Najwięksi eksperci w wychowywaniu dzieci
Czy łatwo być idealnym rodzicem? Takim, który dba o wszystkie potrzeby dziecka? Który wychowuje je idealne, tak żeby było grzeczne, ale zarazem wygadane i pewne siebie? Czy łatwo znaleźć doskonały sposób na rozszerzenie diety dziecka, na usypianie go bez płaczu, na nauczenie chodzenia, mówienia, robienia na nocnik? Czy łatwo przetrwać bunt dwulatka?
07.06.2016 | aktual.: 09.06.2016 15:45
Łatwo. Wystarczy spełnić jeden warunek: nie mieć dzieci.
Jestem mamą od półtora roku, ale tej prawdy nauczyłam się bardzo szybko. Najwięcej na temat wychowania dzieci mają do powiedzenia bezdzietni. To oni najlepiej odgadli naturę twojej latorośli i doskonale wiedzą, co robisz źle. Wysoko na podium są też babcie i ciotki, które ostatnio niemowlaka trzymały na rękach jakieś 30 lat temu. Nieomylne blogerki i celebrytki też doskonale wiedzą, co najbardziej służy twojemu dziecku. Jednak nikt, ale to nikt nie przebije bezdzietnych. Najlepiej takich, którzy w najbliższym czasie nie planują powiększenia rodziny.
To od nich dowiesz się, że twoje dziecko ryczy, bo nie stosujesz się sztywno do zasad i za bardzo mu pobłażasz. I że przytyłaś w ciąży 20 kg dlatego, że za dużo żarłaś batoników, bo przecież prawidłowo przybiera się na wadze 10 kg, a tydzień po porodzie biegnie się maraton. No i nie daj Boże nie udało ci się karmić piersią – mleko modyfikowane to właściwie trucizna, która powoli zabija twoje dziecko. Trzeba było bardziej się starać, babo! Smoczek to oczywiście najgorsze zło, a brudne ubranko świadczy o niefrasobliwości i zwykłym lenistwie rodzica. I tak dalej, i tak dalej.
Przypomina mi się tutaj niedawne wyjście na piwo ze znajomymi. Dwójka z nich przez godzinę debatowała na temat tego, czy w stosunku do dziecka najlepiej działa stosowanie kar, czy też naturalnych konsekwencji. Przyrzekam, że na końcu omal się nie pobili! Oczywiście żadne z nich nie ma dzieci. Co więcej, nie ma nawet stałego partnera!
Tymczasem w drugim kąciku stołu moja kumpela, matka dwójki chłopców, zwierzała mi się, że czasami wysyła jednego z nich do drugiego pokoju, bo nawzajem tak się nakręcają, że nie można już tego wytrzymać. Przytaknęłam ze zrozumieniem głową. W rewanżu opowiedziałam jej o tym, że moja córka regularnie wyżera piach z piaskownicy i obsypuje nim inne dzieci, z czego czerpie nieskrywaną satysfakcję. Tym razem ona pokiwała głową ze zrozumieniem.
W trakcie dyskusji okazało się, że obie usypiałyśmy dzieci na rękach prawie do skończenia przez nie roczku...
I że w ciąży można przytyć nawet 25 kg, a waga wcale tak szybko nie spada, tylko trzeba ją zrzucać miesiącami…
I że kiedy dziecko wpadnie w histerię, szczególnie w sklepie, to mamy ochotę zapaść się pod ziemię...
I że kiedy widzimy na jego twarzy podejrzaną brązową substancję, to cieszymy się, że to tylko czekolada...
I że gdy jakimś cudem raz na rok uda nam się umyć okna, to dziecko natychmiast do nich podchodzi, robi „glonojada” oraz uwiecznia na nich ślady swoich małych paluszków...
I że to wszystko jest śmieszne tylko dlatego, że kiedyś się kończy.
Tak, bycie matką małego dziecka potrafi być prawdziwą próbą charakteru. Szczególnie wtedy, jeśli weźmiesz sobie za bardzo do serca rady wszystkich bezdzietnych, babć/ciotek i nieomylnych matek jedynaków, które uważają, że poznały receptę na wychowanie każdego malucha na świecie. Tymczasem żeby zostać idealnym rodzicem, najpierw trzeba być tym rodzicem w ogóle zostać. Cieszmy się więc naszym nieidealnym macierzyństwem nieidealnych (oczywiście z naszej winy) dzieci. Bo tylko my wiemy, że jedno w tym wszystkim jest naprawdę idealne – nasza gigantyczna miłość!