Nauczyciele mają dość? "Brakuje już sposobów i argumentów"
Strajki, brak podwyżek, a wreszcie nowelizacja ustawy i zmienione prawo oświatowe, znane wszystkim jako "lex Czarnek". "Bardzo zaangażowałam się w strajk i jestem rozczarowana" - mówi Ewa Popko. Nauczycielka z Nysy starała się walczyć do końca, dziś mówi, dlaczego przestała.
Po wprowadzeniu zmiany w prawie oświatowym nauczyciele w całej Polsce mierzą się z różnymi emocjami. Nastroje są, krótko mówiąc, marne, a jeszcze gorsze jest poczucie, że wszystko, co tyczy się ich pracy, dzieje się bez ich udziału. Nie pomagają protesty, tłumaczenia o bezsensowności kolejnych wchodzących zmian i przepisów. Mimo niezgody, w pewnym momencie każdego nachodzi rezygnacja, o której opowiedziała nauczycielka ze szkoły specjalnej z Nysy, Ewa Popko.
"Najpierw było zjednoczenie. Później chętnych było coraz mniej"
Ewa Popko pracuje w szkole specjalnej. Podkreśla, że lubi swoją pracę. Ma świetną klasę. Kiedy jednak w 2019 roku zaczynały się strajki wśród nauczycieli, nie zamierzała siedzieć bezczynnie. Niestety w pewnym momencie dało się wyczuć, że podejmowanie kolejnych kroków kosztuje, dosłownie i w przenośni.
- Jestem z natury osobą racjonalną. Nie lubię tracić energii na coś, co nie przynosi efektów. Bardzo zaangażowałam się w strajk i jestem rozczarowana. Zarówno rządem, jak i swoją grupą nauczycieli z pracy. Po świętach jako jedyna strajkowałam. Wcześniej było nas więcej, później zostałam tylko ja - mówi nauczycielka Ewa Popko.
Ewa podkreśla, że rozumie swoich kolegów, którzy zrezygnowali z takich działań. Wiele osób ma na głowie kredyty do spłacania, a przez obecność w strajkach potrącane są wypłaty. Sama wtedy straciła równowartość jednej pensji.
- Udało mi się jakoś przetrwać, ale mam już dorosłe dzieci - wspomina nauczycielka.
Zmiana zawodu nie zawsze jest wyjściem
Ewa Popko ze smutkiem zauważa, że brakuje już sposobów oraz argumentów do walki o swoje. Wiele nauczycieli na tym etapie nie widzi innej opcji od poddania się.
- Jedynym wyjściem na ten moment, w moim przypadku, byłaby rezygnacja, ale ja tego nie zrobię - tłumaczy nauczycielka. Ewę Popko powstrzymuje wiele czynników - wygoda, wiek, ale też przede wszystkim, poczucie powołania.
- Szkoda naszych nerwów. Po strajku założyłam sobie, że przychodzę sobie do pracy i robię tak, żeby zadowoleni byli moi uczniowie. Żebym też ja spędziła fajnie czas w pracy i tyle mnie interesuje - dodaje.
Cierpliwość kiedyś się kończy
Nauczyciele są już zmęczeni. Ewę od włączenia telewizora i słuchania kolejnych zmian powstrzymuje to, iż zdaje sobie sprawę, że na nic się zdadzą kolejne protesty. A słuchanie następnych pomysłów rządu sprawia, że pojawiają się coraz większe nerwy.
- Nasza praca nie jest łatwa. Obciąża też układ nerwowy i to widać po nauczycielach. Jak nam jeszcze dokładają z góry takie rzeczy… Szkoda po prostu naszego zdrowia. Czekam, aż to się wszystko uspokoi. Teraz jest dużo dezinformacji. Nie pasuje mi to, co się dzieje, ale nie mam już na to wpływu - podsumowuje.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!