Mimo sprzeciwu opiekuna, zostawiła chore dziecko. I uciekła
Dziecko zanosiło się od kaszlu. Było widać wyraźnie, że jest w słabej formie. Przekracza wraz z mamą próg przedszkolnej szatni, a po krótkiej wymianie zdań z opiekunami mama znika. Przedszkola mają kłopot. Jak zadbać o takie chore dziecko? Jak je izolować od grupy? Dorota Zawadzka opublikowała wpis, którym wsadziła kij w mrowisko.
24.11.2017 | aktual.: 24.11.2017 16:10
Wpis, który opublikowała psycholog na swoim Facebooku potwierdza, że pozostawianie chorych maluchów w placówkach to stały problem w sezonie jesienno-zimowym. Tym razem matka "podejrzanego" dziecka usłyszała, że ma zabrać je z powrotem do domu, bo jest z nim źle. Nie trzeba było przeprowadzać śledztwa w tej sprawie, a wystarczyło spojrzeć na osłabione dziecko. Matka zignorowała opinię pedagoga, po prostu uciekła.
"(…)Trafiłam na mamę, która tłumaczyła pani przedszkolance, ze jej córka na pewno nie jest chora. Wystarczył rzut okiem, żeby się zorientować, ze mała jest mocno przeziębiona: kaszel mokry, katar, czerwone oczy, podpuchnięta, może nawet dostała nurofen przed wejściem do przedszkola, bo to się zdarza. Kiedy poprosiłyśmy te panią, by zabrała dziecko do domu albo przyniosła zaświadczenie od lekarza, że dziecko jest zdrowe, uciekła. Wsiadła do samochodu i odjechała, zostawiając dziecko w przedszkolu. Właścicielka przedszkola ma związane ręce, nie może wezwać do dziecka lekarza, już wczoraj rozmawiały z tą mamą, że dziecko jest chore, a kiedy dzwonią do rodzica, żeby dziecko odebrał, ten przyjeżdża po nie po pracy. Izolacja takiego malucha wymaga dodatkowej sali i dodatkowego opiekuna, wiem od dyrektorki placówki (…) co można zrobić z takim rodzicem? (…)Jak walczy z takimi mamuśkami?"
Dorota Zawadzka nie zdradza kogo konkretnie dotyczy ta historia, ale o podobnych sytuacjach nie raz już słyszałyśmy. – Zostawiłam dziś chore dziecko, ale nie miałam wyjścia. Pewnie zaraz będą dzwonić z przedszkola, że ma gorączkę i mam po niego przyjechać. Nie mogę znów wziąć wolnego, a na ojca liczyć nie mogę…" – opowiadała jakiś czas temu redakcyjna koleżanka, która wychowuje synka samotnie.
W komentarzach pod wpisem Zawadzkiej burza. Jedni nie pozostawiają na matce suchej nitki, inni tłumaczą, że nie znają jej sytuacji życiowej i nic o niej nie wiedząc, nikt nie ma prawa jej oceniać. Wielu też dodaje, że dziecko kaszlące to żadna tragedia i gorsi są ci, co to z katarem najlepiej by już do przedszkola nie posyłali.
" Matka karierowiczka, to po co jej dziecko?" – grzmi jedna z kobiet. "Pewnie boi się, że straci pracę" – zauważa inna. "Praca ważna, ale dzieci ważniejsze" – twierdzi ktoś inny.
"Czytam, czytam i oczom nie wierzę. Nie wiem, czy mam się śmiać czy płakać. Ja rozumiem, jak dziecko jest naprawdę chore - to tak, zgadzam się, że te 2-3 dni niech posiedzi w domu, ale żeby za kaszlące, kichające dziecko dzwonić na policję, MOPS czy do sądu? Ludzie!" – zauważa czytelniczka, bo i sugestie zgłoszenia odpowiednim służbom pojawiły się w komentarzach.
"Nie widziałaś tej małej, więc nie oceniaj. Dziecko było po prostu chore. Słabe, osowiałe, kleiła się do matki. Czy trzeba mieć zapalenie płuc, mając 2 lata, żeby zasłużyć na pobyt w domu? Tak uważasz?" – irytuje się pod postem Zawadzkiej internautka.
Problem wydaje się niemożliwy do rozwiązania. Jedni uważają, że skoro w Irlandii dzieci biegają do przedszkola z antybiotykami w plecaku, a w Skandynawii na grypę lekarz zwolnienia ze szkoły nie wystawi, to należy brać z nich przykład. I nie ma co panikować, tylko dzieci hartować. A w przypadku wyraźnie ciężkiej choroby, jedna z mam podsuwa rozwiązanie: "Aneksy do umów dorobić, że gdy dziecko bedzie chore to wzywaja lekarza na koszt rodzica. W naszym przedszkolu poskutkowało, bo nawet gdy jakieś dziecko wymiotowało to rodzic nie przyjeżdżał".
Zobacz też: Ochrona skóry zimą [Wirtualna Poradnia]