Multidłużniczki. "Z powodu długów miałam myśli samobójcze"

Początki są zwykle niepozorne: chwilówka wzięta pod wpływem impulsu, a potem raty, które zaczynają się mnożyć. Kolejnymi pożyczkami łata się "dziury". A pętla na szyi się zaciska. – Jak człowiek zostaje z niczym, bez perspektywy wyjścia z impasu, łapie się dosłownie każdej możliwości, która ma go poratować. A emocje i strach napędzają do podejmowania ryzykownych decyzji, co praktycznie zawsze źle się kończy – mówi trenerka edukacji finansowej Magdalena Kołucka.

Spirala długów - jak z niej wyjść? Zdjęcie ilustracyjne
Spirala długów - jak z niej wyjść? Zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Getty Images | Josef Lindau

21.11.2022 | aktual.: 22.11.2022 08:31

W naszym kraju, według szacunków, problemy z regulowaniem zobowiązań ma ok. 2,5 mln osób. Co więcej, długów przybywa, ale dłużników już nie. Co to oznacza? Że coraz więcej jest w Polsce tzw. multidłużników, których problemy finansowe pogłębiają się. Suma zaległych zobowiązań Polaków po pierwszym półroczu 2022 roku wyniosła 75,83 mld zł wobec 72,5 mld zł w grudniu 2021 roku – wynika z Raportu InfoDług przygotowanego na podstawie danych Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor i bazy Biura Informacji Kredytowej. Wszechobecna drożyzna niestety sprawy nie ułatwia.

"Niedługo wszystko się ułoży"

O tym, jak łatwo można wpaść w spiralę zadłużenia, przekonała się 37-letnia Beata*. Wszystko zaczęło się, gdy postanowiła uruchomić swój biznes. Chciała prowadzić sklep z odzieżą dziecięcą. – Dostałam z urzędu pracy ok. 20 tys. zł, ale zabrakło mi pieniędzy, więc pożyczyłam dodatkowe 8 tys. Nie miałam od kogo, była to chwilówka. Nie zdawałam sobie sprawy, że wkrótce wpadnę w ogromne kłopoty finansowe – wspomina swoją sytuację sprzed dekady.

Biznes prowadziła przez kilkanaście miesięcy. Nie wypalił, mimo że sklep znajdował się blisko szkoły. – Okazało się, że matki wolą tańsze sieciówki. Ja miałam ubrania dobrej jakości, od polskiego producenta, ale droższe – tłumaczy. – Walczyłam jeszcze przez jakiś czas, jednak doszło do tego, że musiałam się zapożyczać, żeby opłacić czynsz, ZUS itp. A do sklepu ciągle dokładałam. W końcu nie było innego wyjścia, musiałam go zamknąć.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Biznes Beaty upadł, lecz długi pozostały. Zaczęło się szukanie pracy i sposobu, żeby wyjść na prostą. A raty do spłacenia nie czekały. – Nie mając innego pomysłu, wzięłam kolejną chwilówkę. Tyko że jak się nie ma z czego spłacać, to rata 100–200 zł miesięcznie staje się problemem. Pracę znalazłam, jednak po opłaceniu mieszkania czy rachunków nie starczało już na raty. Ratowałam się więc kolejną chwilówką, tłumacząc sobie, że to przejściowa sytuacja i niedługo wszystko na pewno się ułoży.

Ale się nie układało, a długi rosły. – Pamiętam dzień, kiedy obudziłam się rano i doszłam do wniosku, że nie ma sensu, żebym wstawała. Bo po co? Zarabiałam niewiele ponad 2 tys. zł, a tyle to były praktycznie same raty kredytów. Gdzie reszta? Wierzyciele zaczynali mnie nękać, przestałam odbierać listy polecone, bo się zwyczajnie bałam – wyznaje Beata. – To trwało kilka lat. W tym czasie nabawiłam się depresji, nerwicy, straciłam sens życia. Czułam się strasznie samotna.

Uratowało ją forum dla dłużników. Nawiązała kontakt z osobami w podobnej sytuacji. Zaczęła czytać, interesować się, pytać. Pomogła mobilizacja: rozmowy z wierzycielami, rozłożenie części zadłużeń na raty i kredyt konsolidacyjny. – Dziś mogę powiedzieć, że jestem wolna od długów, ale przez co przeszłam, to tylko ja wiem.

"Tego stresu nie da się opisać"

U Iwony, innej multidłużniczki, suma wszystkich długów przekraczała w pewnym momencie 40 tys. zł. – Był to moment mojego największego dołka, finansowego i psychicznego. Oprócz tego miałam jeszcze ponad 10 tys. zł do oddania w rodzinie – mówi kobieta.

Jak do tego doszło? – Wbrew pozorom nie miałam za sobą żadnej nieudanej inwestycji. Pogrążyłam się na własne życzenie przez nieprzemyślane zakupy i branie wszystkiego na raty. Do tego jeszcze dwie karty kredytowe. I poszło, wir był nie do opanowania, długi się piętrzyły, a moje zarobki stały w miejscu. Miałam wtedy 22 lata, byłam sama, zupełnie się pogubiłam. Podskakiwałam, gdy tylko dzwonił telefon. Żadnego obcego numeru nie odbierałam. Nachodził mnie komornik. Z nim akurat się dogadałam, ale z resztą długów z parabanków nie dawałam sobie rady.

Iwona nie kryje, że etap, gdy wpadła w spiralę długów, był "najgorszym w jej życiu". – Tego stresu nie da się opisać. Każdy dzień zaczynałam i kończyłam, myśląc o pieniądzach i zastanawiając się, jak z tego wyjdę. Miałam myśli samobójcze – wspomina Iwona.

W jej przypadku kluczowe było zaprzestanie podejmowania pochopnych decyzji zakupowych. – Siostra zwróciła mi uwagę, że jestem uzależniona od zakupów i muszę coś z tym zrobić. Razem znalazłyśmy kancelarię oddłużeniową, która zajęła się moją sprawą, poszłam też na terapię. Siostra pomogła mi spłacić najpilniejsze zobowiązania – opowiada Iwona. I dodaje: – Jeden z moich znajomych miał kilkanaście różnych pożyczek, zaległości w spółdzielni mieszkaniowej i ciężką depresję. Ogłosił upadłość konsumencką i zaczął nowe życie, więc wiem, że choć jest to bardzo trudne, to z pętli długów da się wyjść.

"Najgorszym doradcą jest strach"

Trenerka edukacji finansowej, przedsiębiorczyni i marketerka Magdalena Kołucka, prowadząca blog LadyBosska.pl przestrzega, że czasem jedna nieprzemyślana decyzja może uruchomić lawinę, która ściągnie na nas poważne problemy. – Sama kiedyś popełniłam taki błąd, biorąc kredyt i inwestując pod wpływem emocji w "intratny biznes", który okazał się oszustwem. Jak człowiek zostaje z niczym, bez perspektywy wyjścia z impasu, łapie się dosłownie każdej możliwości, która ma go poratować. A emocje i strach napędzają do podejmowania ryzykownych decyzji, co praktycznie zawsze źle się kończy – zauważa.

Zdaniem Magdaleny Kołuckiej swoje robią reklamy, które skłaniają nas do kupowania rzeczy, na które nas nie stać. – Żyjemy ponad stan i to zawsze kończy się spiralą długów. Wynika to z braku edukacji finansowej w naszym kraju i świadomości, jak powinniśmy zarządzać pieniędzmi.

Idealny model zarządzania finansami według ekspertki wygląda tak, że 55 proc. wynagrodzenia powinno nam wystarczyć na wszystkie opłaty (raty, czynsz, wydatki domowe, jedzenie, rachunki), a pozostałe 45 proc. dysponujemy w taki sposób, aby 10 proc. zawsze co miesiąc odkładać i nie ruszać tych pieniędzy aż do emerytury. 10 proc. przeznaczamy na nieprzewidziane wydatki, 10 proc. na przyjemności, 10 proc. na edukację, a 5 proc. np. na cele charytatywne.

Magdalena Kołucka: – Gdybyśmy 10 proc. co miesiąc inwestowali w edukację, rozwijanie swoich kompetencji albo np. biznesu, to dzięki temu więcej byśmy zarabiali. Wiem, że nie jest to proste, bo żyjemy w świecie konsumpcjonizmu i trudno wyłamać się ze schematów, które wynieśliśmy z domu lub zmienić nasze przekonania na temat finansów. U mnie w domu w ogóle nie mówiło się o pieniądzach, to był temat tabu i nie wolno mi było wiedzieć, ile zarabia tata. Dorastałam w przekonaniu, że pieniądze szczęścia nie dają i że trzeba ciężko na nie pracować, żeby wystarczyło od pierwszego do pierwszego. Z takim podejściem ciężko myśleć o zakładaniu swojego biznesu i o własnym rozwoju.

A co zrobić, gdy znajdziemy się w finansowym dołku? – Może zabrzmi to trywialnie, ale najważniejsza zasada to "nie panikuj" – podkreśla Magdalena Kołucka. – Najgorszym doradcą w takiej sytuacji jest strach, który często popycha nas do rozwiązań, które mogą nam jeszcze bardziej zaszkodzić, np. do wzięcia chwilówki. Powinniśmy spisać wszystkie nasze zadłużenia na kartce czy w Excelu. Sprawdzić, ile zostało do spłaty i ile wynosi miesięczna rata, a następnie je ze sobą zsumować. Ostateczna kwota może nas zaskoczyć, ale to bardzo ważne, żeby wiedzieć dokładnie, ile mamy do spłaty. Nie po to, żeby się załamać, ale po to, aby to zaakceptować i przygotować się do kroku numer dwa, czyli stworzenia planu działania.

Na tym etapie – jak uzupełnia ekspertka – najlepiej spotkać się z doradcą finansowym, który zaproponuje najkorzystniejsze dla nas rozwiązanie. – Może to będzie konsolidacja kredytów w jeden, z niższą ratą albo negocjacje z bankiem o rozłożenie zadłużenia na dłuższy okres, co wpływa na obniżenie rat. Można starać się o ogłoszenie upadłości konsumenckiej. Będąc w takiej sytuacji, na pewno nie należy polegać na dobrych radach kolegów, tylko na fachowej wiedzy ekspertów i przede wszystkim pozwolić sobie pomóc.

* imiona bohaterek zmieniłam

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (88)