Mówił, że ją kocha. Przepisała na niego cały majątek. A potem nastąpił zwrot akcji
Ile warte jest krótkotrwałe poczucie, że jesteśmy kochani? Czy opłaca się za nie zapłacić dwoma mieszkaniami i kredytem w banku?
To pytanie, które zapewne do dziś zadaje sobie pewna Polka, która - jak donosi PAP - dała się oszukać Słowakowi, w którym była zakochana.
Ubiegłej wiosny Polka poznała Słowaka na portalu randkowym i zakochała się w nim bez pamięci. On - jak się zdawało - w niej też. Z dużym zaangażowaniem podchodził do ich relacji. Jej kupował kwiaty, a jej synowi prezenty. Nazywał go zresztą swoim własnym synem, bo jego matce się oświadczył i obiecywał rychły ślub.
Coś jednak było w tej relacji nie tak. On powątpiewał w jej uczucia - był zazdrosny, chciał dowodów, żeby jej ufać. Poprosił - w imię miłości - o przepisanie na niego jej majątku. To miało mu udowodnić, że kocha go naprawdę. I miało trwać tylko chwilę. Przecież gdyby tylko się przekonał, przepisałby wszystko, co dostał, na jej (ich!) syna.
Nie wiadomo, jak długo się zastanawiała, ale ostatecznie się zgodziła. Tak bliski człowiek nie mógł przecież kłamać, a zależało jej na niej. Miłość przecież nie zna granic, dla bliskiej osoby można skoczyć w ogień. Polka przepisała na Słowaka nieruchomość i mieszkanie o łącznej wartości 540 tys. zł. Do tego jeszcze kolejne mieszkanie warte 220 tys. zł.
To nie wystarczało. Przekazała mu więc jeszcze 35 tys. zł i biżuterię o wartości 20 tys. Jako że nie miała już więcej, zaciągnęła jeszcze kredyt na 55 tys. zł. Łącznie dowód miłości kosztował ją 870 tysięcy złotych.
Kosztował, bo zwrotu nie było. Obdarowany o swojej obietnicy zapomniał, kiedy tylko podpisał akt notarialny. Bez zgody poprzedniej właścicielki sprzedał mieszkania komuś innemu i gdy wszystko się wydało, trafił do aresztu. Podczas przesłuchania twierdził, że pokrzywdzona przeniosła na niego własność dobrowolnie "w imię miłości", a on pokornie zgodził się z jej decyzją.
Zdaniem śledczych wszystko wskazuje na to, że Słowak z działalności przestępczej zrobił sobie stałe źródło dochodu. Grozi mu do 15 lat więzienia. Nie wiadomo, czy i kiedy do Polki wróci jej własność oraz kiedy wróci do siebie ona sama.