Blisko ludziOpisują w sieci życie seksualne swoich dzieci. Oversharenting dotyczy także nastolatków

Opisują w sieci życie seksualne swoich dzieci. Oversharenting dotyczy także nastolatków

Rodzice coraz częściej dzielą się sekretami swoich dzieci w internecie
Rodzice coraz częściej dzielą się sekretami swoich dzieci w internecie
Źródło zdjęć: © PAP | Utrecht Robin
Katarzyna Pawlicka
11.02.2021 17:06

Na facebookowej grupie dla rodziców, liczącej ponad 45 tys. członków, jedna z matek postanowiła podzielić się informacją, że jej córka zamierza rozpocząć życie seksualne. – Gdy taka informacja trafi w niepowołane ręce, może być użyta w bezwzględny sposób – przestrzega prezeska Fundacji Edukacyjnej Zofia Lisiecka.

Zachowanie matki można zdefiniować jako sharenting lub oversharenting. Oba te zjawiska polegają na dzieleniu się w sieci zdjęciami oraz historiami dotyczącymi własnego dziecka. Ten drugi przybiera ekstremalną postać, np. gdy rodzic zakłada maluchowi osobny profil i zapełnia go treściami lub zdradza publicznie intymne szczegóły z jego życia.

Oversharenting dotyczy także nastolatków

- O sharentingu lub oversharentingu mówi się zazwyczaj w kontekście zdjęć małych dzieci. Tymczasem problem dotyka także nastolatków. Jestem wstrząśnięta tym, co się dzieje – rodzice nagminnie przekraczają granice, np. pisząc na forum o problemach zdrowotnych młodych ludzi. To są opowieści o wzdęciach, gazach, łuszczycy, grzybicy. Jedna z mam stworzyła post pt. "Pot mojego syna pachnie obrzydliwie”. Wiele z tych osób robi to pod nazwiskiem, na profilu mając zdjęcia swoich dzieci – mówi Zofia Lisiecka w rozmowie z WP Kobieta.

Pozory bezpieczeństwa dają prywatne lub zamknięte grupy, a rodzice ulegają złudnemu poczuciu, że "są wśród swoich” i mogą dzielić się rodzicielskim doświadczeniem bez ograniczeń. Rzecz w tym, że to społeczności zrzeszające nierzadko kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy użytkowników. Pani Zofia uczula, że dostęp do większości z nich jest właściwie nieograniczony – wystarczy poprosić o przyjęcie i zaakceptować regulamin. Ponadto, każdy wpis zostawia tzw. cyfrowy ślad, bardzo łatwo go odnaleźć, zrobić zrzut ekranu i puścić dalej w świat.

Co więcej, nawet jeśli rodzic zmienia nazwisko lub korzysta z mediów społecznościowych pod pseudonimem, do jego dziecka można dotrzeć za pomocą googlowskiego narzędzia wyszukiwania za pomocą obrazu. Niewielu rodziców zdaje sobie z tego sprawę i ochoczo publikuje zdjęcia pociech (także tych nastoletnich) w sieci. Zakładają błędnie, że są anonimowi, w związku z czym mogą na wiele sobie pozwolić.

- Starałam się reagować zawsze, gdy widziałam w grupie zagrożenie lub nadużycie zaufania dziecka. Jednak mój post był dość ostrą odpowiedzią na wpis mamy, która pochwaliła się, że nastoletnie dziecko przyszło do niej z partnerem, by poinformować o planach rozpoczęcia współżycia i wspólnie zaplanować wizytę u ginekologa, by wybrać formę antykoncepcji. Dodam, że miała być to wizyta całej trójki - mamy, dziecka i jego partnera, choć oboje mieli już skończone 18 lat, co również budzi pewien niepokój– relacjonuje Zofia Lisiecka, która na co dzień zajmuje się m.in. działaniami antydyskryminacyjnymi.

Upublicznili tajemnice dzieci

Tymczasem w komentarzach rozpętała się dyskusja, w której inni dzielili się doświadczeniami własnych dzieci! Pojawiły się informacje, czyje dziecko zamierza czekać z seksem do ślubu, a czyje rozpoczęło współżycie w wieku 16 lat. - W moim przekonaniu to było wstrząsające przekroczenie granic intymności - mówi Lisiecka. – To tak, jakby wejść na stadion pełen ludzi i krzyczeć do wszystkich o sekretnych przeżyciach własnego dziecka – dodaje.

Niestety, administratorzy grupy nie zareagowali na jej prośbę o wprowadzenie do regulaminu zapisów chroniących prawa dzieci i młodzieży do intymności i godności. Posty zawierające z definicji poufne dane też nie są kasowane. – Moim zdaniem to po prostu niebezpieczne – stwierdza pani Zofia, zwracając uwagę na problemy przemocy czy znęcania się w szkole. Jej zdaniem każda taka informacja może zostać użyta przeciwko dziecku czy nastolatkowi.

Niebezpieczeństwa Zofia Lisiecka upatruje też w poradach medycznych, których rodzice udzielają sobie nawzajem pod postami dotyczącymi trądziku, menstruacji, depresji – Wiele z tych pytań powinno paść nie w grupie, a w gabinecie lekarza. W grupach rodzicielskich kwitnie poradnictwo paramedyczne, doktor Google sięga tam długą macką i to również jest zagrożenie – przekonuje.

Oczywiście, nie wszystkie wpisy mają ten sam ciężar gatunkowy, ale te pozornie lżejsze, bardziej niewinne, również obnażają problemy na linii rodzic-dziecko. - Widzę bardzo dużo postów typu: "Syn ma 18 lat, idzie pierwszy raz na urodziny swojej dziewczyny. Zwrócił się do mnie o poradę, co jej kupić, więc przekazuję to pytanie do was”. Na szczęście sporo jest pod nimi komentarzy sugerujących, że coś jest jednak nie tak, jeśli syn nie wie nic o zainteresowaniach swojej dziewczyny, a matka konsultuje się w sprawie prezentu z obcymi ludźmi z internetu– opowiada pani Zofia.

Zaczyna brakować więzi w rodzinie

Na problem zaburzeń relacji w rodzinach zwraca uwagę także Joanna Żółkiewska – psycholog i psychoterapeuta z Wielkopolskiego Centrum Terapii. – Kiedyś wiele spraw omawialiśmy w rodzinie lub z przyjaciółmi. Teraz zaczyna brakować tych więzi: bliskości, zrozumienia, oparcia, autorytetu. Pół biedy, jeżeli te potrzeby przeniosą się do gabinetu psychologa, gorzej jeśli do internetu, gdzie można otrzymać przeróżne porady – niekoniecznie użyteczne i bezpieczne. Jeżeli taka poufna informacja gdzieś wypłynie, dziecko całkowicie straci zaufanie do rodzica – mówi w rozmowie z WP Kobieta.

Sprzedawanie intymności

- Gdy rodzice wyciągają nasze stare zdjęcia z przedszkola, nie zawsze jesteśmy zadowoleni z tego, jak na nich wyglądamy i nie zawsze chcemy, żeby ujrzały światło dzienne. Często się wstydzimy, bo odsłaniają nie to, co chcielibyśmy pokazać szerszemu gronu. Jako rodzice zapominamy, jak byśmy się czuli, gdyby ktoś dzielił się prywatnymi informacjami o nas z kilkudziesięcioma tysiącami ludzi – mówi Joanna Żółkiewska.

Psycholog przekonuje, że oversharenting jest dla niej naruszeniem prywatności i sprzedawaniem intymności – niezależnie, czy mówimy o nastolatku czy o małym dziecku. – Mam poczucie, że udostępniając zdjęcia czy informacje bez zgody dysponujemy naszym dzieckiem jak przedmiotem. A jest przecież odrębnym człowiekiem z własną intymnością, zasługuje na szacunek! Janusz Korczak pięknie powiedział kiedyś, że dziecko jest takim samym człowiekiem jak dorosły, tylko ma mniejsze doświadczenie życiowe. Dlaczego o tym zapominamy? – pyta w rozmowie z WP Kobieta.

Traktujmy dzieci podmiotowo

Według Żółkiewskiej często mamy poczucie, że jako rodzicom wolno nam więcej, że możemy rozporządzać dowolnie własnym dzieckiem. Jej zdaniem to błędne przekonanie: rodzice mają obdarzać rodzicielską miłością, ale też pokazywać, jak stawiać granice, uczyć odróżniania dobra od zła, umożliwiać rozwój, a nie rozprawiać o intymnym życiu potomka na forum.

– Dziecko jest odrębną osobą i ma prawa człowieka, w skład których wchodzą: prawo do życia, do zdrowia i do godności. O tym ostatnim rodzice często zapominają. Bo czy zdradzanie tajemnic dziecka jest poszanowaniem jego godności? Mam duże wątpliwości. Na pewno jest naruszaniem jego dobra – stawia jasno sprawę psycholog.

Żółkiewska przypomina także, że w internecie nic nie ginie, a jego zasoby coraz częściej przeglądają np. rekruterzy. – Może okazać się, że informacje udostępniane kilka lat wcześniej przez rodziców, będą niekorzystne w życiu dorosłym. Każdy może przecież zrobić z nimi, co chce – ostrzega. Dodaje również, że jej zdaniem przedmiot "bezpieczeństwo w sieci" powinien zostać wprowadzony do szkół, by dzieci wiedziały, jak się ochronić i zabezpieczyć.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (283)
Zobacz także