"Mój mąż Żyd". Sylwia Borowska o końcu pokolenia "holocaust survivors" i miłości Polek do Izraelczyków
Pomysł napisania tej książki pojawił się w czasie, kiedy polski parlament przyjął nowelizację ustawy o IPN. Sylwia Borowska postanowiła pokazać Izrael oczami Polek, które wyszły za mąż za Izraelczyków. Opisuje ich historie, żarty, z których śmieją się i Polacy i Żydzi. Opowiada też o pokoleniu holocaust survivors, które według niej się kurczy.
18.02.2019 | aktual.: 18.02.2019 19:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Poniższe fragmenty pochodzą z książki wydawnictwo Pascal "Mój mąż Żyd", autorstwa Sylwii Borowskiej.
Pomysł napisania tej książki pojawił się w czasie, kiedy polski parlament przyjął nowelizację ustawy o IPN, która zakłada karanie więzieniem osób przypisujących Polakom odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę. Ten zapis wzbudził kontrowersje w kręgach politycznych Izraela. Dlaczego? Izraelscy politycy uznali, że tą ustawą Polska chce wybielić się z antysemickich incydentów w przeszłości. Na dowód tego w izraelskich mediach pojawiły się historie polskich Żydów wydawanych przez Polaków lub nawet przez nich zabijanych. Z powodu tej ustawy doszło do napięć w stosunkach polsko-izraelskich. Przez chwilę. Ale czy żyją tym zwykli ludzie? Izraelczycy pielęgnują pamięć o Holokauście, ale bardziej interesuje ich to, co dzieje się dzisiaj w Strefie Gazy. To ma realny wpływ na ich życie tu i teraz. Słowo "Polska" nadal jednak nie najlepiej im się kojarzy – przede wszystkim ze szkolną wycieczką do Auschwitz.
Z kolei w Polsce słowo "Żyd" porusza czułą strunę. Budzi automatycznie negatywne konotacje. "Żyd z ciebie" – mówi Polak do Polaka, kiedy jeden drugiemu czegoś pożałuje. Jedna z wielu Polek, z którymi rozmawiałam, przyznała, że ukrywa przed swoim mężem to, że w Polsce jest antysemityzm. Ludzie często sami nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że mogą wygłaszać antysemickie treści. Oto historia z życia wzięta: Polka jedzie samochodem ze swoim mężem Izraelczykiem. Prowadzi jej wujek, który nagle mówi: "O! Żyd mi się zapalił! Muszę zatankować". Zaświeciła mu się lampka kontrolna na pulpicie (sygnalizująca, że kończy się paliwo), ale już nie zaświeciła mu się lampka, że palnął głupstwo, tym bardziej że wiezie Żyda.
Czas to jakoś odkręcić. Dziś Żydzi, którzy mieszkają w Izraelu, są inni od tych, z których my, Polacy, śmiejemy się, słuchając dowcipów o… Żydach. Większa część społeczeństwa izraelskiego nie ma przodków, którzy mieszkali w Polsce. Nikt z ich rodziny nie zginął w obozie koncentracyjnym. Pokolenie Holocaust survivors się kurczy. Młode państwo Izrael stworzyło nowy rodzaj obywatela. To w pierwszej kolejności Izraelczyk, a dopiero potem Żyd. Ktoś wspomniał mi o ciekawym sondażu, jaki ponoć u nas przeprowadzono. Wynika z niego, że Polacy akceptują Izraelczyków, mogliby ich mieć za swoich sąsiadów, ale Żydów już nie. Wniosek? Polacy myślą, że Izraelczyk nie jest Żydem! I coś w tym jest.
Wielu naszych rodaków chce dzisiaj jeździć do Izraela i go oglądać. Uruchomiono mnóstwo nowych, tanich połączeń lotniczych, a Ministerstwo Turystyki Izraela serdecznie zaprasza wszystkich Polaków, dopłacając do ich biletów. Izraelczycy przylatują też coraz chętniej do nas. Odkrywają wtedy, że Polska nie jest tylko cmentarzyskiem. Zachwycają się naszymi zielonymi lasami i jeziorami na Mazurach. Robią zakupy, bo jest trzy razy taniej. Z kolei Polacy nie lądują już w Tel Awiwie tylko z zamiarem odbycia pielgrzymki do Ziemi Świętej. Poznają nowoczesny Izrael z jego imprezami na plaży i nocnym życiem. My jesteśmy ciekawi Izraelczyków, a oni nas.
Na temat Izraela powstaje wiele książek. Historycy i kulturoznawcy mają ogromną wiedzę. Ja jestem dziennikarką i interesuje mnie życie zwykłych ludzi. Co myślą? Co czują? Czy żyją historią i polityką, czy raczej obok nich? Chciałam, aby o tym kraju opowiedziały mi swoim językiem Polki, które tam mieszkają od lat i wciąż odkrywają Izrael. Tak jak i ja zaczęłam go odkrywać, kiedy zakochałam się w Izraelczyku.
Na początku, idąc ulicą w Tel Awiwie, nie przeczytasz ani jednego hebrajskiego słowa, które tam zobaczysz. Twój przyszły mąż będzie pisał od prawej do lewej. Twoje sąsiadki będą patrzeć na ciebie podejrzliwie. Wielokrotnie usłyszysz od mężczyzn na ulicy niedwuznaczną propozycję. Wsiadając do autobusu, będziesz rozglądać się nerwowo do czasu, aż usiądzie obok ciebie młody żołnierz z karabinem. Popijając aromatyczną kawę w kafejce w Jafo, zauważysz, jak przy stoliku obok ludzie śledzą na Facebooku zdjęcia z ataków w Strefie Gazy lub napadu nożownika Hamasu na przechodnia przy dworcu w centrum miasta. Znajomi z Polski będą dzwonić do ciebie i pytać z niepokojem: "Czy można swobodnie przejechać samochodem z Tel Awiwu do Jerozolimy?". Oni myślą, że żyjesz w kraju, w którym cały czas jest wojna.
Napięcia polsko-izraelskie zdarzały się również i w naszym związku. Kiedyś zaproponowałam Ephraimowi: "Podjedźmy do Krakowa pendolino", na co usłyszałam: "W Polsce Żyd nie wsiada do pociągu, bo może zatrzymać się dopiero w Auschwitz". To miał być żart. Podobne padały często. Na hasło "weź prysznic" Ephraim mówił: "Wiesz, jak to się skończyło siedemdziesiąt pięć lat temu, kiedy Żydzi poszli pod prysznic?". Nie chodzi o to, że nie dbał o higienę, wprost przeciwnie. Irytowały mnie te niby-dowcipy. Zaczynałam się czuć winna i w obowiązku tłumaczyć przed nim z bolesnej historii obu narodów i antysemityzmu.
Mój chłopak nie był zresztą jedynym Izraelczykiem przekonanym, że Niemcy zbudowali tutaj obozy koncentracyjne, bo wiedzieli, że Polacy dadzą na to ciche przyzwolenie. "Jak można było sprzedać sąsiada?" – pytał mnie wielokrotnie przejęty Ephraim. Wiele bardzo emocjonalnych rozmów przeprowadziliśmy na ten temat. Kiedy zobaczył na rynku w Kazimierzu Dolnym figurkę Żyda z pieniążkiem, zrobił się na twarzy niemal purpurowy: "Widzisz, widzisz! I ty mi mówisz, że Polacy nie są antysemitami?!".
Najbardziej dało mi do myślenia pewne zdarzenie w Jerozolimie. Wtedy po raz pierwszy pojawiła się we mnie wątpliwość, czy nam się uda. Był akurat szabat i znaleźliśmy stolik w małej, jedynej czynnej tego dnia żydowskiej knajpce w starej części miasta. Musieliśmy siedzieć tam bardzo wpatrzeni w siebie, bo zwróciła na nas uwagę właścicielka. "Wyglądacie na takich szczęśliwych" – powiedziała. Za jakiś czas rozłożyła się na stoliku obok z drewnianą stolnicą i zaczęła wałkować ciasto na pierogi. Kiedy zaczęła lepić, spytałam ją, czy skleja w taki sposób, że widać charakterystyczną falbankę. "Jestem specjalistką od pierogów, bo pochodzę z Polski" – zażartowałam. Kobieta zmieniła wyraz twarzy z przyjaznego na obojętny i wróciła do swojej pracy. Nie odezwała się już słowem. Kiedy chwilę później wyszliśmy na ulicę, Ephraim rzucił jakby mimochodem kolejny swój "żart": "Kochanie, nie mów tak głośno, że jesteś Polką".