Nieszczęśliwe w małżeństwie

Nieszczęśliwe w małżeństwie

Nieszczęśliwe w małżeństwie
Źródło zdjęć: © sxc.hu
06.02.2009 16:45, aktualizacja: 30.05.2010 10:59

Nawet, jeśli za wymianą obrączek stoi coś innego, niż tylko miłość, małżeństwo nie jest skazane na porażkę. I w drugą stronę.

Kobiety wychodzą za mąż z wielu różnych powodów. Kochają swoich mężczyzn i chcą z nimi spędzić resztę życia. Spotykają się z kimś od dawna i ślub wydaje im się naturalnym cięgiem dalszym tej znajomości. Zachodzą w ciążę i chcą, by dziecko miało normalną rodzinę. Boją się samotności. Chcą wyrwać się z domu i małżeństwo wydaje się jedynym sensownym wyjściem z sytuacji. Sądzą, że we dwójkę jest łatwiej i wygodniej.

To tylko kilka spośród możliwych przyczyn zawarcia tego sakramentu. Należy mieć świadomość tego, że nawet, jeśli za wymianą obrączek stoi coś innego, niż tylko miłość, małżeństwo nie jest skazane na porażkę. I w drugą stronę. Fakt, że „tak” zostaje wypowiedziane przez dwójkę zakochanych w sobie ludzi, nie jest równoznaczny z tym, że będzie to udany związek.

Jedną z przyczyn, dla których nie jesteśmy szczęśliwe w małżeństwie jest fakt, że nasze przedślubne oczekiwania nie pokrywają się z poślubną rzeczywistością. Wiele z nas ma nadzieję na to, że małżeństwo przyniesie wielką zmianę w naszym życiu, i gdy się tak nie dzieje, czujemy się rozczarowane. Okazuje się, że poza koniecznością wymiany dokumentów związaną z przyjęciem nazwiska męża, wszystko wygląda tak samo jak przed ślubem. To pułapka, w którą wpada wiele osób. By jej uniknąć, należy pomyśleć o tym, czego oczekujemy w związku z małżeństwem, a następnie podzielić się swoimi refleksjami z narzeczonym. Jakich zmian chcemy, co ma wyglądać inaczej? Jeśli nie potrafimy odpowiedzieć sobie na te pytania, to jak możemy liczyć na życiową odmianę?

Nieszczęśliwe jesteśmy także dlatego, że przekonujemy się, że nasze plany na przyszłość bardzo różnią się od planów naszego męża. Nie powinniśmy myśleć, że wyłącznie dlatego, że dobrze rozumiemy się z partnerem, lubimy te same książki i te same puby, wszystkie nasze sprawy same się nam ułożą. Uwaga! Nie zawsze będziecie mieli takie samo zdanie. Planowanie wspólnej przyszłości należy zacząć już w okresie narzeczeństwa. Dzieci, kredyt mieszkaniowy, praca – nie wiedzieć czemu, wielu parom nie przychodzi do głowy, by przed ślubem omówić te kwestie. Potem nagle się okazuje, że on nie chce mieć córki i syna, myśli, że mieszkanie z jego rodzicami to znakomite rozwiązanie na najbliższe kilkanaście lat i kategorycznie odmawia kupienia psa.

Czasami nasz wymarzony, cudowny mężczyzna okazuje się nie tak idealny, jak uważałyśmy. Znasz powiedzenie: „Zjesz beczkę soli, niż poznasz do woli”? Nagle na jaw wychodzą jakieś jego denerwujące nawyki, przyzwyczajenia, z którymi on czuje się dobrze, i których nie chce zmieniać, mimo, iż Ciebie doprowadzają do szewskiej pasji. Zaczynasz czuć się jak w akademiku, gdy musiałaś dzielić 12m2 z tą denerwującą dziewczyną, która paliła w pokoju papierosy, choć wiedziała, że Ci to przeszkadza i wyjadała Ci jedzenie, by puste opakowania włożyć z powrotem do lodówki. Ale tym razem nie wystarczy napisać podania do kierowniczki domu studenckiego. To może wydawać się głupie i małostkowe, ale nagromadzenie się takich małych, irytujących szczegółów naprawdę może przyczynić się do rozpadu małżeństwa. Temat na komedię? Być może.

Ale pewnej 30-letniej Amerykance wcale nie było do śmiechu, kiedy na pytanie sędzi, dlaczego złożyła pozew rozwodowy, odpowiedziała, że jej mąż nigdy nie opuszczał klapy od sedesu, pastę do zębów wyciskał od góry tubki, a mokre ręczniki rzucał na podłogę w łazience. Sędzia chciała wiedzieć, czy powódka rozmawiała ze swoim partnerem na ten temat. Ta stwierdziła, że od trzech lat nie robi nic innego i że ma już tego serdecznie dość. Może być też tak, że po ślubie nasz facet zaczyna zachowywać się tak, że przestajemy go poznawać. Robi się arogancki, nigdy nie ma go w domu, a żonę, którą jeszcze kilka miesięcy temu chciał ciągle nosić na rękach, traktuje jak zło konieczne.

Mamy wrażenie, że przestał się starać, bo wreszcie osiągnął swój cel i teraz może dokazywać do woli. Należy mieć świadomość faktu, że sprawy niezmiernie rzadko przyjmują taki obrót, choć w przeszłości działo się tak częściej. Miało to miejsce w czasach i/lub środowiskach, w których ślub był niejako koniecznością, bo stara panna czy 50-letni kawaler traktowani byli jak dziwolągi. Wówczas małżeństwo nie stanowiło celu samego w sobie, ale było drogą do celu. Dziś ludzie starają się rozważniej podejmować decyzje.

Nie powinnyśmy wychodzić za mężczyznę z myślą, że zmienimy go po ślubie. Nadzieje, że przestanie palić, pić, wychodzić co noc z kumplami, oglądać się za innymi, pieniądze przeznaczone na czynsz wydawać na głupoty, że zacznie składać ubrania w kostkę, że nauczy się wreszcie porządku, na ogół okazują się płonne. Facet się nie zmieni, jeśli tego nie chce. Zwykle jest mu dobrze z samym sobą, nie czuje potrzeby stawiania swego życia na głowie, a wszelkie próby ingerencji to dla niego atak na jego niezależność. Mnóstwo pań przeżywa rozczarowanie, gdy przekonuje się, że z ich mężem nic nie da się zrobić. Poza tym, nie jesteś Matką Teresą. Poślubianie kogoś tylko po to, by wyciągnąć go z jakiegoś nałogu czy patologii, to bardzo nierozsądny pomysł. O wiele łatwiej jest ściągnąć kogoś w dół, niż wyciągnąć na powierzchnię. Dom rodzinny to nie klinika Betty Ford.

Źródło artykułu:WP Kobieta