Miłość na odległość. Tak trudniej zbudować intymny świat
Gdy Paweł zaproponował, że przeprowadzi się z Natalią do Londynu, ta stanowczo się sprzeciwiła. Dziś wiedzą, że była to dobra decyzja. Bożena z kolei po ośmiu latach rozłąki z mężem nie wytrzymała. Sprzedała mieszkanie, spakowała siebie i dzieci, i wyjechała do Holandii. Czy żałuje?
11.09.2020 14:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
25-letnia Natalia Rybicka zawsze marzyła o tym, żeby tańczyć. Modern, jazz, hip hop. – Chciałam skończyć świetną szkołę tańca. Znalazłam taką w Londynie – opowiada. – Zaplanowałam wszystko, zdałam egzaminy, uzbierałam pieniądze na czesne, odłożyłam trochę na życie, znalazłam pracę. Miałam wszystko ułożone od A do Z. Pech chciał, że dwa miesiące przed moją taneczną emigracją poznałam Pawła – dodaje ze śmiechem. – Wpadłam jak śliwka w kompot.
Paweł Sochacki, 24-letni programista, lubi się droczyć z Natalią i mówić, że woli swoje robaczki, czyli linijki kodu niż ją. – Ona wtedy wybucha śmiechem i mówi, że jest morderczo zazdrosna o PHP (język programowania – przyp. red.) – żartuje Paweł. Przyznaje jednak po cichu, że gdy cztery lata temu poznali się na ulicznym maratonie drużynowym, czuł się, jakby trafił go grom z jasnego nieba. Był gotów zostawić swoje "robaczki" dla niej.
Nic z tego nie będzie…
– Po dwóch miesiącach spędzonych razem wiedzieliśmy, że jesteśmy nierozłączni – opowiada Paweł. – Ale Natka wyjeżdżała do Londynu, do wymarzonej szkoły tańca, nie było siły, która by ją skłoniła do rezygnacji. Swoją drogą nie chciałem tego robić. Wymyśliłem, że ja zrezygnuję ze studiów tutaj, w Polsce, i wyniosę się do Londynu. Wtedy ona zaoponowała. I miała rację.
– Przecież bycie razem nie może wiązać się z tym, że jedna osoba rezygnuje ze swoich planów, pragnień, marzeń, a druga je realizuje – przekonuje Natalia. – Wymyśliłam, że będziemy razem, ale na odległość. Ale Paweł nie chciał się na to zupełnie zgodzić. Mówił, że nic z tego nie będzie. Że zaraz sobie kogoś znajdę, że brak kontaktu fizycznego ludzi od siebie oddala, że nie będziemy mieć wspólnych wspomnień, bo jakie można mieć po rozmowach telefonicznych i przez Skype'a… Zaskoczyło mnie totalnie, że tak dojrzale mówi o tym naszym byciu na odległość.
Kasa to nie wszystko
Takie same obawy miała 49-letnia Bożena Długosz, gdy jej mąż, Daniel, 12 lat temu dostał propozycję pracy w Holandii. – Mieliśmy dwójkę małych dzieci, starszy syn poszedł do podstawówki, młodszy do przedszkola, ja na dodatek dostałam w pracy awans. To właśnie wtedy Daniel oświadczył mi, że wyjeżdża – wspomina kobieta. – Jest inżynierem budowlanym, znakomitym fachowcem. Dostał taką pensję, że grzechem byłoby nie przyjąć tej propozycji. Nie miałam wyjścia i się zgodziłam. Oczyma wyobraźni zobaczyłam spłacony kredyt, większe mieszkanie, koniec oglądania każdej złotówki. Mimo to byłam pełna obaw.
Jak się okazało, złe przeczucia Bożeny sprawdziły się, bo Daniel, zamiast przyjeżdżać zgodnie z tym, co ustalili – na pięć dni, raz na dwa tygodnie – przestał przyjeżdżać. – Twierdził, że dużo pracuje i zwyczajnie nie ma siły. Dużo rozmawialiśmy na Skypie, codziennie mieliśmy kontakt, jedliśmy razem nawet kolację, ale ja za nim zwyczajnie tęskniłam, bo nie mogłam go dotknąć – opowiada Bożena. – Bałam się, że może kogoś tam spotkał i to dlatego już nie przyjeżdża. Ale bardziej się bałam, że dzieci przestaną pamiętać, jak wygląda ich ojciec. Wsiadłam więc w samolot, dzieci rozesłałam po rodzinie i pojechałam. Weszłam na budowę i zaczęłam krzyczeć, że kasa to nie wszystko. Ci faceci w kaskach mieli takie miny, jak by zobaczyli ufoludka. Ale najbardziej zdziwiony był Daniel.
Bożena mówi, że czuła się, jak Karen Blixen, główna bohaterka autobiograficznej książki i filmu "Pożegnanie z Afryką", która przejechała pół kontynentu, by swojemu mężowi i jego oddziałom wojsk przywieźć żywność. – W walizce miałam ruskie i pieczoną jagnięcinę na wypadek, gdyby mnie jednak nie planował rzucić – wspomina Bożena. Nie planował.
Nigdy się nie pokłóciliśmy
Natalia i Paweł ustalili, że choćby się waliło i paliło, muszą się zobaczyć dwa razy w miesiącu. Co najmniej na kilka dni. – Latamy w tę i z powrotem. Kupujemy bilety z wyprzedzeniem, dzięki temu ceny są znośne – mówi Natalia. – Gadamy codziennie, opowiadamy sobie, co się wydarzyło. Nigdy się jeszcze nie pokłóciliśmy. I to mnie martwi. Ale jak się rzadko widujemy, to nie ma czasu na kłótnie. Choć na wakacjach, które zawsze spędzamy razem, czas by się może i na sprzeczkę znalazł, ale szkoda nam na to energii.
– Natka jest ładna, wysportowana, zgrabna. Nic dziwnego, że faceci się za nią oglądają, chcą ja poznać, zaprosić na randkę – cedzi przez zęby Paweł. – Na początku byłem zazdrosny, ale musiałem jej zaufać. Inaczej bym zwariował i zatruł jej życie swoimi obawami, domysłami, zazdrością. A tak, to po prostu jej ufam.
Paweł ma obawy, co będzie dalej. Najwyższy czas znaleźć jakieś gniazdko i ustatkować się, choć na chwilę. – Najgorsze jest to, że nie możemy dojść do porozumienia, gdzie będziemy mieszkać – mówi programista. – Mnie się marzy praca w Dolinie Krzemowej, ale Natka mówi, że mam sobie to wybić z głowy. Ona by chciała do Berlina lub Paryża, a ja nie miałbym co tam robić…
Lepsze miejsce do życia
Bożena bez Daniela w domu wytrzymała osiem lat. – I powiedziałam "dość". Spakowałam dzieci, sprzedałam mieszkanie i wyjechałam do tej Holandii. Nie żałuję – uśmiecha się. – Jak się żyło razem, to potem trudno jest się rozstać. Najtrudniej mi było przyzwyczaić się do spania w pustym łóżku. Ale też chciałam się czasem z kimś pokłócić, a tu nici. Przez internet to nie to samo.
Choć Bożena tęskni za Polską, to sama przyznaje, że w Holandii żyje się łatwiej. – Daniel się uparł, uważałam, że nie ma racji, że dostaniemy po nosie od losu za to rozstanie – mówi. – Ale prawda jest taka, że z połową polskich problemów tutaj nie muszę się mierzyć.
Na odległość trudniej zbudować świat intymny
– Na związek na odległość czyha wiele pułapek, które na pierwszy rzut oka nie są widoczne – uważa Katarzyna Szymańska, psycholożka. – Po pierwsze, może się okazać, że ludzie, którzy mieszkają w różnych miastach lub państwach, wcale się nie znają. Ich kontakty raczej przypominają spotkania od święta, a rozmowy przez telefon czy przez internet nie są w stanie zastąpić codziennego kontaktu z drugim człowiekiem. Poza tym trudniej w takiej sytuacji zbudować intymność, która jest światem dostępnym tylko dla tych dwóch osób – tłumaczy.
Bliskość fizyczna, obecność, dotyk mają ogromne znaczenie dla budowania relacji. Choć, jak przekonuje Szymańska, intymność jest możliwa nawet wtedy, gdy ludzi dzielą tysiące kilometrów. Jednak spotkania, rozmowy i dbanie o regularną bliskość są w przypadku takich związków ważne.
– Myślę, że też inaczej kształtuje się związek na odległość, gdy małżeństwo po paru latach decyduje się, że jedno z nich wyjedzie do innego kraju w celach zarobkowych, a inaczej jest w przypadku młodych osób, które się ledwo co znają i postanawiają zbudować związek na odległość. Ich czeka prawdziwa próba, bo dopiero gdy zamieszkają razem, poznają się lepiej. Wtedy też okaże się, czy wspólne życie jest takim, jakie sobie wyobrażali – wyjaśnia.