Choć w polskich sądach to zwykle mężczyźni uznawani są za winnych rozpadu małżeństwa, adwokatka Eliza Kuna przyznaje, że zdarzają się też odwrotne sytuacje - i to wcale nie tak rzadko. Jak mówi w "Balansie", kobiety często same, "bez walki", przyjmują winę, zwłaszcza gdy w grę wchodzi zdrada.
Adwokatka Eliza Kuna w rozmowie z Kubą Jankowskim o sprawach rozwodowych nie ukrywa, że wciąż zdarzają się sytuacje, gdy to kobieta zostaje uznana za wyłącznie winną rozpadu małżeństwa. Statystycznie to rzadkość, ale jednak. To mniej więcej 20 proc. przypadków spraw rozwodowych, w których "wyłączną winę poniosła kobieta".
Co zaskakujące, prawniczka zauważa, że same zainteresowane często nie próbują walczyć o zmianę takiego obrazu. - Kobiety biorą tę winę na siebie. One nie chcą się szarpać. Najczęściej to jest zdrada i są na to dowody. To one po prostu na pierwszym terminie rozprawy albo w pierwszym piśmie procesowym przyznają tę winę - mówi.
Jednocześnie Kuna podkreśla, że w realnej praktyce prawnej niemal nie spotyka się z przypadkami, kiedy to kobiety musiałyby płacić alimenty mężczyznom. - Nie zdarzyło mi się, a miałam ponad dwa tysiące spraw rodzinnych, żeby kobiety płaciły alimenty na mężczyznę - stwierdza. Przyznaje, że takie sytuacje istnieją, ale są wyjątkowe. - Zdarza się tak rzadko, że nie wiem, czy możemy tu mówić o jakimś nawet procencie - dodaje.