Blisko ludziMorza szum, ptaków śpiew… i głosy wzburzonych turystów. Takie lato w Polsce

Morza szum, ptaków śpiew… i głosy wzburzonych turystów. Takie lato w Polsce

- Oszczędzamy przez cały rok, by na wakacjach nie odmawiać sobie niczego. Wybieramy Polskę, bo bliżej, bo taniej i co roku płaczemy ze złości. Nie mamy jednak wyjścia – żali się Barbara ze Skierniewic.

Morza szum, ptaków śpiew… i głosy wzburzonych turystów. Takie lato w Polsce
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Ewa Podleśna-Ślusarczyk

12.08.2019 | aktual.: 12.08.2019 20:14

Pani Barbara ma 36 lat. Razem z mężem i dziećmi co roku wybiera kolejną z nadmorskich miejscowości. Zawsze starają się wyjeżdżać w innym terminie, no bo a nuż tym razem się uda i trafią na pogodę. W ubiegłym roku mieli 3 dni upału na dwa tygodnie pobytu. W tym roku ani jednego.

Nie każdego stać na all inclusive

- Każdy poranek zaczyna się tak samo. Mąż wstaje ok. 8, idzie po świeże bułeczki i mleko, i patrzy w niebo. I jak wraca, to wszyscy wpatrujemy się w niego jak w telewizor – śmieje się pani Basia. – A on mówi, znowu zachmurzone niebo. I już wtedy jest mniej wesoło, bo wiemy, że na plaży słońca brak, pakować trzeba kurtki i parasole. Nie rezygnujemy jednak, bo co tu innego robić nad tym polskim morzem, gdy pada? – pyta retorycznie.

Na pytanie, czemu wybiera co roku polskie morze, skoro pogoda niestety w kratkę, nie kryje nerwów. – No wie Pani, nie każdego stać na wyjazd all inclusive do Turcji czy Grecji. Ja pracuję w sklepie spożywczym i mam niecałe 2,5 tys. zł na rękę. Mąż jest inżynierem, ale stawki u nas nie takie wysokie. Razem jakoś dajemy radę, ale na taki wyjazd dla rodziny czteroosobowej to już nas nie stać. Patrzyliśmy kiedyś na te ceny i taki wyjazd na dwa tygodnie za granicę, to koszt od ośmiu tysięcy w górę. Na to nas nie stać – mówi ze smutkiem pani Barbara. - Oszczędzamy przez cały rok, by na wakacjach nie odmawiać sobie niczego. Wybieramy Polskę, bo bliżej, bo taniej i co roku płaczemy ze złości. Nie mamy jednak wyjścia – żali się Barbara ze Skierniewic.

Obserwuję ją, gdy siada z rodziną na sopockiej plaży, w bluzach zapiętych pod szyję. Otoczona parawanem mości sobie wygodną miejscówkę i po okryciu kocem oddaje lekturze jednej z show-biznesowych gazet. Mąż siada na rozkładanym leżaczku i wpatruje się posępnie w morze. Nie poddaje się i pomimo wiatru wystawia półnagie ciało na spojrzenia innych plażowiczów w podobnej sytuacji.

Obraz
© Archiwum prywatne

"Woda jak bagno. Szkoda gadać"

Wszyscy z zainteresowaniem podnoszą wzrok, gdy nagle z dzikim okrzykiem do morza wpada Krzysiek, jak się później dowiaduję, 56-latek z Poznania. Nad morze przyjechał z żoną i córką. Obie siedzą w kurtkach i przyglądają się z rozbawieniem pędzącemu do wody mężczyźnie. Podchodzę do brzegu i obserwuję odważnego człowieka. Wokół pustka, raz, że jest zimno, a dwa – sinice. Po 5 minutach wykonywania wymachów i podskoków, mam poczucie, że obserwuję trochę walkę morsa z chłodem styczniowym, ale, jak powiedział po wyjściu Krzysztof, różnicy wielkiej nie ma.

- Raz w roku jedziemy z rodziną nad polskie morze, to taka nasza tradycja. Córka już dorosła, lata po świecie, a ja, wie pani, z żoną, to niespecjalnie się nadaję na takie podróże. Ona boi się samolotów, języków nie znamy, strach trochę ruszać w świat. Byliśmy kilka lat temu w Chorwacji, cały dzień autem, wszyscy umęczeni. Pogoda lepsza niby, ale plaże tam to nie umywają się do naszych polskich. Kto by chciał takie kamieniste, ja wolę polski miękki piasek. Szkoda tylko, że ta pogoda nas nie rozpieszcza – dodaje ze smutkiem.

- Człowiek czeka cały rok, żeby pojechać, poopalać się, poleżeć na słonku, a tu co chwilę deszcz, nie ma nawet sensu koca rozkładać. Wczoraj to była masakra, pół godziny słońca, dziesięć minut deszczu, i tak w kółko. Ja to się schowam pod bluzę i przeczekam, ale jak patrzę na te rodziny z takimi małymi dziećmi, to naprawdę żal ściska. Mało tego, że zimno to jeszcze te sinice. Woda jak bagno. Szkoda gadać… - mówi i wolnym krokiem odchodzi do rodziny. Małżonka podaje mu szybko ręcznik i każe nakładać bluzę, bo choroba za chwilę pewna.

Obraz
© Archiwum prywatne

"Znajoma załatwiła nam taniej"

To, że dzieci mają najgorzej, potwierdza się już po chwili. Na plaży mało osób, co kilkanaście metrów jakiś parawan. Za jednym z nich matka z dwójką małych dzieci. Jedno jeszcze w wózku, na szczęście śpi pod parasolem i ciepłym kocykiem. Drugie za to dokazuje. Trzylatek nie rozumie, dlaczego nie może wejść do wody. Marzy o przygodach morskich i taplaniu się w wodzie. – Michał, błagam cię, chodź tu do mnie. Michał, proszę, nie wchodź do wody, jest za zimna – słyszę tłumaczenia matki. Na początku spokojne, ale z każdą chwilą pojawia się coraz więcej złości i zniecierpliwienia. – No chodź tu do cholery, ile mogę mówić! - krzyczy.

Nasze spojrzenia się krzyżują. Widzę zawstydzenie. Proszę syna, by pograł chwilę z Michałkiem w piłkę, a ja rozmawiam z jego matką. Uspokaja się i patrzy z wdzięcznością.

– To jest tak przykre z tą pogodą, że aż się płakać chce. Mąż mnie przywiózł z dwójką dzieci nad morze, a sam pojechał do pracy. Kupujemy mieszkanie w Toruniu, każdy grosz potrzebny. Ustaliliśmy, że ja posiedzę tu z dziećmi, bo Michał ma alergię. Lekarka mówi, że jak nad morze to minimum 2 tygodnie, żeby w ogóle złapał trochę tego jodu. Znajoma załatwiła nam pokój taniej – 70 zł płacę za pokój z łazienką. To dobra cena jak na Sopot. Kupuję jedzenie w tańszych marketach. W tym pensjonacie jest kuchnia, więc gotuję dla siebie i Michała. Tylko żal bierze, że taka pogoda pod psem - wyjaśnia pani Beata.

Po chwili dodaje. - Dziecko nie rozumie, że zimno, od kilku miesięcy codziennie mówiliśmy o tym, jak to będziemy się kąpać w morzu i chodzić w majteczkach po plaży. A teraz kurtki i parasole, i umęczone dziecko. I kto mi odda pieniądze za to, że ciągle pada? Nikt, bo to przecież niczyja wina, ale złość jest.

Złość jest. Zarówno na plaży, na deptaku, jak i na molo. Zewsząd słychać utyskiwania, że za zimno, że pogoda barowa, że już wszyscy mają dość i woleliby siedzieć w domu niż tutaj. No i kasy żal. No bo pieniądze płacić trzeba za kwaterę, za jedzenie i to nawet więcej. Bo jak Polak zły, to głodny. A jak znudzony, to kupuje niepotrzebne rzeczy. Tylko sprzedawcy zacierają ręce. Im pogoda pasuje. Według najnowszych prognoz, do końca sierpnia nie będzie już upałów nad polskim morzem. Temperatury mają nie przekraczać 23 stopni, a wiele z nadchodzących dni ma być deszczowych.

- Mnie to rybka - mówi 25-latek z Warszawy. Wraz z kolegami wpadł do Sopotu na tydzień. Wcześniej był z rodzicami w Grecji. Opalony, uśmiechnięty wzbudza złość lekko pijanego kolegi. - Paweł to ma na pogodę wyj...ane, bo mu starzy zafundowali wyjazd. Ja bym się k...wa chciał opalić trochę i popływać, ale jak, skoro jest tak k...wsko zimno. I ta woda k...wa cała w glonach. Jakby mnie k...wa było stać, to bym wypier....ł na jakąś k...wa wyspę. A nie nad ten zasr...y Bałtyk - bełkocze Michał. Wtórują mu koledzy, którzy również nie mieli tyle szczęścia, co Paweł. - Dobrze, że choć wódka zimna - rechoczą i zamaszystym krokiem wchodzą na plażę. Po chwili słychać muzykę z komórki i coraz głośniejszy śmiech. Nikomu to jednak nie przeszkadza, bo na plaży pustki.

Z badań Eurostatu wynika, że co trzeci Polak (34,6 proc.) nie może sobie pozwolić nawet na tygodniowe wakacje poza domem. Wg najnowszych analiz, coraz więcej Polaków decyduje się za to na urlop w Polsce. W stosunku do roku 2018 o 32 proc. wzrosła liczba wyszukiwań wakacyjnych noclegów w Polsce.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1480)