"Nie jestem żyletą". Katarzyna Cichopek daje fanom to, czego oczekują
Pojawienie się Katarzyny Cichopek w "Pytaniu na Śniadanie" wywołało falę emocji, niekoniecznie pozytywnych. Nam tłumaczy, dlaczego przyjęła propozycję z TVP i zapewnia, że nie popełni błędu, który przez kilka tygodni wytykano Jessice Mercedes.
08.09.2020 12:01
Klaudia Stabach, WP Kobieta: Jak długo zastanawiała się pani nad przyjęciem propozycji prowadzenia programu "Pytanie na Śniadanie"?
Katarzyna Cichopek, aktorka: Dostałam telefon i w sumie od razu się zgodziłam. To nie była trudna decyzja. Po pierwsze, w przeszłości miałam epizod z tzw. śniadaniówką w innej stacji telewizyjnej, a po drugie znam realia i ekipę "Pytania na Śniadanie", bo często pojawiałam się w roli gościa. Ucieszyła mnie ta propozycja.
Nie miała pani żadnych obaw?
Obawiałam się jedynie tego, czy będę w stanie tak wcześnie wstawać.
Na którą trzeba ustawić budzik?
Wstaję o piątej rano, bo chcę mieć jeszcze chwilę dla siebie. Napić się w spokoju herbaty, zjeść małe śniadanie i przeczytać scenariusz. Wtedy cały dom śpi, więc mam komfortowe warunki.
"Pytanie na Śniadanie" to program na żywo, więc każda gafa jest transmitowana. Ma pani to w głowie tuż przed startem?
Mam pozytywne nastawienie, a poza tym nie jestem tam sama. Mam świetnego współprowadzącego, Maćka Kurzajewskiego, z którym poznałam się lepiej na planie innych programów oraz miałam okazję prowadzić z nim galę rozdania Telekamer, dlatego wiem, że z nim zawsze będzie nie tylko wesoło, ale też profesjonalnie.
Po pierwszym odcinku niektórzy internauci twierdzili, że to Maciej Kurzajewski wiódł prym.
Maciek jest bardzo sprawnym dziennikarzem z wieloletnim doświadczeniem. Nie miałam poczucia, że zostaję w tyle, ponieważ podzieliliśmy się scenariuszem. Nie było między nami żadnej walki o to, kto ma w danej chwili zapowiedzieć rozmowę czy zadać pytanie. Są tematy, które są mi bliższe, jak np. kobieca pielęgnacja, oraz takie, z którymi to Maciek jest lepiej zaznajomiony, dlatego myślę, że dobrze się wzajemnie uzupełniamy i wspieramy.
Jako prowadząca może pani odsłonić się z innej strony. Pokazać, że ma pazur i potrafi przyszpilić rozmówcę. Czy liczy pani, że dzięki "PnŚ" odetnie się trochę od wizerunku miłej Kingi, którą gra pani w "M jak Miłość"?
Nie jestem żyletą i nie potrzebuję udawać, że jest inaczej. Zarówno mnie, jak i moją serialową postać cechuje serdeczność, otwartość i uśmiech. Niczego nie udaję i nie chciałabym, żeby widzowie postrzegali mnie inaczej. Dałam się poznać ludziom również na Instagramie i tam też jestem sobą.
Jest pani bardzo aktywną użytkowniczką.
Instagram stał się dla mnie kanałem kontaktu z fanami i kolejną pracą. Cieszę się, że tak jest, ponieważ w mojej branży raz praca jest, a raz jej nie ma. Jestem wdzięczna, że firmy zapraszają mnie do testowania ich produktów, a następnie do współpracy.
Nie da się tego nie zauważyć, bo codziennie pojawiają się nowe relacje i posty. Widać, że są starannie przygotowane.
To jest dla mnie przyjemność, ale z drugiej strony trochę drugi etat. Myślę o tym, planuję, sprawdzam prawie w każdej wolnej chwili. Chwilę mi zajęło, żeby przekonać się do nowych kanałów komunikacji w social mediach, jednak z czasem zauważyłam, że jest to również świetne narzędzie do pokazywania siebie taką, jaka jestem, a nie jaką kreują mnie media.
Wiele pani koleżanek po fachu wykorzystuje media społecznościowe do zabierania głosu w ważnych społecznych tematach. Dlaczego pani tego nie robi? Ma pani ponad 400 tys. obserwatorów.
O kontrowersyjnych tematach słyszymy na każdym kroku. Portale informacyjne zasypują nas nimi każdego dnia. Wychodzę z założenia, że w tym całym natłoku negatywnych informacji wiele osób chętnie sięgnie do tematyki np. lifestylowej, a taka dominuje na moim profilu. Natomiast chętnie angażuję się w akcje charytatywne i jeśli trzeba komuś pomóc, to pomagam.
Właśnie wypuściła pani na rynek swoją własną markę biżuterii "YA Cichopek". Dlaczego biżuteria, a nie np. linia kosmetyków?
Jest to bardzo kobiecy segment i właśnie poprzez biżuterię możemy wyrazić siebie. Uwielbiam dodatki i zależało mi, żeby zacząć działać właśnie w tym segmencie. A poza tym, od zawsze lubię wszystko, co się błyszczy (śmiech).
Nie każda znana osoba potrafi prowadzić swój biznes. Jessica Mercedes przyznała wprost, że popełniła wiele błędów podczas wypuszczania na rynek własnej kolekcji ubrań. Nie obawia się pani porażki?
Wychodząc z nową inicjatywą, trzeba mieć z tyłu głowy, że może się nie udać. Jednak jeśli chodzi o kwestie techniczne, to nie mam obaw, bo poświęciłam mnóstwo czasu, żeby dobrze poznać cały proces produkcji. Odwiedziłam podkarpacki zakład, gdzie będzie produkowana biżuteria, poznałam projektantów i pracowników. Ponadto mam wsparcie mojego męża, który od wielu lat prowadzi własny biznes, więc myślę, że razem nie zginiemy.