"Nie mam powodu, aby bać się zmarłych". Tanatokosmetolożka zdradza kulisy swojej profesji
Śmierć nigdy nie jest piękna, ale można ją trochę podkolorować. Dwora Mariola Krawczyk wyjaśnia, co to jest tanatokosmetyka i jak wygląda z perspektywy kobiety. – Pytają, czy jak wracam do domu, to czuć ode mnie zapach rozkładu – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
03.06.2019 | aktual.: 03.06.2019 19:00
W Polsce zakłady pogrzebowe są głównie biznesami rodzinnymi, co sprawia, że jest to bardzo hermetyczne środowisko. Śmierć jest traktowana jako temat tabu i wszystko, co się z nią wiąże, nawet przygotowywania ciała do pochówku, to rzadki temat rozmów. O ile zawód balsamisty funkcjonuje w świadomości ludzi, o tyle mało znana jest profesja - tanatokosmetologa.
Kosmetologia zazwyczaj kojarzona jest z kobietami, ale makijaż pośmiertny, jak się okazuje, wykonywany jest głównie przez mężczyzn. Powodem może być to, że chociaż wiele z nich przeszło kurs, to nie są w stanie zmierzyć się z pracą w prosektorium. Tak uważa Dwora Mariola Krawczyk, która należy do Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego.
Jako dyplomowana balsamistka zajmuje się również tanatokosmetyką i jest jedną z nielicznych kobiet w tej branży. W rozmowie z WP zdradza, na czym dokładnie polega jej fach. Dezynfekcja, toaleta pośmiertna, golenie, czesanie, malowanie zwłok, to dla niej codzienność.
Dominika Czerniszewska, Wirtualna Polska: Jako jedna z nielicznych kobiet w Polsce oprócz balsamacji, zajmujesz się również tanatokosmetyką. Co zadecydowało o wyborze tego zawodu?
Dwora Mariola Krawczyk, balsamistka: Od kilkunastu lat pracuję w służbie zdrowia, ale również prowadzę pracownię rękodzieła. Praca balsamisty zwłok wymaga dużej inwencji twórczej i kreatywności, jak również zdolności manualnych oraz uzdolnień plastycznych. To połączenie wielu dziedzin. Wymaga znajomości anatomii, sztuki makijażu, fryzjerstwa, czasem wiąże się z rzeźbieniem w wosku. Wybór tego zajęcia jest wynikiem naturalnych predyspozycji oraz świadomej drogi rozwoju i wykorzystania wcześniej nabytych umiejętności.
Pamiętasz pierwsze dni w pracy?
Skupiałam się na zadaniach, które miałam do wykonania. Najbardziej pamiętam kurs balsamacji zwłok, który odbywał się w prosektorium dużego domu pogrzebowego. Przywożono tam każdego dnia kilkanaście ciał w przeróżnymi stanie i na różnym etapie rozkładu. Pamiętam to uczucie oderwania od rzeczywistości. Otoczona martwymi ciałami, czułam się jak w teatrze wśród manekinów. Później to uczucie minęło, chociaż na początku było bardzo silne. Przebywanie wiele godzin w oparach zapachu rozkładu oraz formaliny do balsamacji zwłok tworzy efekt odurzenia organizmu.
Nie bałaś się wkroczyć w sferę śmierci?
Przebywanie sam na sam z nieboszczykiem nigdy nie było dla mnie źródłem żadnych niestandardowych emocji. Bardzo często zdarza się, że balsamację przeprowadzam po godzinach pracy zakładu pogrzebowego, nieraz późną nocą. Jestem wtedy sama w prosektorium. Nie mam powodu, aby bać się zmarłych, bo nie robię im żadnej krzywdy, a do każdego ciała podchodzę z szacunkiem i wrażliwością.
Natomiast to, co jest znamienne w przebywaniu z nieboszczykami to fakt, że po opuszczeniu prosektorium odczuwa się coś na kształt euforii życia. Zwraca się uwagę na ciepło swojego ciała oraz swoich bliskich. Na to, że ich uszy są różowe, a nie fioletowe, a uściśnięta ręka jest po prostu miękka. Życie jest bardzo kruche i należy o tym zawsze pamiętać.
Co w tej pracy jest szczególnie uciążliwe?
Ten zawód jest trudny, zwłaszcza dla kobiet. Po pierwsze, obchodzenie się z ciałami osób zmarłych jest, delikatnie mówiąc, uciążliwe. Najczęściej wymaga pomocy drugiej osoby. Ja też pracuję z pomocnikiem. Przełożenie ciała zmarłego z jednego wózka na drugi, ubranie, obracanie w celu umycia, to wszystko ciężka fizyczna praca.
Po drugie, aspekty emocjonalne. Wiele osób nie jest w stanie obcować z umarłymi właśnie z tego powodu. To specyficzny, niszowy zawód, w którym z jednej strony trzeba być wrażliwym wobec nieboszczyków, a z drugiej wykonywać swoje obowiązki bez emocji. Myślę, że to kwestia indywidualnych predyspozycji, które posiadają osoby z branży pogrzebowej.
Jak reagują osoby, które dowiadują się o twoim zawodzie?
Dla wielu osób moje zajęcie jest zbyt obrzydliwe. Często, kiedy ludzie dowiadują się o mojej pracy, to np. nie chcą podać mi ręki, bo się brzydzą. Pytają, czy jak wracam do domu, to czuć ode mnie zapach rozkładu. Jednym słowem dają mi do zrozumienia, że w pewien sposób również mnie się brzydzą. Myślę, że dla kobiet to może być problem. Na szczęście mam przyjaciół, którzy mnie wspierają i w tej chwili się tym nie przejmuję.
A rodzina już się oswoiła z pracą?
Moja mama przez wiele lat pracowała w szpitalu, gdzie obcowała ze śmiercią ludzi. To od niej zdobyłam podstawową wiedzę na temat np. nakładania odzieży na ciało osoby zmarłej. Dla rodziny mój wybór w żaden sposób nie był zaskoczeniem.
Co zatem może szokować w zawodzie balsamistki?
Większość osób nie zdaje sobie sprawy z materii, z jaką mam do czynienia. Ciała nie zawsze przyjeżdżają w idealnym stanie. Są umazane kałem, wymiocinami, uszkodzone po szpitalu, często gnijące. Zdarza się, że ludzie po wypadkach komunikacyjnych są obdarci ze skóry.
Czy to najgorszy widok?
Nie. Wyraz twarzy osób, które popełniły samobójstwo lub zginęły nagłą śmiercią jest jeszcze gorszy. Pozostaje na ich twarzach specyficzny rys cierpienia, rozczarowania, zdziwienia. Szczególnie w sytuacjach, kiedy okoliczności śmierci wiązały się z potężnym bólem, jak np. przecięcie ciała na pół przez pociąg na torach. Smutny jest również widok młodych osób, których ciała zniszczone zostały podczas wypadków komunikacyjnych, np. upadku z motocykla.
W takich sytuacjach rolą balsamisty jest odbudowanie tkanek miękkich specjalnymi klejami, szycie, wykonanie balsamacji, zrobienie makijażu maskującego ubytki skóry i ciała. Do tego używam wosku.
W naszym kręgu kulturowym śmierć to temat tabu. Pamiętasz przypadek, który najbardziej utkwił ci w pamięci?
Zapamiętałam interesującą sytuacją z dziedziny duchowej. Kiedyś zapomniałam dołączyć do ciała pewnej osoby przedmiotu, który był przy niej pozostawiony. Odłożyłam go na bok. Przez kilka nocy ta zmarła osoba przychodziła do mnie we śnie, prosząc, abym naprawiła swój błąd. Co oczywiście zrobiłam. Udało mi się znaleźć ów przedmiot i dołączyć do wyposażenia trumny. Potem wszystko było już w porządku... Jak wspominałam, nie boję się zmarłych, więc ta sytuacja nie wzbudziła mojego strachu. Po prostu odczytałam znak i tyle.
Oprócz przedmiotów celowo pozostawianych "do trumny", co jeszcze zaskakującego przygotowują rodziny zmarłych?
Zdarza się bardzo często, że rodziny zmarłych w przypadkach, kiedy ciało ma zostać spopielone, przygotowują odzież typowo letnią. Koszula z krótkim rękawem, brak marynarki, to u mężczyzn. U kobiet może to być letnia sukienka. Natomiast, kiedy ciało ma zostać pochowane w ziemi lub przed pogrzebem musi długo leżeć w chłodni, to rodziny przygotowują podwójne zestawy bielizny, grube rajstopy, kalesony pod spodnie, sweter pod marynarkę itp. Jest to dość powszechne i zasadniczo ciekawe, nawet wzruszające.
Każdy chce być piękny, nawet po śmierci. Mogłabyś zdradzić, jak wygląda taki makijaż?
Podczas ostatniego pożegnania ciało jest w różnym stopniu wyeksponowane. Najczęściej w przypadku kobiet ekspozycja jest większa, chociaż nie zawsze. Twarz, szyja, uszy, ręce, nogi... wszystkie części ciała powinny wyglądać naturalnie i estetycznie. Głównym celem jest ukrycie widocznych zmian pośmiertnych, bo dość szybko zachodzi naturalny proces rozkładu ciała. Zmiany, takie jak plamy opadowe, bladość, zmieniona struktura skóry czy rysy twarzy – to wszystko jest możliwe do skorygowania. Na stan ciała duży wpływ ma również to, czy np. osoba wcześniej długo leżała w szpitalu czy przeszła chemioterapię itp.
Do makijażu pośmiertnego używam specjalistycznych kosmetyków. Główną różnicą w stosunku do kosmetyków "dla żywych" jest to, że są one oparte na bazie olejków, a nie wody. Po śmierci skóra nie wchłania już kosmetyków w taki sposób jak za życia. Przeprowadzając zabiegi pośmiertne, muszę wziąć pod uwagę, że po wykonaniu makijażu ciało będzie przez kilkanaście godzin leżało w chłodni. Następnie podczas ekspozycji będzie przebywać kilka godzin w temperaturze pokojowej. Normalne kosmetyki nie poradziłyby sobie z tymi zmianami temperatur.
Może to pytanie wyda się dziwne, ale czy panują jakieś trendy w makijażu pośmiertnym?
Najczęściej życzeniem rodziny jest tzw. naturalny efekt zdrowej skóry lub bardzo naturalny makijaż kolorowy. Oczywiście osiągnięcie nawet tego najbardziej naturalnego efektu, często wiąże się z dużym wkładem pracy. Używam wielu specjalnie skomponowanych odcieni podkładu w celu maskowania plam opadowych, np. fioletowych uszu. Bardzo często trzeba również specjalnym preparatem wypełnić gałki oczne, które po śmierci w naturalny sposób ulegają zapadnięciu. Podobnie też jest z ustami: ustawienie żuchwy, zamaskowanie uszkodzeń skóry, dopasowanie koloru skóry dłoni do twarzy – wszystko to robi się po to, aby uzyskać naturalny efekt "no make up".
Zobacz także
Zdarzają się rodziny, które mają jakieś specjalne życzenia?
Rodzina zawsze ma życzenia. Raz jest to np. konkretne ułożenie grzywki, innym razem makijaż czy założenie dwóch par rajstop. Nie traktuję tych życzeń jako fanaberię. To naturalne, że rodzina potrzebuje wykonać tego rodzaju specjalne gesty. Nawet w pewnym sensie oczekuję, że z pewnością będzie coś dodatkowego i sama dopytuję. Balsamista jest od tego, aby pomóc wypielęgnować obraz zmarłego, jaki ma pozostać w sercach jego bliskich – powinien zatem wszechstronnie służyć swoją profesjonalną pomocą.
I na koniec, jak zostać profesjonalistką w twoim fachu?
Istnieją kursy tanatokosmetyki, które uczą pewnych podstawowych czynności i kierunków działania w przykładowych sytuacjach. Jednak ostatecznie należy pamiętać, że to zawód, w którym największą rolę odgrywa nasza własna kreatywność i doświadczenie. Natomiast, aby wykonywać zabiegi balsamacji zwłok, należy przejść specjalistyczne szkolenia trwające około sześciu miesięcy. Następnie zdać egzamin i uzyskać dyplom dający prawo wykonywania zawodu balsamisty.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl