Blisko ludziNie słuchasz? Nie idę z tobą do łóżka?

Nie słuchasz? Nie idę z tobą do łóżka?

Jak poznać wybornego kochanka lub świetną kochankę?
Jak poznać wybornego kochanka lub świetną kochankę?
Źródło zdjęć: © 123RF
03.12.2021 19:19

- Ktoś, kto jest dobry w łóżku, umie czerpać z seksu radość, a bycie w sytuacji intymnej z drugą osobą jest dla niego źródłem przyjemności, pozytywnych doświadczeń, często humoru i zabawy – to ważne, żeby seksu nie traktować przesadnie poważnie – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska z Instytutu Pozytywnej Seksualności w Warszawie, która o tym, co to znaczy być dobrym kochankiem opowiada Katarzynie Trębackiej.

Katarzyna Trębacka, WP Kobieta: Co to znaczy być dobrym w łóżku? Jaką osobę można uznać za wybornego kochanka lub świetną kochankę?

Patrycja Wonatowska, seksuolożka: Przede wszystkim taką, która słucha. Często spotykam się w gabinecie z sytuacją, w której jedna z osób w parze skarży się, że jest nastawiona na słuchanie, na dowiadywanie się, co partnerowi lub partnerce sprawia przyjemność, gdy tymczasem ta druga nie jest tak bardzo dociekliwa, przez co wydaje się być mniej zaangażowana. Czasami nawet pada słowo przymus, które oznacza, że jedna z osób próbuje na drugiej wymusić to zagłębienie się w sprawy seksu, poświęcenie większej uwagi w znaczeniu czysto seksualnym.

To chyba dobrze, że domaga się rozmowy po to, by poprawić jakość kontaktów w sypialni?

Nie do końca. Ta sytuacja pokazuje nam coś więcej niż tylko tyle, że jedna z osób w związku chce słuchać, a druga nie za bardzo ma ochotę mówić. Zwróćmy uwagę, że jedna ma świadomość, jak ważna jest otwartość w rozmawianiu o seksie, o własnych i partnera potrzebach. Ale jednocześnie nie zdaje sobie sprawy, że ta druga osoba niekoniecznie chce rozmawiać i dowiadywać się w tym momencie od partnera, co on lubi. Bycie dobrym w łóżku to bycie nie tylko w zgodzie z sobą, ale także dawanie tej drugiej osobie przestrzeni do eksplorowania zarówno seksualności partnera, jak i jej własnej w tempie dla niej komfortowym, bezpiecznym.

No ale gdy bardziej doświadczony w seksie mężczyzna chce nauczyć swoją partnerkę, co sprawia mu przyjemność, to chyba nie ma nic w tym złego?

Nie ma. Pod warunkiem, że on nie przerzuca odpowiedzialności za własną przyjemność w łóżku na kobietę. Bo jeśli reprezentuje postawę, która mówi, ja wiem więcej, chcę cię nauczyć, a ty powinnaś chcieć ode mnie tę wiedzę wziąć, to występuje z pozycji hierarchiczności, wyższości. A sytuując się wyżej, siłą rzeczy nie zachęca partnerki, żeby razem eksplorować seksualność. Oczywiście działa to w dwie strony. Osobą bardziej doświadczoną, otwartą i chcącą przekazywać wiedzę na swój temat może też być kobieta.

Czyli żeby być dobrym w łóżku nie dość, że trzeba mówić o sobie i słuchać, to jeszcze dawać drugiej osobie przestrzeń, żeby robiła tylko to, na co jest gotowa. Trudne…

Wręcz przeciwnie! To jest bardzo realistyczne podejście do seksu. Niestety ciągle w naszej kulturze seksualność odziewa się w różne dodatkowe znaczenia, które jej szkodzą. Mam na myśli uwznioślenie aktu miłosnego, któremu powinna towarzyszyć magia, a co się dalej z tym wiąże, niesłychane przeżycia emocjonalne. Często czytam artykuły, w których właśnie w ten sposób traktuje się seks, stanowiący niemal nieziemskie doświadczenie. Do wielu osób taka narracja nie przemawia, bo nie umieją się w niej odnaleźć. Część z nich nie albo nie czuje tych uniesień, o których przeczytała w magazynie, albo jest rozczarowana, bo miało być lewitowanie, a go nie ma. I tutaj ratunkiem jest rozmowa i umiejętność słuchania, dzięki którym w relacji dwóch osób możliwe jest zobaczenie perspektywy partnera czy partnerki, otworzenie się na to, co o tym seksie myśli, jak go sobie wyobraża, co chciałaby czy chciałby wypróbować, a na co nie ma gotowości. Uwspólnianie języka pozwala zobaczyć, że partnerzy mają podobne oczekiwania w seksie, że na podobnych rzeczach im zależy. Tymczasem często jestem świadkiem sytuacji, w której dwie osoby nie dogadują się właśnie dlatego, że używają innego kodu. Warto pamiętać, że słowa niosą ze sobą różny ładunek emocjonalny i z tego powodu mogą być zupełnie inaczej odczytywane.

Dla kogoś "kochać się" znaczy uprawiać seks z miłości, a określenie "mieć stosunek" jest równoznaczne z czystą fizycznością pozbawioną głębszych uczuć…

…gdy tymczasem dla drugiej osoby to rozróżnienie jest zupełnie niejasne i nieaktualne, bo ona używa innych określeń. Mimo że w XXI w. bez wątpienia wiemy, że seksualność jest nieodłącznym elementem życia człowieka, to ciągle nie możemy się pozbyć tej romantycznej płachty, w którą ta nasza seksualność jest odziana. Z tego powodu wciąż pokutuje przekonanie, że jeśli kogoś kocham, to znaczy, że muszę z nim uprawiać seks, a jak nie uprawiam z nim seksu, to na pewno go nie kocham. Proszę zwrócić uwagę, że w pani pytaniu, co to znaczy być dobrym kochankiem czy dobrą kochanka, mieści się ładunek emocjonalny, związany właśnie z miłością. A przecież można mieć dobry seks i być świetnym w łóżku z osobą, której nie darzy się uczucie. Ale skoro o miłości mówimy, to myślę sobie, że w kontekście bycia dobrym kochaniem czy kochanką niezwykle ważne jest przede wszystkim miłowanie siebie, czyli dawanie sobie takiej prawdziwej akceptacji. I chodzi mi tu o realistyczne podejście, dzięki któremu zna się i godzi na własne ograniczenia, słabości, ale też ma świadomość swoich mocnych stron. Osoba, która lubi siebie, jest świadoma, co może dać partnerowi lub partnerce, a także co ewentualnie chciałaby dostać dla siebie.

Coś by pani jeszcze dodała do zestawu cech idealnego partnera łóżkowego?

Osoba, która jest dobra w łóżku, umie czerpać z seksu radość, a bycie w sytuacji intymnej z drugą osobą, jest dla niej źródłem przyjemności, pozytywnych doświadczeń, często humoru i zabawy – to ważne, żeby seksu nie traktować przesadnie poważnie. To także okazja do tego, żeby dzielić się przyjemnością, dobrym dotykiem, ale też czerpać satysfakcję z tego wspólnego bycia razem.

A czy liczba partnerów i partnerek wpływa na to, jakimi jesteśmy kochankami? Niektórzy sądzą, że z seksem jest jak z treningiem biegowym: im bardziej jest urozmaicony, im dłużej trwa, tym lepsze ma się wyniki…

Ta metafora biegowa świetnie tutaj pasuje. Rzeczywiście, im więcej biegam i trenuję, tym bardziej mogę poprawić swoje wyniki. Dzięki temu biegam na dłużnych dystansach, poprawiam szybkość. Jeśli jednak robię to źle, dobieram niewłaściwe środki treningowe, to dalsze bieganie wcale mi w tym nie pomoże. Nawet jak będę trenować 14 razy w tygodniu. Tak samo jest z seksem. Jeśli mam stu partnerów seksualnych, ale każdego z nich traktuję dokładnie w ten sam sposób, to na dobrą sprawę niczego nie polepszam, żadną miarą nie rozwijam swojej seksualności, nie zgłębiam jej.

A co pani ma na myśli mówiąc, że traktuje pani ich w ten sam sposób?

Posłużę się przykładem: jeśli mężczyzna przyjmuje założenie, że skoro jego pierwsza kochanka lubiła seks oralny, to każda następna będzie miała tak samo, jest błędne. Bez komunikacji, która tak generalnie jest naszą piętą Achillesową, bo o seksie rozmawiać nie umiemy, trudno o znalezienie w takiej sytuacji wspólnej przyjemności. Brak rozmowy powoduje, że nie weryfikujemy pewnych naszych przekonań na temat seksu, np., że kobiety lubią, jak się dotyka ich sutków. Niektóre lubią, inne nie. Kolejne czasami lubią, a czasami nie. Raz mocno, raz lekko, a innym razem wcale. Często spotykam się też w gabinecie z taką postawą, że np. pacjentka jest przekonana, że jakieś jej zachowanie w łóżku jest pożądane, bo poprzedni partner tego od niej oczekiwał. Boi się, że jeśli nie będzie się zachowywała w podobny sposób wobec nowego partnera, to on pomyśli, że jej nie zależy.

Czyli zamiast komunikacji, projektujemy rzeczywistość, piszemy scenariusze…

Właśnie. A do tego dochodzi wymiar emocjonalny naszej relacji, który wiele komplikuje. Bo przecież jeśli powiem mojemu partnerowi, że dzisiaj jestem na niego zła, to nie znaczy, że nie mam ochoty na seks, że przestałam kochać. To oznacza, że po prostu dzisiaj jestem na niego zła. I tyle. Dlatego tak ważne jest mówienie. I słuchanie.

Wymieniła tutaj pani w kontekście liczby kochanków liczbę sto. Sądzę, że wielu mężczyzn, gdyby dowiedziało się, że ich dziewczyna czy żona miała stu partnerów seksualnych, to nie pomyślałoby o niej dobrze…

Tak, ta dualność w ocenie moralnej jest ciągle bardzo żywa. Do mojego gabinetu przyszła niedawno para, w której to kobieta miała znacznie większe doświadczenie i większą liczbę partnerów niż mężczyzna. Gdy rozmawialiśmy o tym i kobieta wyjawiła ten fakt, poczuła się zawstydzona.

Z jakiego powodu? Przecież nie zrobiła nic złego…

Dobre pytanie. Niestety dziewczynki wciąż wychowuje się do bierności, a chłopców do aktywności. Kobieta zasługująca na szacunek nie powinna być aktywna seksualnie i mieć wielu partnerów. Natomiast mężczyznom to ciągle przystoi i przynosi chlubę… Ale wróćmy do naszej pary. Mężczyzna w tym związku na wieść o doświadczeniach swojej partnerki zaczął wyobrażać sobie ją w sytuacjach intymnych z innymi mężczyznami, co stało się źródłem jego zazdrości i ogromnego dyskomfortu. To sytuacja, w której często dochodzi do zaprzestania współżycia w parze. Ona jest zawstydzona, a u niego pojawiają się lęki, że nie jest w stanie jej zadowolić w łóżku, albo na którymś etapie partnerka będzie potrzebowała więcej partnerów. Wielu mężczyzn boi się, że kobieta będzie chciała wrócić do poprzedniego życia, w którym miała więcej kontaktów seksualnych.

Skąd biorą się ten lęk i niezadowolenie? Czy znowu źródeł tych emocji trzeba szukać w wychowaniu i kulturze?

Zdecydowanie tak. Te emocje wiążą się z posesywnością, chęcią posiadania, którą chłopcom wpaja się od najmłodszych lat. Chłopiec ma zdobywać, bez względu, czy są to łupy na wojnie, czy duża liczba kobiet. Ma mieć czym się pochwalić. Tymczasem od kobiety oczekuje się najlepiej dziewictwa. Kultura niezmiennie bardzo niesprawiedliwie traktuje obie płcie, zwłaszcza w kontekście seksualności. Bo jeśli sytuacja jest odwrotna i to mężczyzna ma znacznie więcej partnerek seksualnych niż kobieta, to patrzy się na to przez palce. Facet przecież musi się wyszumieć. I jeśli to zrobi, to nawet lepiej, bo później będzie się lepiej zajmował rodziną, dziećmi. Niestety takie mity wciąż są żywe i ciągle się z nimi spotykam w moim gabinecie.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (178)
Zobacz także