może być czymś zupełnie normalnym. "Kiedyś to było" – powiedziałyby nasze babki, wspominające odwiedziny wnuków na wsi.
Nie należy jednak mylić nostalgii z oszczędnością. W końcu kilka dekad temu rynek turystyczny w Polsce właściwie nie istniał. Hotele zarezerwowane były dla tych najbogatszych, a wakacje spędzone u rodziny były często jedyną możliwością wyjazdu. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Tanie hostele, mieszkania na wynajem czy nawet darmowy nocleg (np. za opiekę nad psem czy kotem) to tylko kilka możliwości taniego wypoczynku. Sentyment za dawnymi czasami nie jest niczym złym, o ile nikomu nie przeszkadza.
Przez wizytę bratanka nie pojechała na wakacje
A przeszkadza również Dominice z Gdańska. Jak twierdzi kobieta, jej rodzina uważa, że jej obowiązkiem jest goszczenie krewnych. A jest kogo gościć. 35-latka ma czworo rodzeństwa. W wakacje wszyscy chcą ją odwiedzać.
– Najbliżsi myślą, że jak mieszkam w mieście, to na pewno mam dużo pieniędzy. Przyjeżdżają do mnie właściwie bez oszczędności. Nie dość, że zapewniam im dach nad głową, to jeszcze muszę płacić za ich wyżywienie czy atrakcje turystyczne. Nie oszukujmy się – zakupy dla mnie i dla męża kosztują jednak dużo mniej niż dla pięciu osób – narzeka Dominika.
W zeszłym roku jej brat nie dostał urlopu. Kobieta ucieszyła się, że dzięki temu będzie miała na głowie o jeden "turnus" mniej. Rozczarowała się. Mężczyzna postanowił, że do Gdańska pojedzie jego 13-letni syn. Na dwa tygodnie.
– Byłam wściekła. Brat wysłał do mnie Patryka, któremu dał 200 zł kieszonkowego. Nastolatek szybko wydał to na lody i inne przyjemności. Nie mam mu tego za złe, przecież to jeszcze dziecko. Ostatecznie za jego wakacje musiałam zapłacić sama. Nie to było jednak najgorsze. Bałam się zostawić go bez opieki, więc musiałam wziąć urlop. Przez to sama nigdzie nie pojechałam. Brat pozbył się syna na dwa tygodnie, a ja użerałam się z nastolatkiem – złości się Dominika.
Kilkadziesiąt lat temu, w czasach, gdy za rozmowę międzymiastową trzeba było słono zapłacić, urlop u krewnych miał funkcję towarzyską. Budował relacje. Dziś rolę tę przejął Facebook, Instagram i inne komunikatory internetowe. Ciocię spod Radomia czy brata z drugiego końca Polski mamy "na wyciągnięcie ręki". Nie oszukujmy się – goszczenie krewnych nie jest niczyim obowiązkiem. To tylko akt dobrej woli, o którym bardzo często zapominamy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl