Nadwaga u dzieci rośnie. Rada rodziców: "nie jedz tyle, bo będziesz gruby jak Staś"
Syn pani Kingi z Warszawy ma 9 lat i w połowie stycznia wrócił do szkoły. Kobieta zauważyła, że od tego czasu każdego dnia staje na łazienkowej wadze. Choć sama też codziennie się waży, w przypadku dziecka wydało jej się to na tyle niepokojące, że zainicjowała rozmowę.
Waga stała się tematem rozmów
- Okazało się, że dwóch najlepszych kolegów syna znacznie przytyło w pandemii. Przybyło im tyle kilogramów, że jest to na pierwszy rzut oka widoczne nie tylko dla dorosłych, ale też dla kolegów i koleżanek z jego klasy. - Mój Bartek zorientował się, że waga kolegów stała się tematem rozmów i sam zaczął sprawdzać, czy przypadkiem nie tyje – mówi pani Kinga. Powiedział: "mamo, ja nie chcę być tak gruby jak Staś".
Kobieta dodaje, że syn doszedł do takich wniosków, słuchając kolegów w szkole oraz mając informacje, jak komentuje to się w ich domach.
– Gdy miałam kilka czy kilkanaście lat, sporo myślałam o mojej wadze, porównywałam się z modelkami i piosenkarkami, wydawało mi się, że jestem za gruba, choć z perspektywy czasu widzę, że obiektywnie nie miałam problemów z tuszą. Wiem, jak wiele złego może wyrządzić nawet jedno, pozornie niewinne, zdanie rodzica. Dlatego zachęcam syna do ruchu, spędzam z nim czas na świeżym powietrzu, ale nigdy nie mówię mu: "Może te dwie kanapki wystarczą? Nie powinieneś jeść trzeciej" – przyznaje w rozmowie z WP Kobieta.
Zgoła inaczej przedstawia się sytuacja u pani Marty z Łodzi – mamy kilkuletniej dziewczynki. - Miałam ogromne problemy z wagą, gdy byłam dzieckiem, a później nastolatką. Moja nadwaga przekładała się na wszystkie sfery życia: byłam nieśmiała, zamknięta w sobie, nie nawiązywałam relacji z rówieśnikami. Do dziś cały czas jestem na diecie, bardzo dbam o linię i nie zamierzam nigdy odpuścić – zwierza się kobieta.
Z sześciolatką do dietetyka
Pani Marta chodzi z sześcioletnią córką do dietetyka. Dziewczynka nigdy nie ważyła za dużo, odżywiała się zdrowo pod czujnym okiem mamy, która ma na tym punkcie obsesję. Dlaczego więc jej mama zdecydowała się na konsultację ze specjalistą? - Nie chcę, by córka musiała mierzyć się z tym, przez co przechodziłam: wyzwiskami, odrzuceniem, brakiem pewności siebie – tłumaczy.
Z badań opublikowanych przez międzynarodową sieć badawczą HBSC (Health Behaviour in School-age Children) wynika, że polskie nastolatki bardzo negatywnie postrzegają własne ciało (Polska zajmuje pierwsze miejsce w rankingu 43 krajów). Aż 39 proc. 11-letnich dziewcząt uważa się za "za grubą lub zbyt grubą". Wśród 15-latek wynik ten sięga już 52 proc., przy czym tylko 8 proc. z nich w rzeczywistości zmaga się z nadwagą lub cierpi na otyłość.
Przeczytaj również: Dietetyk: Polacy wstydzą się, że przytyli w czasie pandemii. Są stygmatyzowani w pracy
Jak czytamy w opracowaniu przygotowanym przez Instytut Matki i Dziecka, wyniki chłopców w tych grupach wiekowych są równie niepokojące - chłopcy w wieku 11 i 13 lat znajdują się na drugiej pozycji w rankingu, zaś w wieku 15 lat na pierwszej pozycji. Polska młodzież bardzo negatywnie ocenia też swoje zdrowie. Tutaj również: im starsze dzieci, tym ich samoocena zdrowia jest gorsza. Eksperci IMiD zwracają uwagę, że "ma to odzwierciedlenie także w niekorzystnym stylu życia".
Zaburzony obraz własnego ciała
Z podobnymi trudnościami mierzyła się Karolina Bruchal-Bąk – edukatorka żywieniowa prowadząca warsztaty, szkolenia i pogadanki pod szyldem Edukacja Bez Lukru.
- Moje problemy z wagą rozpoczęły się w okresie dojrzewania, mniej więcej gdy miałam 14 lat. Wtedy też przestałam trenować taniec towarzyski, co tylko pogorszyło sytuację i przyspieszyło tycie. Jak się okazało kilka lat później, przyczyną były problemy z tarczycą. Słyszałam nierzadko przykre komentarze, widziałam spojrzenia chłopców, którzy śmiali się z mojego biustu, porównywali mnie do szczupłych koleżanek ze szkoły, obgadywali na wf-ie – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Bruchal-Bąk przyznaje, że dostrzegała, jak bardzo zmieniło się jej ciało – w ciągu roku przytyła nagle 20 kg i nie wiedziała, co się z nią dzieje. Diagnozę udało się postawić nie dzięki lekarzowi rodzinnemu, lecz dzięki bardzo wspierającej mamie. I choć dziś po nadprogramowych kilogramach nie ma śladu, trauma i zaburzony obraz własnego ciała pozostały w głowie pani Karoliny na długo.
- Skoro przez wiele lat człowiek zmagał się z kilogramami, słyszał o sobie w szkole, że to już nie nadwaga a otyłość, to trudno potem zobaczyć siebie w nowym świetle. Do dzisiaj niezbyt komfortowo czuję się na plaży lub basenie, wśród wielu osób. Z upływem lat jednak złagodniała moja krytyka wobec siebie, wiem, że dbam o siebie, o swoje zdrowie i dobrze się czuję – opowiada edukatorka.
Pani Karolina dziś sama jest mamą. Doszła do wniosku, że na bazie swoich doświadczeń i zdobytej wiedzy, chce szerzyć "dobrą nowinę": uczyć dzieci i rodziców, jak dobrze, smacznie i zdrowo jeść. Przy czym jest zagorzałą przeciwniczką mówienia: "nie jedz, bo będziesz gruby", do czego tendencję mają niektórzy rodzice.
- Takie podejście jest absolutnie krzywdzące. Tak naprawdę to my - rodzice, odpowiadamy za to, co i kiedy ląduje na stole. Dajmy więc przykład, bądźmy tą zmianą, którą chcemy u dziecka zobaczyć. Kształtowanie relacji dziecka z jedzeniem będzie rzutować na jego przyszłość, więc warto podejść do tematu z rozsądkiem. Bądźmy wytrwali, budowanie zdrowych nawyków żywieniowych to długi proces, wymaga konsekwencji i spokoju, a zaczyna się już tak naprawdę w łonie mamy – przekonuje edukatorka.
Niestety, psycholodzy dziecięcy, psychodietetycy, a także sami rodzice zauważają, że lockdown i wynikające z niego izolacja od rówieśników oraz nauka zdalna, a także napięcia w rodzinach związane np. z utratą dochodów czy rozpadem związków, negatywnie wpływają na zdrowie psychiczne dzieci i nastolatków oraz przyczyniają się do rozwoju otyłości.
Świadczy o tym także ruch w gabinetach polskich psychodietetyków. – Coraz więcej dzieci się u mnie pojawia. Ich liczba znacznie wzrosła w porównaniu z ubiegłymi latami – mówi Paulina Górska z Centrum Dietetycznego NutriPoint w Rzeszowie.
Psychodietetyczka podkreśla, że odpowiedzialność za wagę, a co za tym idzie, zdrowie dziecka ponoszą rodzice. - Od nas zależy, czy w domu będą słodycze i słone przekąski, które są główną przyczyną nadwagi i otyłości. Badania jasno wskazują, że jeżeli rodzice są otyli, dziecko ma aż 70 proc. szans na to, że również będzie zmagało się z tym problemem. Widzę to także u moich pacjentów z nadwagą i otyłością – wielu z nich boryka się z nimi od dzieciństwa. Dlatego tak ważne, by od pierwszych lat życia wyrabiać zdrowe nawyki. – uczula w rozmowie z WP Kobieta.
Psychodietetyk zaleca ostrożność
Paulina Górska zaznacza jednak, że podczas pracy z dziećmi musimy być bardzo ostrożni. Sama z małoletnimi pacjentami pracuje przy użyciu metody małych kroków, ustalając z dzieckiem od czego rozpoczną się zmiany. Kluczowa jest także współpraca z rodzicami, którzy sami często muszą przejść edukację i zmodyfikować swój jadłospis. – Nie może być tak, że dorośli jedzą na obiad przysłowiowego kotleta, a dziecko ma na talerzu wyłącznie surówkę – mówi ekspertka.
Jednocześnie zwraca uwagę, by rodzice nie przekładali swoich obaw na dziecko, gdyż taka postawa może skutkować zaburzeniami odżywiania w przyszłości.
- Jeżeli mama bądź tata za bardzo skupia się na wyglądzie i zdrowym sposobie życia (wszystko waży, zawsze wylicza kalorie), niewiele trzeba, by dziecko zaczęło mieć niezdrowy stosunek do jedzenia. Podobnie rzecz ma się ze sprawdzaniem wagi: nie możemy codziennie stawiać dziecka na wadze, dobrze zrobić to raz na jakiś czas, np. w formie zabawy. Nie skupiajmy się na tym, że pewnych produktów nie można jeść pod żadnym pozorem. Zakazany owoc smakuje najlepiej, więc słodkości czy słone przekąski też powinny pojawiać się w diecie, ale w niewielkich ilościach. Współpracując z małoletnimi pacjentami, zawsze zostawiam na nie małą furtkę w planie jadłospisu. Musimy znaleźć złoty środek – przekonuje.
Sprawdź także: Opisują w sieci życie seksualne swoich dzieci. Oversharenting dotyczy także nastolatków
Psychodietetyczka wyjaśnia również, dlaczego pandemia tak bardzo sprzyja gwałtownemu przybieraniu na wadze. – Dzieciaki nie mają teraz jak rozładować potrzeb ruchowych i emocjonalnych, które w normalnych warunkach zaspokajają np. spotkania z rówieśnikami czy zajęcia sportowe w szkole. Te braki rekompensują sobie przez jedzenie – słodycze czy przekąski działają podobnie jak aktywność fizyczna: zwiększają wydzielanie dopaminy i serotoniny, czyli tzw. hormonów szczęścia. Pamiętajmy jednak, że nie tędy droga! – przestrzega.