Blisko ludziNietypowe historie miłosne. "W dzieciństwie przejechał mnie rowerem"

Nietypowe historie miłosne. "W dzieciństwie przejechał mnie rowerem"

– Mogę powiedzieć, że ja i mój mąż znamy się praktycznie całe życie – mówi Paula Branach. Ona i Bartosz pochodzą z Głogowa, a mieszkają w Belgii. Doczekali się dwójki dzieci: pięcioletniego Ignasia i trzyletniego Marcela. Okoliczności, w jakich się poznali, mogą wydawać się całkiem zwyczajne, ale w tej historii – jak i w wielu innych – jest drugie dno.

Nietypowe historie miłosne. "W dzieciństwie przejechał mnie rowerem"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

27.10.2019 | aktual.: 27.10.2019 18:30

Paula była w drugiej klasie liceum, kiedy w jej szkole odbywała się impreza połowinkowa. Nie miała na nią szczególnej ochoty. – Moja mama musiała mnie długo namawiać, żebym się na nią wybrała. Powód? W przeciwieństwie do moich koleżanek nie miałam osoby towarzyszącej. Całe szczęście, że posłuchałam mamy i poszłam.

Podczas imprezy w pewnym momencie do sali wszedł chłopak w garniturze, spóźniony, z wyglądu student. – Spojrzałam na niego i szepnęłam koleżance do ucha: "On dziś wychodzi ze mną". Zaśmiała się. "Jasne, chciałabyś" - odpowiedziała. Zaczęliśmy się ze sobą bawić. Bartek był świetnym tancerzem – wspomina Paula.

Usiedli w końcu przy stoliku i zaczęli rozmawiać.

Bartek: – Wiesz, ja ciebie kojarzę. Mieszkasz przy Długosza?
Paula: – Nie, już nie. Ale mieszkałam prawie 14 lat.
Bartek: – No właśnie! Ja też tam mieszkałem przez jakieś 7 lat.
Paula: – Tak? Nie mogę cię skojarzyć.
Bartek: – Wyprowadziliśmy się pod koniec lat 90.
Paula: – A jaki numer mieszkania?
Bartek: – 66.

– W tym momencie zaczęłam liczyć – opowiada Paula. – Skojarzyłam piętro, mieszkanie, twarze, rodzinę i tego chłopaka. Od razu wróciło do mnie wspomnienie sprzed dziesięciu lat. Ja, mała chłopczyca, pyskula. Zaczepiam starszego chłopca, przekomarzam się z nim. Krzyczę do niego: "I tak mnie nie złapiesz, i tak mnie nie dogonisz!". Na co on: "Tak? To dawaj, uciekaj!". Więc biegnę ile sił w nogach. W pewnym momencie wbiegam na trawę. Nagle czuję, jak przednim kołem roweru chłopak najeżdża mi na piętę. Wywracam się i wtedy on wjeżdża na mnie rowerem, po czym znika z horyzontu - wspomina.

Kiedy Paula wróciła do domu, mama zobaczyła na plecach córki odcisk opon. Natychmiast poleciała do sąsiada na skargę. Wieczorem sprawca przyszedł Paulę przeprosić i dał jej czekoladę. – Wracam z tych rozmyślań na salę. Patrzę na tego przystojniaka, który przed chwilą w mojej głowie gonił mnie na rowerze. I wtedy nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale wstałam i torbą, w której miałam buty na zmianę oraz kosmetyki, zdzieliłam go przez pół stołu. Wyraz twarzy Bartka był jednoznaczny: "Wariatka". A ja wykrzyczałam mu w twarz: "To ty mnie przejechałeś rowerem, jak miałam 7 lat!".

Bartek nie mógł uwierzyć. – To byłaś ty?! – zawołał, by dodać po chwili: – Ale przecież cię przeprosiłem, a w dodatku kupiłem ci czekoladę i to z orzechami!

Obraz
© Archiwum prywatne

To był początek pięknej znajomości. Tamtego wieczoru Bartek odprowadził Paulę do domu. Kilka dni później dostała wiadomość: "Wiesz, że narzędzie zbrodni wciąż stoi w piwnicy?". Na pierwszą randkę wybrali się do meksykańskiej restauracji. – On nie miał na rachunek, więc poprosił mnie, żebym mu dołożyła. Od tamtej pory jesteśmy razem. W sumie trzynaście lat. Cztery po ślubie. Mamy dwóch cudownych synów i piękne wspomnienia – mówi Paula. – Jego mama o tym, że Bartosz przejechał mnie rowerem, dowiedziała się dopiero ode mnie. Dziesięć lat później.

Obraz
© Archiwum prywatne

Grudniowe zauroczenie

Niewiele brakowało a Daria nigdy nie poznałaby Konrada. – Wyjechałam do Niemiec na stałe. Moje mieszkanie zostało puste – relacjonuje. – Opiekę nad nim sprawowała moja mama. W pewnym momencie przeprowadzano jakieś remonty na klatce i po skończeniu prac panowie budowlańcy chodzili po mieszkaniach i zbierali od lokatorów podpisy. Moja mama mówi, że tu jest jakiś błąd w papierach i że ona tego nie podpisze. Na to pan, że przyjdzie w przyszłym tygodniu. Moja mama mówi, że tu nie mieszka i że specjalnie musiałaby przyjechać, bo mieszkanie stoi puste. Na co ten pan: "Jak to, takie mieszkanie stoi puste? A nie chce go pani wynająć? U nas w firmie jest jeden młody chłopak, co mieszka w kamienicy bez ogrzewania i nie ma się gdzie podziać, a idzie zima".

Był grudzień. Wkrótce do Darii zadzwoniła mama i zapytała, czy może wynająć mieszkanie temu chłopakowi, na co Daria odpowiedziała, że w żadnym wypadku, bo nie wiadomo, co to za c**j (wspomina, że naprawdę padło takie słowo). – Nie wiadomo, czy nie zdewastuje, bo przecież w mieszkaniu są wszystkie moje rzeczy itd. Mama powiedziała, że przeniesie wszystko do salonu i zamknie go na klucz, a chłopak do dyspozycji miałby tylko kuchnię, łazienkę i mały pokój. Nie zgodziłam się. Gdybym mogła, to wtedy bym zagryzła mamę za takie stawianie sprawy – nie kryje Daria.

Po paru dniach otrzymała telefon. Zadzwoniła mama z informacją, że chłopak mógłby się wprowadzić po Bożym Narodzeniu i że już wszystko z nim ustaliła. – Ja w szoku, wkurzona, na szybko załatwiłam sobie urlop i 4 stycznia 2015 roku pojechałam do Polski. Dzień późnej przyjechał ten chłopak w ubraniu roboczym, z trzema torbami i powiedział: "No i już się przeprowadziłem". Tak właśnie mi mama wprowadziła męża do domu. Teraz śmiejemy się, że go nie chciałam, a został moim mężem. Konrad od sierpnia 2015 roku mieszka z Darią w Niemczech. W 2017 roku urodził im się pierwszy syn, a w 2019 roku – drugi.

Festiwal w Jarocinie

Ciekawą historię ma też do opowiedzenia Ania. – Na festiwalu w Jarocinie siedziałam ze znajomymi. W pewnym momencie do mojego kolegi podszedł pijany, ubrany w moro i z zapaleniem spojówek jakiś chłopak, który wyglądał jak recydywista. Kolega zaczął go zapraszać, proponować, żeby pojechał z nami na Woodstock. Gdy odszedł, wściekłam się na kumpla, że chyba zwariował, bo ten gość nas wszystkich pozabija, jak z nami pojedzie – wspomina.

Mieszkała wtedy w Poznaniu i w dzień wyjazdu znajomi przyjechali po nią. – Akurat się kąpałam i zapomniałam zabrać do łazienki ubrania, więc wyszłam w ręczniku. Patrzę, a ten gość siedzi w mojej kuchni! – opowiada Ania. – Pojechaliśmy razem na ten Woodstock, zaczęliśmy rozmawiać. Po Woodstocku miałam jechać na wakacje i jakoś tak bezmyślnie napisałam do Macieja, czy jedzie że mną. Znaliśmy się trzy dni. I tak już od dziewięciu lat jeździmy razem na wakacje i mamy dwójkę dzieci.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (16)