Nowe obostrzenia w kilkunastu powiatach. Pary młode mają dość, a wirusolog apeluje o rozwagę
– Jeśli już raz zdejmie się obostrzenia, to potem bardzo ciężko jest je przywrócić – mówi wirusolog dr hab. Tomasz Dzieciątkowski po tym, jak resort zdrowia podzielił Polskę na trzy strefy. Mieszkańcy stref "żółtej" i "czerwonej" muszą się przygotować na powrót restrykcji, które obejmą również pary młode i ich gości. Wedding plannerzy już obawiają się reakcji przyszłych małżonków.
Polska została podzielona przez resort zdrowia na trzy strefy: zieloną, żółtą oraz czerwoną. W tej ostatniej obowiązują największe restrykcje. Zostały odwołane wszystkie imprezy masowe, zamknięte kina i siłownie, a mieszkańcy mają obowiązek zasłaniania nosa i ust w przestrzeni publicznej. Zmianami zostały objęte również imprezy rodzinne – wesela, komunie czy chrzciny.
W strefie żółtej liczba uczestników zgromadzeń nie może przekroczyć 100 osób, w czerwonej – 50. Co więcej, w najbardziej zagrożonej strefie goście weselni czy uczestnicy innych imprez rodzinnych mają obowiązek zakrywania ust i nosa aż do czasu zajęcia miejsca przy stole. Noszenie maseczek obowiązuje również w kościołach, a limit osób zależy od powierzchni budynku. Lokale gastronomiczne mogą przyjmować tylko jedną osobę na 4 mkw.
"Niech już będzie po wszystkim"
O nowych obostrzeniach ze zgrozą słuchają nie tylko pary młode, ale również organizatorzy wesel, którzy mają więcej pytań niż odpowiedzi. – Jest to bardzo problematyczne dla par młodych. Jeśli te obostrzenia wejdą z dnia na dzień, a pewnie tak będzie (obostrzenia wchodzą w życie od soboty 8 sierpnia – przyp. red.), to przyszli małżonkowie znowu staną przed dylematem kogo zaprosić, a kogo nie. Kolejną przeszkodą są umowy, które już zostały podpisane. Na weselu płaci się za "talerzyk", a jeśli ktoś zaprosił 150 osób, to kto zapłaci za tę setkę nieobecnych gości? – pyta retorycznie Robert Pieczyński, członek zarządu Polskiego Stowarzyszenia Wedding Plannerów.
– Z rozmów z parami młodymi wiem, że właściciele sal nie zawsze są przychylni i pomocni w takich sytuacjach – dodaje.
Kolejne znaki zapytania pojawiają się przy zachowywaniu dystansu społecznego i wymogu noszenia maseczek. – Przy stołach da się to egzekwować, ale co z parkietem? Tańce w odległości 2 metrów? Pamiętajmy, że na takich imprezach pojawia się alkohol, a wtedy czasem zapomina się o ograniczeniach – wylicza organizator.
Pieczyński nie ukrywa, że to kolejny cios dla par młodych. – Dla niektórych ten dzień z najpiękniejszej chwili w ich życiu zmienił się w myślenie "niech już będzie po wszystkim". Przyszli małżonkowie martwią się nie tylko o wymogi, ale przede wszystkim o bezpieczeństwo swoich gości – tłumaczy.
Wirusolog: świętujmy w spokojniejszych czasach
O przywrócenie obostrzeń zapytaliśmy również wirusologa dr hab. Tomasza Dzieciątkowskiego. Ekspert twierdzi, że choć decyzja rządu jest dobrym krokiem, to wciąż za mało, by uniknąć rozprzestrzeniania się wirusa.
– Zastanawiam się, jak ma być to egzekwowane. Na wesela zjeżdżają się różni goście, również z "bezpiecznych" regionów. Wesela w maseczce albo tańców w odległości od 1,5 do 2 metrów również sobie nie wyobrażam. Myślmy zdroworozsądkowo – na wesela w Polsce większość ludzi idzie po to, by się najeść, napić i natańczyć. Do tego dochodzi składanie życzeń, alkohol – i mamy nowe ognisko epidemiologiczne gotowe. Kwestia jest tylko taka, czy obejmie pięćdziesiąt, sto czy sto pięćdziesiąt osób – tłumaczy specjalista. – Największy problem polega na tym, że jeśli już raz zdejmie się obostrzenia, to potem bardzo ciężko jest je przywrócić – zauważa.
Wirusolog apeluje o rozsądek i rozwagę. – Ja rozumiem, że ludzie chcą brać śluby, nawet w czasach pandemii. I proszę bardzo, udajmy się z garstką najbliższych osób do kościoła czy urzędu stanu cywilnego, ale świętujmy w spokojniejszych czasach – apeluje w rozmowie z WP Kobieta.