Mikrowakacje w korporacji. Jak pojechać na wczasy, nie mając urlopu
Nie dostałeś urlopu, żeby wyjechać na zasłużone wakacje? Marzy ci się szum morza, śpiew ptaków i hebanowa opalenizna? Wcale nie musisz jechać na wczasy. Możesz spokojnie spędzić biurowe mikrowakacje, nie opuszczając miejsca pracy.
Nie masz czasu na urlop albo skończył się zbyt szybko? Nie martw się, są sposoby, by tak zorganizować sobie przestrzeń i czas w biurze, abyś czuł się jak na urlopie. Prawie jak na urlopie. I słowo prawie tym razem także robi różnicę.
Postawienie miski z piaskiem z plaży (przywiezionym przez znajomego - szczęśliwca, któremu udało się wyjechać) pod biurkiem, to idealny pomysł na relaks. Tak samo jak 15-sekundowe medytacje, które pozwolą zapomnieć przez chwilę, gdzie jesteśmy. Okazuje się, że pracownicy korporacji mają inne, równie ciekawe pomysły na spędzenie urlopu w pracy. I nie chodzi o przynoszenie kotletów z domu jako all inclusive czy ucinanie sobie potajemnie krótkich drzemek, siedząc w biurze w okularach przeciwsłonecznych i udając, że przechodzimy właśnie zapalenie spojówek. Nie chodzi także o stawianie wiatraka na stole, by czuć powiew bryzy morskiej, ani trzymanie na biurku różowego flaminga. Są inne sposoby, którymi dzielą się ze sobą w żartach "korposzczury".
Biurowe wędkowanie
Cisza, spokój, gładka tafla jeziora. I te ryby, właściwie same wskakujące do łodzi. Teraz możesz mieć te same przeżycia, nie wychodząc poza budynek swojej korporacji. No... prawie. Tylko jezioro będzie odrobinę mniejsze i rybki trochę mniej żywe. Ale za to przez cały połów nie będziesz musiał wstawać z krzesła. Lub z tronu.
Opalenizna rodem z Mordoru
Jeśli spędzasz całe wakacje za biurkiem, to nic dziwnego, że bliżej ci do Królewny Śnieżki niż do Pocahontas. Jeśli jednak chciałbyś stać się jedną z ciemniejszych disneyowskich księżniczek, i na to znajdzie się rozwiązanie. Pracownicy korporacji promują szeroko pojęte tzw. opalanie "na petka". Metoda jest prosta: wychodzisz w przerwie z papierosem na dwór i korzystasz z nielicznych promieni słońca, którym udało się przebić przez strzeliste wieżowce okalające twoje miejsce pracy. Sam sposób jest niepotwierdzony, ale patrząc na liczbę pracowników koczujących na zewnątrz szklanych budynków, cieszy się niegasnącą popularnością.
Hawaje za biurkiem
Aloha, aloha... do ananasów i kolorowych girland jest bliżej niż myślisz. Pierwszym dobrym krokiem w stronę hawajskich klimatów jest kupno ukulele - w końcu to jeden z najprostszych instrumentów. Powiadają, że zaledwie cztery chwyty wystarczą, żeby się nauczyć tysiąca piosenek. Sprawdziliśmy - nam się udało. No prawie. Co prawda jesteśmy w stanie opanować co najwyżej trzy utwory, ale podobno dla chcącego nic trudnego. Kolejnym etapem jest zakup kolorowych ubrań, żeby przełamać szarobury styl mieszczańskich wakacji. Idealnym dopełnieniem tego wystroju będzie antystresowa zabawka w postaci kolorowego ananasa.
Wakacyjne sporty
Podobno mówią, że w zdrowym ciele zdrowy duch. Promując "aktywny" tryb życia, niewymagający jednak ruszenia się zza biurka, sklepy postanowiły odpowiedzieć serią mini-sprzętu sportowego. Teraz możesz zostać Gortatem korpoboiska, jedną ręką pisząc raport, a drugą zaliczając rzut za trzy punkty. I jeszcze usłyszysz aplauz tłumu.
Ostatnio popularne staje się także "bezwodne pływanie". Niezwykle chwalone przez pracowników dużych firm. Brak chloru, wody, okropnych klapek. Same plusy.
Mikrowakacje w pigułce
Podsumowując, wakacje w betonie są możliwe, a wszystko zależy od naszego nastawienia do problemu. Możemy wykorzystać ten czas na łowienie ryb i bicie koszykarskich rekordów lub muzyczny rozwój rodem z rajskiej wysepki. W końcu dla chcącego nic trudnego.
Jeśli macie swoje historie z wakacji w korporacji (i nie tylko), którymi chcielibyście się z nami podzielić, piszcie na dziejesie.wp.pl