Blisko ludziOburzeni rodzice stają murem za swoimi dziećmi LGBT. "Zostaliśmy obrażeni i zdehumanizowani"

Oburzeni rodzice stają murem za swoimi dziećmi LGBT. "Zostaliśmy obrażeni i zdehumanizowani"

Prezydent Andrzej Duda wywołał burzę, stwierdzając, że LGBT to nie ludzie, a ideologia. Wypowiedź prezydenta szczególnie zabolała rodziców i bliskich osób nieheteronormatywnych. "Gdy z żoną usłyszeliśmy przemówienie prezydenta, poczuliśmy się, jakby ktoś napluł nam w twarz. Czy to, że owocem naszej miłości jest syn gej, czyni nas jakąś gorszą rodziną?" – pyta współzałożyciel stowarzyszenia "My, rodzice" Krzysztof Kacprowicz.

Państwo Kacprowiczowie wspierają syna
Państwo Kacprowiczowie wspierają syna
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

15.06.2020 17:04

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Dorota Stobiecka jest prezeską stowarzyszenia "My, rodzice", zrzeszającego matki, ojców i sojuszników osób LGBT. W niedzielę 14 czerwca na fanpage’u stowarzyszenia zaczęły masowo pojawiać się zdjęcia rodziców oznaczone hasztagiem "#JesteśMoimDzieckiemNieIdeologią". W ten sposób chcieli wyrazić poparcie dla nieheteronormatywnych dzieci i sprzeciw wobec słów Andrzeja Dudy, który stwierdził, że "LGBT to nie są ludzie, a ideologia".

– Na początku zdjęcia publikowali nasi znajomi i przyjaciele, ale z czasem zaczęły pojawiać się coraz to nowe twarze i fotografie od ludzi, których my zupełnie nie znamy. To było absolutnie wyjątkowe i niezwykłe, że zechcieli pokazać nam swoje twarze – opowiada Dorota Stobiecka w rozmowie z WP Kobieta.

– Zostaliśmy obrażeni w taki sposób, że to aż trudno sobie wyobrazić. Zdehumanizowano nas. Tak naprawdę za tą mniej więcej 10-procentową mniejszością ludzi nieheteronormatywnych, stoją rodzice, dziadkowie, niekiedy rodzeństwo i przyjaciele, więc liczba osób, których dotknęły słowa prezydenta, automatycznie się powiększyła. Zabolało nas to do tego stopnia, że fakt, czy pokażemy twarze na Facebooku i spotkamy się z pogardliwym spojrzeniem znajomej czy sąsiadki, stał się drugorzędny – przyznała.

Irmina Szałapak jest w zarządzie stowarzyszenia i to właśnie ona odebrała od rodziców dziesiątki zdjęć, które następnie publikowała na fanpage’u.

– Rodzice piszą wprost, że nie zgadzają się na to, aby padały takie słowa. Nie chcą, by ich dzieci były traktowane w sposób odbierający im człowieczeństwo. Nie ukrywam, że nas samych zaskoczył rozmiar tej akcji i jednocześnie dał nam nadzieję, że tych rodziców akceptujących wcale nie jest tak niewielu. To naprawdę spora rzesza osób, która się odezwała i w te trudne dni chciała być razem, mówić jednym głosem – podkreśla.

Irmina Szałapak
Irmina Szałapak © Archiwum prywatne

Moja rodzina nie jest gorsza

– Jeszcze kilka lat temu całe środowisko osób LGBT miało nadzieję, że zbliżymy się choć trochę do standardów europejskich i dojdzie do jakiegoś unormowania prawnego pewnych kwestii. I nie mówimy tu tylko o związkach partnerskich, ale samym zakresie ochrony tych osób. Ochrona w pracy, wpisanie mowy nienawiści stosowanej wobec osób LGBT do katalogu przestępstw, to są rzeczy, którymi należałoby się zająć – opowiada współzałożyciel stowarzyszenia "My, rodzice" Krzysztof Kacprowicz. – Nie jestem prawnikiem, ale wiem, że dyskryminacja ze względu na pochodzenie lub wyznanie, płeć jest wpisana do tego katalogu. Dyskryminacja ze względu na orientację seksualną nie figuruje tam jako przestępstwo.

Julita i Krzysztof Kacprowiczowie są rodzicami homoseksualnego syna. Gdy był jeszcze nastolatkiem, również borykał się z problemem zaakceptowania własnej orientacji. Rodzice cieszą się z faktu, że najgorsze chwile ma już za sobą.

– Jak może reagować młody człowiek, gdy otoczenie wysyła mu komunikaty "jesteś zarazą, jesteś zły, trzeba cię tępić"? Są badania, które pokazują, że 70 proc. ludzi LGBT ma myśli samobójcze. To naprawdę jest wielki problem. Wiele osób wyjechało za granicę, inni myślą o wyjeździe. Mają poczucie, że są niechciani w tym kraju, a przecież są równoprawnymi obywatelami, Polakami – opowiada pan Krzysztof. – Gdy z żoną usłyszeliśmy przemówienie prezydenta, poczuliśmy się, jakby ktoś napluł nam w twarz. Czy to, że owocem naszej miłości jest syn gej, czyni nas jakąś gorszą rodziną? Naszej rodziny nie należy wspierać ochroną konstytucyjną? Przecież normalnie mieliśmy ślub w kościele i w urzędzie stanu cywilnego, a raptem poczuliśmy się tak, jakby w oczach władzy nasza rodzina była zagrożeniem dla innych rodzin. Czy nasi rodzice też są automatycznie gorszymi dziadkami, bo mają wnuczka geja? – mówi.

Pan Krzysztof zwraca uwagę na fakt, że odmienna orientacja lub inna tożsamość płciowa nie są wynikiem chwilowej mody.

– Jestem po pięćdziesiątce i dopiero niedawno usłyszałem, że jeden z moich kolegów ze szkoły średniej popełnił samobójstwo z powodu braku akceptacji. Również był gejem. Dowiedziałem się o tym późno, bo nie utrzymywaliśmy kontaktu. Ogrom ludzi żyje w ukryciu i w ukryciu boryka się niewyobrażalnymi tragediami – podkreśla. – Interesuję się historią i naprawdę w obecnej sytuacji w Polsce widzę bardzo dużo porównań do tego, co się działo w latach 30. Przykre jest to, że prezydent w niedzielę składał kwiaty w Oświęcimiu, bo była rocznica pierwszego transportu polskich więźniów do tamtejszego obozu koncentracyjnego, a dwa dni wcześniej powiedział na głos, że LGBT to nie są ludzie. Mamy już przykłady w historii klasyfikowania ludzi i oznakowywania ich. Byłem świadkiem agresji narodowców podczas Marszu Równości w Białymstoku. Nieliczne osoby potępiły wówczas ich zachowanie. Naprawdę przeraża mnie to, co dzieje się wokół - mówi.

Po pierwsze edukacja, po drugie rozmowa

Pani Małgorzata Wymysłowska jest mamą dwójki dzieci. Podejrzewała, że starszy syn jest gejem, ale wyznanie drugiego dziecka było dla niej szokiem.

  – Przez 18 lat żyłam w przekonaniu, że mam córkę, ale okazało się, że jest inaczej. Pierwszą emocją, która towarzyszyła mi po jego wyznaniu, był paraliżujący strach. Zastanawiałam się, jak moje dziecko da sobie radę w tym homofobicznym kraju – wyznaje.

Temat przemocy wobec osób nieheteronormatywnych nie był dla pani Małgorzaty nowy.

– Starszy syn zdał sobie sprawę ze swojej orientacji w wieku 21 lat i nie doświadczył prześladowań w szkole. Z agresją spotkał się jednak już jako dorosły mężczyzna. Pewnego wieczoru, gdy wyszedł z klubu dla gejów, zaczepiła go pięcioosobowa grupa "karków", którzy stali pod klubem tylko po to, by zaatakować osobę, która z niego wyjdzie. Padło na mojego syna. Śledzili go aż do tramwaju, przejechali z nim jedną stację, by na następnej wyciągnąć go z pojazdu i zacząć bić. Świadkowie wezwali policję i pogotowie – opowiada.

Młodszy syn pani Małgorzaty rozpoczął proces zmiany płci (tzw. tranzycję) w wieku 18 lat. Szkoła została poinformowana o jego sytuacji, a dyrekcja i nauczyciela stanęli na wysokości zadania, by nie doświadczył dyskryminacji ze strony rówieśników.

– Zostało zwołane specjalne zebranie nauczycieli. Były rozmowy z wychowawcą, pedagogiem, zmieniono mu dane w dokumentach. Na szczęście uczniowie i nauczyciele zwracali się do niego męskim imieniem. Edukacją i rozmową można wyjaśnić młodym ludziom ważne wartości i nauczyć empatii – opowiada.

Mimo stabilnej sytuacji w szkole, 18-latek nie czuje się jednak bezpiecznie. Boi się homofobii, niezrozumienia i odbierania mu człowieczeństwa.

– Chce podjąć studia w Wielkiej Brytanii i tam rozpocząć życie zawodowe i osobiste. Powiedział, że słowa prezydenta były najgorszym, co go w życiu spotkało. Jest przerażony tym, co dzieje się w kraju, nienawiścią do ludzi LGBT. Mój starszy syn ma już 29 lat i też rozważa opuszczenie kraju z tych samych przyczyn.

Małgorzata Wymysłowska
Małgorzata Wymysłowska© Archiwum prywatne

Jestem dumna z dzieci i żaden polityk mi tego nie odbierze

Pani Beata Łuszczewska chcąc wspierać swoje dziecko wraz całą rodziną wzięła udział w Marszu Równości w Białymstoku, gdzie rok temu doszło do zamieszek.

– Wtedy arcybiskup Jędraszewski nazwał nas "tęczową zarazą". Teraz, po roku, z ust polityków, w tym prezydenta kraju, słyszę, że moje dziecko to jakaś ideologia, a nie żywy człowiek. Jestem przerażona. Nie ma żadnej ideologii w tym, jaki ktoś się urodził, przecież tego nie wybieramy. Co nas dalej czeka w Polsce? Jakaś stygmatyzacja? Opaski na ramionach? Nie chcę żyć w takim kraju. Przyszedł czas na zmiany – mówi oburzona.

Zdaniem pani Beaty problemy, przed którymi stają osoby LGBT, nie dotyczą tylko ich samych, ale całych rodzin.

– To dotyka całej naszej rodziny - nas rodziców, ciocię, dziadków, rodzeństwo, przyjaciół. Jest to całkiem pokaźna grupa osób bliskich – wymienia. – Nie chcę, żeby moje dziecko żyło w ukryciu i udawało kogoś, kim nie jest, bo taka postawa rodzi frustrację i prowadzi do nieszczęść. 70 proc. nastolatków LGBT ma myśli samobójcze. O tym się nie mówi. Chcę szczęścia dla mojej rodziny. Mamy prawo żyć z godnością, jak każdy człowiek. Ja jestem dumna ze swoich dzieci i żaden polityk ani biskup mi tego nie odbierze.

Beata Łuszczewska
Beata Łuszczewska© Archiwum prywatne

Ktoś, kto myśli, że bycie trans to moda, nie wie, o czym mówi

W akcji "My, rodzice" bierze również udział pani Ewelina Słowińska, która tym samym wspiera swoje transpłciowe dziecko. Nim zdiagnozowano przyczynę problemu, jej nastoletni syn leczył się na depresję.

– Gdy powiedział, że jest transseksualny, kamień spadł mi z serca. W końcu zaczęłam zrozumieć, dlaczego tak okropnie się czuł. Dziś jest w trakcie procesu zmiany płci. Dla transpłciowych dzieci zastrzyki co dwa tygodnie to codzienność, a do tego dochodzą bardzo bolesne operacje. Należy jednak zaznaczyć, że sama diagnoza to długi proces, często nieprzyjemny, czasem aż uwłaczający prawom pacjenta. Ktoś, kto myśli, że bycie trans to moda, nie wie, o czym mówi – podkreśla.

Zdaniem pani Eweliny ważna jest szczera rozmowa i nie budowanie tematów tabu z innym członkami rodziny.

– Tajemnice bardzo wyczerpują, a czasem jest tak, że wszyscy wiedzą, ale nie mają pewności, czy rodzic wie, więc milczą. Bywa też, że nie chcą się wtrącać. Taka postawa prowadzi do wielu niekomfortowych sytuacji – opowiada. – Na wiadomość, że moje dziecko jest transseksualne, bliscy zareagowali z miłą ciekawością i wsparciem. Chcę zaznaczyć, że tatę mam wojskowego, a wujka księdza, a nigdy nie spotkałam się z żadnym atakiem z ich strony. Bywa, że ktoś ma wątpliwości i się o coś spyta, ale wszystko w granicach normalnej rozmowy. W mojej rodzinie stawiamy na wzajemny szacunek.

Ewelina Słowińska
Ewelina Słowińska© Archiwum prywatne
Komentarze (660)