Blisko ludziDietetyk: Polacy wstydzą się, że przytyli w czasie pandemii. Są stygmatyzowani w pracy

Dietetyk: Polacy wstydzą się, że przytyli w czasie pandemii. Są stygmatyzowani w pracy

W czasie lockdownu to jedzenie rekompensowało nam towarzyskie spotkania, ruch i poprawiało nastrój. Z tego powodu po kilku miesiącach zamknięcia w domu u wielu Polaków pojawiło się kilka, a nawet kilkanaście nadprogramowych kilogramów. Wielu było wstyd, kiedy zobaczyli ich znajomi z pracy.

Polacy wstydzą się, że przytyli w czasie pandemii
Polacy wstydzą się, że przytyli w czasie pandemii
Źródło zdjęć: © Pexels, Archiwum prywatne

31.12.2020 | aktual.: 03.03.2022 01:52

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Nadwaga i otyłość prowadzą do wielu chorób i  skracają życie o kilka lat. W czasie pandemii, gdy nastąpił lockdown i zamknięto siłownie oraz ośrodki rekreacji, wielu Polaków osiadło w domach i zaczęło... jeść. Z nowym rokiem postanawiają wziąć się za siebie i proszą o pomoc dietetyków. Okazuje się jednak, że chcą schudnąć nie 5 i nie 10 kilogramów, lecz o wiele, wiele więcej. Mówią, że wstydzą się przed kolegami z pracy. W rozmowie z WP Kobieta Anna Kowalczyk-Soszyńska, ekspertka żywieniowa i psychodietetyk, opowiada o swoim doświadczeniu w pracy z pacjentami.

WP Kobieta: Styczeń to miesiąc, kiedy dietetycy zakasują rękawy do pracy, prawda?

Anna Kowalczyk-Soszyńska: Tak, to prawda. Polacy masowo odchudzają się wraz z nowym rokiem. Od mniej więcej dwóch lat można zaobserwować też tendencję, że ludzie zaczynają się odchudzać już od grudnia, żeby zrzucić kilka kilogramów przed świętami. Natomiast od stycznia standardowo rośnie lawina pacjentów, którzy przychodzą z hasłem "nowy rok, nowa ja", chcą zmienić kształt sylwetki, nawyki żywieniowe i mają cel, aby zrobić tzw. formę na wakacje.

To są pacjenci, którzy chcą zrzucić kilka kilogramów czy więcej?

Zazwyczaj są to dłuższe współprace. Pacjenci nie przychodzą do mnie w momencie, kiedy chcieliby schudnąć, dajmy na to, pięć kilogramów, tylko dwadzieścia i więcej. W większości przypadków chcą zupełnie zmienić kształt swojego ciała, bo od dłuższego czasu, przewlekle mają problem z nadwagą i otyłością.

Jakie konsekwencje może mieć długotrwała nadwaga i otyłość?

Kilkadziesiąt nadprogramowych kilogramów wpływa przede wszystkim na układ kostny, a głównie cierpi nasz kręgosłup. Pojawiają się też problemy ze stawami, które uniemożliwiają wykonywanie aktywności fizycznej. Wtedy powstaje błędne koło – mamy nadwagę lub otyłość, które są ogromnym obciążeniem dla kośćca i powodują kontuzje, które wykluczają nas z ruchu, więc jeszcze bardziej przybieramy na wadze. Nadprogramowe kilogramy, które hodujemy latami, przyczyniają się do wielu jednostek chorobowych jak np. cukrzyca typu II, nadciśnienie tętnicze, choroba wieńcowa, zaburzenia oddychania, zwyrodnienia stawów czy dna moczanowa. To są najczęstsze schorzenia.

Jaki wpływ na nasze zdrowie ma częste spożywanie fast-foodów, chipsów, słodyczy?

Wysokoprzetworzona żywność zazwyczaj cechuje się dużą kalorycznością w małej objętości, zawiera też dużo nasyconych kwasów tłuszczowych typu trans i soli. Nie ma tam witamin, składników mineralnych i przede wszystkim błonnika pokarmowego. Wysoki indeks glikemiczny w tego rodzaju produktach powoduje wzrost stężenia glukozy we krwi, a potem jej szybki spadek. Odczuwamy to jako zmęczenie, apatia, senność, brak energii. Nasycone kwasy tłuszczowe predysponują do chorób sercowo-naczyniowych, bo zwiększa się poziom cholesterolu we krwi. Nadmiar soli w diecie może spowodować nadciśnienie tętnicze. Możemy też zachorować na insulinooporność - nadmierne spożywanie takiej żywności tworzy idealne warunki do rozwoju choroby. Regularne spożywanie tego typu produktów będzie miało wymierne konsekwencje zdrowotne.

Nadwaga i otyłość skracają nam życie?

Tak, jeśli przez wiele lat zmagamy się z dużą ilością nadprogramowych kilogramów, to choroby, które w konsekwencji mogą się pojawić, średnio skracają nam życie od pięciu do siedmiu lat.

A pandemia nie pomaga w utracie kilogramów…

Lockdown, zamknięcie siłowni i punktów rekreacji, a przede wszystkim przejście na zdalny tryb pracy, znacząco wpłynęło na obniżenie naszej tzw. spontanicznej aktywności fizycznej. Nie musimy już przemieszczać się do pracy, nie musimy nawet dojść na przystanek. Zdecydowanie rzadziej udaje nam się zrobić te profilaktyczne 10 tys. kroków w ciągu dnia, ponieważ głównie chodzimy z pokoju do kuchni albo łazienki. Badania wskazują, że ta wspomniana spontaniczna aktywność fizyczna ma ogromny wpływ na całokształt naszego wydatku energetycznego. Podkreśla się, że ma dużo większe znaczenie niż godzinne treningi 2-3 razy w tygodniu. Oczywiście, one również są ważne w procesie redukcji masy ciała, jednak przede wszystkim to ciągłe bycie w ruchu bardziej determinuje to, ile wydatkujemy energii. Kiedy mało się ruszamy i rzadko wychodzimy z domu, a jemy tak jak przed lockdownem, to nie dajemy naszemu organizmowi możliwości spalenia kalorii. Konsekwencje są proste do odgadnięcia i tragiczne zarazem. Jakiś czas temu np. zgłosiła się do mnie 17-letnia pacjentka, która od końca lutego do teraz, czyli w czasie trwania pandemii, przytyła 15 kilogramów. Z kolei raporty wskazują, że od marca do maja Polacy średnio przytyli 3 kilogramy.

Jest to dla nich powód do wstydu?

Tak, zdecydowanie. Kiedy łączymy się w pracy zdalnie, to w kamerce widać nas od pasa czy ramion w górę. Głównie pokazujemy swoją twarz, a reszta ciała jest poza kadrem. Jeśli pacjenci w czasie pandemii przytyli sporo kilogramów, które są widoczne, to mówią, że wstydzą się teraz przed swoimi kolegami z pracy, którzy pamiętają ich wygląd sprzed kilku miesięcy. Pojawia się taka stygmatyzacja w środowisku zawodowym. Poza tym wielomiesięczna izolacja powoduje, że świat zewnętrzny jawi nam się jako jakieś zagrożenie, bo panuje wirus i kontakty międzyludzkie mogą być niebezpieczne. Jesteśmy bardziej antyspołeczni, bo przyzwyczailiśmy się do siedzenia w domu. W związku z tym dużo więcej jemy, bo jedzenie rekompensuje nam spotkania towarzyskie i ruch. Jedzenie nie pyta, ono smakuje, jest przyjemne, poprawia nastrój. Niestety, nie robi jednego: nie rozwiązuje problemów, wręcz przeciwnie…

Anna Kowalczyk-Soszyńska, dietetyk
Anna Kowalczyk-Soszyńska, dietetyk© źródło prywatne
Źródło artykułu:WP Kobieta
dietaodchudzanieotyłość
Komentarze (274)