Blisko ludziNiania tak, ale na kilka godzin tygodniowo. Dla wielu kobiet to koniec pracy

Niania tak, ale na kilka godzin tygodniowo. Dla wielu kobiet to koniec pracy

Zainteresowanie pracą opiekunek do dzieci spadło z powodu pandemii aż o 50 proc. Rodzice, jeśli w ogóle decydują się na zatrudnienie pomocy do dziecka, wolą młode opiekunki. Tych na rynku pracy brakuje. Zatrudniać niań po pięćdziesiątce jednak nie chcą, a właśnie takie teraz szukają stałej pracy.

Niania tak, ale na kilka godzin tygodniowo. Dla wielu kobiet to koniec pracy
Źródło zdjęć: © Getty Images

19.06.2020 | aktual.: 20.06.2020 08:09

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ewelina ma 21 lat, pochodzi z okolic Radomia. Od dwóch lat studiuje pedagogikę specjalną i pracuje w Warszawie jako opiekunka do dzieci. – Tak było do początku marca – uściśla. – Potem pandemia spowodowała, że sposób studiowania zmienił się dość znacząco, a pracę straciłam – opowiada. Jej pracodawcy, rodzice dwuletniej Amelki, właściwie jej nie zwolnili, ale zawiesili współpracę na czas nieokreślony. – A ponieważ pracowałam na czarno, to nie należały mi się żadne świadczenia. Nie dostałam postojowego – dodaje z goryczą w głosie.

Możesz wrócić, ale na chwilę

Ewelina czas kwarantanny spędza u rodziców w ich podradomskim domu. Jak mówi, trudny okres pandemii koronawirusa łatwiej przeżyć z rodziną niż w pojedynkę w dużym, obcym mieście. Poza tym, koszty życia 100 km od stolicy są zdecydowanie niższe. Młoda kobieta na razie nie planuje powrotu do Warszawy.

– Studiuję zdalnie, wszystkie zajęcia i egzaminy odbywają się tą samą drogą – przez internet – opowiada opiekunka. – A moi pracodawcy co prawda chcieliby, żebym wróciła, ale proponują mi pracę na dwie, trzy godziny dziennie trzy razy w tygodniu, choć przed wybuchem epidemii pracowałam u nich pięć razy w tygodniu po osiem, dziewięć godzin. Gdybym tę propozycję przyjęła, nie miałabym szans na przeżycie za kwotę, którą mogę w ten sposób zarobić. I albo czeka mnie zatrudnienie u kilku rodzin, albo zmiana zawodu. Myślę, że pandemia dość gruntownie przeformatuje rynek pracy opiekunek do dzieci – dodaje.

Zobacz także: Zrezygnowała z posiadania dzieci ze względu na ekologię. Aktywistka wyjaśnia powody

Znaczące zmiany w tym zakresie potwierdza Małgorzata Barczuk z agencji opiekunek Nanny Express. I przyznaje, że część rodziców korzysta z pomocy w opiece nad dziećmi w mniejszym wymiarze godzin niż przed koronawirusem. – Pandemia zdecydowanie miała wpływ na opiekunki, które pracują na godziny – są z dzieckiem w czasie choroby lub wtedy, gdy rodzice muszą wyjść na spotkanie – mówi Barczuk. – Ponieważ dorośli większość czasu sami spędzali w domu, mniej korzystali z naszych usług.

Spadek zainteresowania opiekunkami o 50 procent

24-letnia Marta studiuje pedagogikę i przez ostatnie dwa lata zajmowała się pięcioletnim obecnie Bartkiem. Chłopczyk ma czworo starszego rodzeństwa, które jest już samodzielne. – Dwie siostry i dwaj bracia mojego podopiecznego są już nastolatkami, sami chodzą do szkoły i z niej wracają, nie potrzebują pomocy w lekcjach – opowiada niania. – Po wybuchu pandemii rodzice Bartka zrezygnowali z mojej pomocy i z tego, co wiem, nie będą jej potrzebować w przyszłości. Mama chłopca straciła pracę, a firma jego taty postanowiła w znaczącym stopniu zrezygnować z obowiązku bywania jej pracowników w biurze. Teraz, gdy w ich domu niemal cały czas jest ktoś dorosły i do tego czworo rodzeństwa, nie ma potrzeby, by ktoś dodatkowo zajmował się Bartkiem.

Marta rozważa poszukiwanie pracy w charakterze niani, ale najwcześniej od września, października. – Nie powinno być z tym problemu, bo koleżanka, która także pracowała jako opiekunka i która też z powodu pandemii straciła pracę, mówi, że coraz więcej jest ogłoszeń rodziców poszukujących niani dla swoich maluchów. Jednak większość szuka opieki na kilka lub kilkanaście godzin tygodniowo. Rzadko komuś potrzebna jest niania na pełen etat – tłumaczy Marta.

Obserwacje te potwierdzają specjalistki z agencji Nanny Express. – Świadczymy głównie serwis abonamentowy – klienci wykupują określoną liczbę godzin i wykorzystują je w dogodnym dla siebie terminie – tłumaczy Małgorzata Barczuk. – Niektórzy korzystają z takich usług regularnie, np. dwa razy w tygodniu, inni w zależności od potrzeb. I to właśnie ci zaczynają potrzebować coraz częściej naszej pomocy, choć na razie zamawiają mniej więcej 50 proc. tych usług, które wykupowali przed pandemią. Taki proces powrotu obserwujemy mniej więcej od miesiąca.

Nie wiadomo jednak, ile proces powrotu do normalności potrwa i czy w ogóle jest możliwy. – Co do rynku niań, które nie są u nas zatrudnione, obserwujemy obecnie dziwny trend: mamy wrażenie, że pracy w tym zawodzie poszukują głównie osoby starsze, w wieku 50+, natomiast młode nie za bardzo – dziwi się Barczuk.

– Wiele młodych opiekunek po wybuchu pandemii wyjechało do rodzinnych miejscowości, poza duże miasta, spora część z nich studiuje, niektóre zrobiły sobie przerwę w pracy. Prowadzimy rekrutację na kilka stanowisk i powiem szczerze, że jest mało potencjalnych pracowników, których chcieliby zatrudniać nasi klienci. Preferencje rynku są takie, że rodzice wolą współpracować z młodszymi osobami, bo te są bardziej elastyczne, energiczne, kreatywne, zwłaszcza w pracy z młodszymi dziećmi.

Kogo stać na nianię?

Prognozy dla europejskiej gospodarki nie są zbyt optymistyczne. Ekonomiści nie mają wątpliwości, że czeka nas recesja, spierają się jedynie co do jej rozmiarów. Zdaniem ekspertów z międzynarodowej Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, która skupia przedstawicieli 37 wysoko rozwiniętych państw, Polska jest zagrożona recesją znacznie bardziej niż Niemcy; PKB naszego kraju może się zmniejszyć aż o 7,5 proc. Czeka nas m.in. wzrost bezrobocia.

Ekonomiczne skutki pandemii odczuła już Paulina Socha-Jakubowska, dziennikarka i mama trzyletniej Hany. – Niania, która opiekowała się moją córką, jest studentką psychologii. Była z nami od ponad roku. Koronawirus jednak wszystko wywrócił do góry nogami. Sprawił, że nie tylko ugrzęzłam w domu, ale także straciłam stałe miejsce zatrudnienia – opowiada Socha-Jakubowska.

– Wydawca tygodnika, w którym pracowałam, zamknął jego papierową wersję. A to oznacza dla mnie diametralną zmianę sytuacji finansowej. Niespodziewanie więc zostałam freelancerką, co oznacza pisanie dla różnych mediów. Z tego też powodu na początku epidemii wyjechałyśmy z córką do rodziny do Częstochowy. Inaczej w ogóle nie miałabym jak w ciągu dnia pracować, a tak mogłam liczyć na pomoc mamy lub siostry w opiece nad córką. Trudno jest przeprowadzać wywiady, zbierać informacje czy pisać artykuły z energiczną trzylatką u boku.

Paulina Socha-Jakubowska, która samodzielnie wychowuje Hanę, wróciła już do Warszawy parę tygodni temu. – Nie mam jednak możliwości zatrudnić niani w tym samym wymiarze godzin, co przed wybuchem pandemii, bo mnie na to zwyczajnie nie stać – mówi dziennikarka. – Teraz, przy dobrych wiatrach, zarobię połowę tego, co wcześniej. Marzę jednak, by móc zatrudnić nianię chociaż dwa, trzy razy w tygodniu na parę godzin, żebym mogła nie tylko pracować, ale też mieć choć chwilę dla siebie.

Komentarze (177)