Mój przyjaciel samochód

Spytacie, co Jadźka robiła w czasie długiej podróży do Kotoru? Rzeczy różne. Najczęściej zawracała głowę. A to żeby podać muzyczną zabawkę, a to książeczkę, a to klucze do zabawy, a to znowu przewodnik o Czarnogórze do przejrzenia.

Obraz

Jadąc na wakacje zdecydowaliśmy się na podróż samochodem. Podróż nie byle jaką, bo z Gdańska do Kotoru. Droga długa na dwa tysiące kilometrów. Obaw o Jadźkę w podróży było wiele. Okazało się, że zupełnie nieuzasadnionych. Jadźka pokochała jazdę i nasze zielone „brum, brum”, a na każdej stacji benzynowej czuła się jak u siebie w domu.

Obraz

Podróż zaczęliśmy w nocy - w porze, kiedy zazwyczaj kładziemy dziecko spać. Mieliśmy nadzieję, że prześpi ją grzecznie niczym we własnym łóżku. Nasz optymizm okazał się przedwczesny. Jadźka wsiadła do samochodu zmęczona po całym dniu harców i szybko zasnęła. Pobudka jednak przyszła wcześnie. Jakoś przed dwudziestą trzecią. Zamarliśmy z przerażenia: co teraz będzie? Iga ziewnęła, przeciągnęła się na ile to możliwe w swoim foteliku i zapatrzyła się w nocne życie trasy Gdańsk - Łódź. Rzadko zderza jej się oglądać czarne niebo, a setki światełek przyciągały skutecznie jej wzrok. Około północy zasnęła ponownie, by obudzić się świeżutka i wyspana o trzeciej nad ranem. Wyciągnęliśmy ją z auta, aby rozprostowała kości. Stacja benzynowa podniosła w niej poziom adrenaliny.

Chodziła między załadowanymi batonami półkami i wybierała sobie do zabawy co ciekawsze i bardziej szeleszczące. Kupiliśmy jej paluszki dla dzieci, ale wolała nimi częstować nas i ekipę stacji, niż sama poddać się konsumpcji. Po krótkim rekonesansie wsiedliśmy do samochodu, modląc się, by dziecko padło na kilka godzin. Tak też się stało. Obudziła nas o szóstej świergoleniem, kiedy my byliśmy kompletnie zmęczeni i niewyspani. Po śniadaniu na Węgrzech i zabawie w wytyczonym dla dzieci kąciku restauracyjnym ruszyliśmy dalej. Dzień skończył się dla nas dopiero o dziewiętnastej, kiedy zmęczeni legliśmy w hotelowym łóżku pod Belgradem. Skończył się dzień, ale nie podróż. Czekała nas jeszcze całodniowa przeprawa z Belgradu do Kotoru nad Adriatykiem. Daliśmy radę.

Spytacie, co Jadźka robiła w czasie tej długiej podróży? Rzeczy różne. Najczęściej zawracała głowę. A to żeby podać muzyczną zabawkę, a to książeczkę, a to klucze do zabawy, a to znowu przewodnik o Czarnogórze do przejrzenia (niezmiernie absorbujący!). Najczęściej prosiła jednak o bułę i picie. Siedzieliśmy obydwoje na przednich siedzeniach, bo cały tył był zawalony walizami i Jadźką. Prowadziliśmy auto na zmianę, więc ten, kto siedział aktualnie na miejscu pasażera, musiał dwoić się i troić, aby zaspokoić żądania turystycznej córki. Na szczęście po drodze było pełno atrakcji.

Atrakcje miały albo wymiona, albo wełnę na grzbiecie, a czasami były kozami i skakały po drzewach. Czasami przez setki kilometrów nie znalazł się żaden atrakcyjny zwierzak i Jadźka siedziała z tyłu ze smutną miną i co jakiś czas głośno marudziła: „Nie ma, nie ma!”. Ale same wyczekiwanie na krowy, owce, kozy i konie luzem chodzące sprawiało jej taką frajdę, że nie mogliśmy narzekać na kochane dziecko. Jak na warunki podróży i tak była dzielna ponad miarę.

Serbia i Czarnogóra obfitują w skaliste góry, a żeby przeprawić się przez nie samochodem, trzeba przebyć dziesiątki czarnych dziur. Nagle robi się ciemno, a daleko gdzieś majaczy promyk światła. Jak to w tunelu zresztą. Otóż wymyśliliśmy Jadźce taką zabawę na miarę naszej inwencji po wielu godzinach spędzonych w drodze: kiedy wjeżdżaliśmy w otchłań tunelu robiliśmy z Tatką smutne miny i mówiliśmy głośno: „Nie ma! Nie ma!”. Zbliżając się do wyjazdu z tunelu robiliśmy miny głupkowato radosne i cieszyliśmy się jak dzieci wołając: „Jest! Jest!”. Brzmi może i durnie, ale należy pamiętać, że Jadźka ma dopiero szesnaście miesięcy i tylko durne zabawy cieszą ją szczerze i namiętnie. Pikanterii dodawał fakt, że potrafi ona oba wyrażenia wyartykułować, więc za siódmym razem krzyczała już z nami: „Nie ma! Jest!”. I tak w kółko przez całą drogę.

Dla zestresowanych rodziców, najpiękniejszym momentem była chwila, kiedy Jadźka prosiła o zdjęcie jej butów. Potem skarpetek. Potem prosiła grzecznie o Kłapouchego i smoczka. Kiedy wszystkie te warunki zostawały spełnione, Jadźka po kilku minutach zapadała w sen. I wtedy mogliśmy podziwiać widoki, stanąć na kawę, a nawet zapalić upragnionego papierosa. Wtedy czuło się, że jedziemy na wakacje.

Wybrane dla Ciebie

Zamiast wyrzucać, włóż za kaloryfer. Prosty trik na ciepłe mieszkanie
Zamiast wyrzucać, włóż za kaloryfer. Prosty trik na ciepłe mieszkanie
Jeden z gwałcicieli Gisele Pelicot walczy o wolność. Twierdzi, że nie wiedział
Jeden z gwałcicieli Gisele Pelicot walczy o wolność. Twierdzi, że nie wiedział
Wyjawiła, co spotkało jej syna. "Oprawcy wiedzieli, gdzie są kamery"
Wyjawiła, co spotkało jej syna. "Oprawcy wiedzieli, gdzie są kamery"
Miała raka piersi. Przed operacją złożyła deklarację
Miała raka piersi. Przed operacją złożyła deklarację
Okrzyknięto ją "najpiękniejszą dziewczynką świata". Dziś ma 24 lata
Okrzyknięto ją "najpiękniejszą dziewczynką świata". Dziś ma 24 lata
Chroni matkę przed mediami. Powód nie jest tajemnicą
Chroni matkę przed mediami. Powód nie jest tajemnicą
"Genialne i mocne". Nowa grafika Damięckiej trafia w sedno
"Genialne i mocne". Nowa grafika Damięckiej trafia w sedno
"To było dwuznaczne". Jeździł za nią po całej Polsce
"To było dwuznaczne". Jeździł za nią po całej Polsce
Prowadzi PasjoDzielnię. "Zmiany są zauważalne już po kilku spotkaniach"
Prowadzi PasjoDzielnię. "Zmiany są zauważalne już po kilku spotkaniach"
Po kawie biegiem do WC? Lekarz tłumaczy, co to oznacza
Po kawie biegiem do WC? Lekarz tłumaczy, co to oznacza
Połóż pod maską. Żadna kuna już się nie zbliży
Połóż pod maską. Żadna kuna już się nie zbliży
"Zostawił mnie". Niezwykłe, co dziś mówi o byłym mężu
"Zostawił mnie". Niezwykłe, co dziś mówi o byłym mężu