Walczą o pracę i powrót do normalności. Pandemia koronawirusa uderzyła najmocniej w kobiety
Utrata pracy, piętrzące się rachunki i strach przed wypowiedzeniem umowy – to rzeczywistość wielu Polek. – Pomagają starsze dzieci, które mają już po 22 i 23 lata. Bez nich nie miałabym na życie – tłumaczy Magda w rozmowie z WP Kobieta.
17.06.2020 | aktual.: 30.06.2020 13:11
Co piąta kobieta ankietowana przez Fundację Sukces Pisany Szminką boi się, że straci pracę. Co więcej, prawie 12 proc. Polek już otrzymało wypowiedzenie, a 10 proc. boi się, że niedługo dostanie niemiłą wiadomość od swojego pracodawcy. Polski Instytut Ekonomiczny prognozuje, że bezrobocie w Polsce może wynieść 14 proc., o ile gospodarka nie zostanie całkowicie odmrożona w ciągu najbliższych dwóch miesięcy.
Paula Pustułka, socjolożka, nie jest zaskoczona wynikami ankiety. –Na rynku pracy mamy do czynienia z dyskryminacją ze względu na wiek, płeć czy status społeczny. Te wszystkie zmienne nakładają się na siebie, bardzo mocno pogłębiając i uwidaczniając wszystkie skutki pandemii – zaznacza.
Farbowanie włosów szefowej
Polki nie tylko straciły pracę lub się tego boją, ale również godzą się pracować więcej za mniejsze wynagrodzenie. W takiej sytuacji znalazła się Ela. 25-latka z Warszawy pracuje jako managerka szkoły tańca. Jej wynagrodzenie jest zależne od przepracowanych godzin. Niestety, podczas kwarantanny zajęcia zostały odwołane, a te prowadzone online nie cieszyły się zbyt dużą popularnością. – W czasie lockdownu ciągle jeździłam do biura i pracowałam normalnie, czyli około 8 godzin dziennie. Ustalałam grafiki, planowałam wydarzenia, czuwałam nad lekcjami online, ale widziałam, że nasza szkoła znalazła się w bardzo ciężkiej sytuacji finansowej – relacjonuje.
Ela, chociaż wykonywała swoje obowiązki, dostała niższe wynagrodzenie. Co więcej, jej przełożona prosiła ją o różne dodatkowe "przysługi". – Z moją szefową mam bardzo dobre stosunki, wspieramy się. W czasie kwarantanny starałam się jej pomagać, robiłam zakupy, a nawet farbowałam włosy. Wszystko w godzinach pracy – opowiada.
25-latka wypełniała nowe "obowiązki", jednak jej wynagrodzenie nie odzwierciedlało trudu, który w to wkładała. – Przez pierwszy miesiąc pracowałam w normalnych godzinach, potem już przychodziłam tylko na 6 godzin. Moją wypłatą było postojowe wypłacane przez ZUS. Nie wiem, czy powinnam się na to godzić, jednak zdaję sobie sprawę z ciężkiej sytuacji w firmie, więc przystałam na tę propozycję – dodaje.
Ela przyznaje, że nie wie, jak ma odnaleźć się w tej sytuacji, ale boi się tego, co przyjdzie po pandemii. – Przyszłość jest bardzo niepewna. Nie wiem, jak będzie, gdy wszystko wróci do normy, ale teraz jest, jak jest, więc trzymam się tej pracy, bo rekrutacja w czasie pandemii musi być dużo bardziej stresująca niż normalnie – tłumaczy 25-latka.
Zobacz także
Masz przywilej, ale lepiej z niego nie korzystaj
Magda od połowy marca korzysta z przysługującego jej urlopu wychowawczego. Jej 5-letni syn nadal nie chodzi do przedszkola, bo kobieta nie jest przekonana, czy reżim sanitarny w placówce jej dziecka jest zachowany. Samotna matka z obniżoną pensją ledwo wiąże koniec z końcem. – Mam umowę o pracę na czas określony. Korzystam z zasiłku, ale nie wiem, jak długo pracodawca będzie patrzył na to łaskawym okiem, chociaż w Domu Pomocy Społecznej, w którym pracuję, brakuje rąk do pracy. Jeśli już będę musiała wrócić do pracy, to pocieszam się myślą, że czasem mam dyżury nocne i mój syn nie będzie musiał być pod opieką kogoś z rodziny dzień w dzień – mówi mieszkanka podwarszawskiej miejscowości.
Kobieta przyznaje, że gdyby nie pomoc ze strony jej starszych dzieci, jej sytuacja materialna byłaby nie do udźwignięcia. – Zarabiam trochę ponad najniższa krajową. Pracując, dostaję około 300-500 złotych premii i czasem nadgodziny. Teraz 80 proc. podstawy bez dodatków. No i mam jeszcze 500 plus. Moje dochody idą na opłacenie rachunków i spłatę długów. Pomagają starsze dzieci, które mają już po 22 i 23 lata. Bez nich nie miałabym na życie – opisuje Magdalena.
Każdego dnia Magdalena zastanawia się, co będzie dalej. – Boję się, że zasiłek opiekuńczy nie będzie przedłużony po 28 czerwca i przez dwa miesiące będę musiała syna oddawać pod opiekę mojej mamie, które już jest osobą starszą. Albo siostrze, a ona sama ma małe dziecko. W sierpniu już mam zaplanowany urlop wypoczynkowy, więc mam nadzieję, że nie będę musiała "wykorzystywać" bliskich do opieki nad synem – rozmyśla 47-latka.
Dr Paula Pustułka z Uniwersytetu SWPS twierdzi, że to nie pierwszy raz, kiedy kobiety są najbardziej poszkodowane. – To dla nikogo nie jest zaskakujące. Zawsze, gdy w Polsce zmagamy się z kryzysem, to najbardziej na nim cierpią kobiety, co wyraźnie mogliśmy zaobserwować po 1989 roku. Niestety, nadal w świadomości niektórych pracodawców jest utrwalony stereotyp, że mężczyzna pracuje na utrzymanie rodziny, a kobieta na swoje przyjemności. Oczywiście jest to bardzo krzywdzące myślenie, bo wiele gospodarstw domowych jest utrzymywanych wyłącznie przez kobiety – tłumaczy socjolożka.
Sklepik z pamiątkami
Na postojowe liczyć niestety nie mogła Maja Białek, która straciła pracę kilka miesięcy temu. – Ponad dwa lata pracowałam na umowę zlecenie w sklepie z ceramiką artystyczną, witrażami oraz pamiątkami. Bardzo lubiłam tę pracę z uwagi na piękne rękodzieła, które mnie otaczały, a przede wszystkim ze względu na ludzi i przyjazną atmosferę. Zdarzało się, że kiedy na studiach miałam dużo nauki, to praca stanowiła odskocznię i sposób na oczyszczenie umysłu – wspomina mieszkanka Krakowa.
Gdy 25-latka usłyszała, że sklepy zostaną zamknięte "do odwołania", przeszło jej przez myśl, że jej umowa nie zostanie przedłużona. – Moja umowa kończyła się w marcu, wiedziałam, że w obecnej sytuacji nie mam co liczyć na jej przedłużenie. Potem mail od szefowej tylko to potwierdził – wspomina Maja.
Dziewczyna nie ukrywa, że ciężko było jej się pogodzić z myślą, że już nie wróci do pracy, w której spędziła kilka lat. – Było mi zwyczajnie smutno, że musiałam zakończyć pewien etap w swoim życiu kilka miesięcy wcześniej, niż planowałam.
– Moi rodzice są bardzo pomocni w kwestii finansowej, ale też posiadałam oszczędności na tzw. czarną godzinę, które w tym momencie stały się niezwykle użyteczne. Ta sytuacja pokazała mi, że niczego nie mogę brać jako pewnik. Teraz staram się skupić na studiach, ale wiem, że niedługo czeka mnie nowa rekrutacja. Wiem, że nie interesują mnie już prace dorywcze, chciałabym znaleźć coś związanego z moimi studiami, czyli administracją i ekonomią – zaznacza.
Dr Pustułka zauważa, że kryzys dotknął wiele sektorów, ale szczególnie te, w których pracuje najwięcej kobiet. – Trzeba też zauważyć, że wiele kobiet pracuje w bardzo sfeminizowanych sektorach, które wymagają kontaktu 1:1 z klientem. Czy to edukacja, branża beauty czy gastronomia, a to są właśnie te sektory, które najbardziej ucierpiały w czasie pandemii – tłumaczy.
Socjolożka twierdzi, że skutki pandemii będą wyjątkowo dotkliwe dla kobiet. – Musimy również pamiętać, że Polacy nie mogą sobie pozwolić na to, żeby kobiety nie pracowały. Dlatego skutkiem tej pandemii, jakiego możemy się spodziewać, może być to, że kobiety będą zmuszone szukać pracy na niższych stanowiskach niż ich kwalifikacje lub za mniejsze pieniądze – alarmuje.