Blisko ludziNie chcą powrotu do szkół. "Moja córka się popłakała"

Nie chcą powrotu do szkół. "Moja córka się popłakała"

Wielu uczniów, rodziców i nauczycieli nie widzi sensu w powrocie do nauki stacjonarnej na kilka tygodni przed zakończeniem roku szkolnego. – Zaplanowałem już sprawdziany i kartkówki po powrocie do szkoły, ale one odbyłyby się bez względu na to, czy uczymy się stacjonarnie, czy zdalnie. Nie będę robić nic ponad program, bo nie chcę obciążać uczniów - mówi Albert Nowicki, nauczyciel języka angielskiego w liceum we Wrocławiu.

Uczniowie obawiają się powrotu do nauki stacjonarnej
Uczniowie obawiają się powrotu do nauki stacjonarnej
Źródło zdjęć: © Getty Images

29.04.2021 16:20

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Po majówce, 4 maja, do szkół w trybie stacjonarnym wrócą uczniowie klas I-III. Z kolei 15 maja w trybie hybrydowym podejmą naukę klasy IV-VIII i młodzież ze szkół średnich. Od 29 maja wszyscy mają już pracować w systemie stacjonarnym.

Ponad 420 tys. osób złożyło podpis pod petycją Protestu Uczniowskiego, którego głównym postulatem jest powrót do szkoły dopiero od września 2021 roku. Uczniowie obawiają się, że po przejściu na nauczanie stacjonarne pedagodzy zasypią ich sprawdzianami i kartkówkami oraz będą wywierać na nich presję, by nadrobić zaległy materiał z podstawy programowej.

"Powrót do nauki w szkole na ostatnie niecałe dwa miesiące jest niepotrzebny i tylko zdezorientuje uczniów klas 7 oraz 8, którzy w tym czasie prowadzą intensywną naukę do egzaminu ósmoklasisty. Sprzeciwiamy się powrotowi w tym roku szkolnym do nauki stacjonarnej i chcielibyśmy by nasz głos, głos wszystkich uczniów, został i tym razem usłyszany (…). Dodatkowo uczniowie są zestresowani sprawdzaniem zeszytów, notatek lub że po powrocie będą musieli od nowa pisać sprawdziany w niepokoju i stresie" – czytamy w apelu uczniów.

Jednak wszystko wskazuje na to, że protest kilkuset tysięcy uczniów nie zostanie wysłuchany i młodzież mimo wszystko będzie musiała na kilka ostatnich tygodni roku szkolnego wrócić do szkół. Minister edukacji Przemysław Czarnek podczas konferencji prasowej zorganizowanej 29 kwietnia odniósł się do apelu protestujących dzieci i młodzieży.

– Cieszę się, że wracamy, a dyskusja na ten temat, czy ewentualnie już sobie zostawić ten rok szkolny i wrócić we wrześniu, uważam, że jest całkowicie bezzasadna – skomentował Czarnek.

Szef resortu edukacji stwierdził również, że uczniowie nie powinni się stresować powrotem do szkół. – Mogę do uczniów zaapelować młodzieżowo: "take it easy". Stres to rzecz, która towarzyszy człowiekowi w życiu, ale nie należy tego stresu wyolbrzymiać – skwitował minister.

To może zrujnować oceny na świadectwach

Wielu uczniów, ich rodziców, a także nauczycieli nie jest optymistycznie nastawieni do powrotu do nauki stacjonarnej na kilka tygodni przed zakończeniem roku szkolnego. Dla młodych ludzi kolejna zmiana jest powodem do niepokoju i rodzi mnóstwo obaw.

Magdalena Skrzypczyk, nauczycielka jednej z warszawskich podstawówek jest przekonana, że na powrót do nauki stacjonarnej jest już za późno. – To najgorszy z możliwych momentów, zmiana na chwilę, która wprowadzi chaos. Moi uczniowie wdrożyli się w naukę zdalną, wypracowaliśmy wspólnie sposób pracy, który jest dla nas efektywny. Absolutnie nie widzę sensu w tym, żeby wracać w połowie maja, kiedy powinniśmy się już skupić na pisaniu ostatnich sprawdzianów i poprawianiu ocen przed zakończeniem roku – mówi Skrzypczyk.

Prawie wszyscy jej uczniowie nie chcą powrotu do szkoły w tym momencie, bo obawiają się o swoje stopnie na świadectwach. – Rozmawiałam z klasami, które uczę. W jednej z nich na 30 uczniów żaden nie wyraził chęci powrotu. W innej klasie tylko jeden chłopiec zadeklarował, że chętnie wróci, bo w domu nie ma odpowiednich warunków do nauki przez młodsze rodzeństwo. W kolejnej klasie dzieciaki powiedziały mi, że boją się, że te ostatnie tygodnie pogrążą ich wyniki w nauce i przez to będą miały gorsze oceny na świadectwach. Mam takie poczucie, że rządzący podjęli tę decyzję, myśląc o wszystkich, tylko nie o dzieciach – podkreśla nauczycielka.

Młodzież martwi się również, że w szkole będą mieli więcej testów sprawdzających poziom ich umiejętności po nauce zdalnej. Albert Nowicki, nauczyciel języka angielskiego w liceum we Wrocławiu, w rozmowie z WP Kobieta mówi, że choć on nie będzie odpytywał uczniów, to jednak inni pedagodzy mogą nie być tak wyrozumiali.

– Zaplanowałem już sprawdziany i kartkówki po powrocie do szkoły, ale one odbyłyby się bez względu na to, czy uczymy się stacjonarnie czy zdalnie. Nie będę robić nic ponad program, bo nie chcę obciążać uczniów. Wiem, że sytuacja jest dla nich stresująca, dlatego nie dołożę obowiązków ponad to, co musimy zrealizować w ramach podstawy programowej. Nie zarzucę ich samymi testami sprawdzającymi wiedzę, nie będę odpytywał przy tablicy, albo robił tzw. wejściówek. Jednak wiem, że nie wszyscy nauczyciele mają takie podejście i już zapowiadają uczniom testy jeden po drugim z wielu przedmiotów – mówi nauczyciel.

Moja córka się popłakała

36-letnia Marlena Wójcik, mama 10-letniej Iwony, mówi nam, że gdy jej córka dowiedziała się od wychowawczyni, że w połowie maja będzie musiała wrócić do szkoły, wpadła w histerię.

– Zupełnie nie była na to przygotowana. Moja córka się popłakała i powiedziała, że mam jej wypisać zwolnienie do końca roku, bo ona nie chce wracać. Ja ją rozumiem, bo to jest kolejna duża zmiana, nie potrafię już zliczyć która. Nie można tak szarżować dziećmi, żeby raz je zamykać w domu, a raptem przywracać do szkoły. Jestem tym już zmęczona, bo to nie rząd na co dzień musi mierzyć się z problemami naszych dzieci, tylko my, rodzice. Nie spodziewałam się, że ktoś jeszcze wpadnie na taki pomysł i zarządzi odmrożenie edukacji pod koniec roku szkolnego. Powinni dać już tym dzieciom spokój – stwierdza matka 10-latki.

Z kolei w szkole podstawowej, do której uczęszcza 11-letnia córka Patrycji Konopki, nauczyciele już zapowiedzieli, że po powrocie trzeba będzie przyspieszyć z omawianiem materiałów.

– Wychowawcy przekazali rodzicom, że na finiszu roku szkolnego pedagodzy muszą trochę podgonić z zaległościami, żeby się wyrobić do końcówki czerwca. Gdy to usłyszałam, miałam ochotę krzyknąć, bo nie mogłam uwierzyć, że tak ma wyglądać ten wielki powrót. Dzieci mają być przygotowane na odpytywanie i kartkówki, co więcej, z większości przedmiotów czeka ich sprawdzian całoroczny – mówi w rozmowie z WP Kobieta oburzona Konopka.

– Skoro dzieci muszą wrócić, to przynajmniej powinny mieć czas, żeby na nowo się oswoić ze szkołą, z nauczycielami i rówieśnikami. Nacieszyć się sobą, taką odrobiną normalności i tym, że wreszcie widzą się na żywo, a nie przez kamerkę. To powinien być czas na odbudowywanie relacji, zacieśnianie więzi, a nie na nadganianie zaległego materiału... – podkreśla mama 11-latki.

Komentarze (1679)