Od influencerki medycznej do najczęściej krytykowanej lekarki w Polsce. Kim jest Mama Ginekolog?

Od influencerki medycznej do najczęściej krytykowanej lekarki w Polsce. Kim jest Mama Ginekolog?

Mama Ginekolog udzieliła nam wywiadu przed wybuchem afery
Mama Ginekolog udzieliła nam wywiadu przed wybuchem afery
Źródło zdjęć: © East News | Piotr Molecki
08.02.2023 17:40, aktualizacja: 08.02.2023 20:37

Zanim wybuchła głośna afera z udziałem Mamy Ginekolog, Nicole Sochacki-Wójcicka mogła pochwalić się tytułem jednej z najbardziej wpływowych influencerek medycznych. Potraktowałyśmy to jako ciekawy punkt wyjścia do rozmowy. Już po otrzymaniu autoryzacji niniejszego wywiadu przyznała na Instagramie, że przyjmuje znajomych i członków rodziny poza kolejką na usługi w ramach NFZ. Próba uzyskania jej wypowiedzi na ten temat zakończyła się niestety fiaskiem.

Od kilku dni Mama Ginekolog jest na ustach całej Polski. Jeszcze przed wybuchem afery związanej z rzekomym przyjmowaniem znajomych poza kolejką na NFZ, udało mi się przeprowadzić z nią wywiad. Pretekstem do rozmowy był najnowszy raport "Influencerzy Medyczni" przygotowany przez agencję Procontent Communication i Sotrender. Lekarka influencerka zajęła w nim pierwsze miejsce w kilku kategoriach: liczba obserwujących, liczba postów, liczba komentarzy, liczba polubień.

Bez wątpienia Nicole Sochacki-Wójcicka zbudowała zaangażowaną społeczność, dzięki czemu zarabia krocie nie tylko na przekazywaniu wiedzy medycznej, ale również na produktach, które sprzedaje jej firma. Rozmowa opublikowana poniżej została zautoryzowana przez Mamę Ginekolog zaledwie kilka dni przed jej głośną wypowiedzią.

Jak poinformowała Wirtualna Polska, trwa postępowanie z ramienia NFZ. Obecnie sprawę bada wydział terenowy Departamentu Kontroli. Poza tym rektor WUM (Warszawski Uniwersytet Medyczny) Zbigniew Gaciong także zamierza wyjaśnić sprawę Mamy Ginekolog i sam zdecyduje, jakie kroki zostaną podjęte. Ma też powstać zespół kontrolny, którego wyniki zostaną przekazane NFZ i pracownikom UCZKiN.

Skontaktowałam się z influencerką, aby odpowiedziała na dodatkowe pytania dotyczące wypowiedzianych słów i treści, które od kilku dni pojawiają się na jej temat w przestrzeni publicznej. Niestety, odmówiła komentarza. Publikujemy więc wywiad z pierwotnej formie.

Ewa Podsiadły-Natorska: Pamięta pani swoje początki na Instagramie?

Nicole Sochacki-Wójcicka: Najpierw miałam profil prywatny, choć konto było otwarte. Wtedy jeszcze nie sądziłam, że będę z niego korzystała jako influencer. Nawet nie znałam tego słowa. W 2015 roku urodziłam pierwszego syna. Zaczęłam obserwować inne mamy i zauważyłam, jak dużo w internecie jest błędnych informacji. Na początku zostawiałam u nich komentarze. Potem zaczęłam tworzyć treści u siebie, odpowiadając na pytania kobiet. To wszystko zrodziło się trochę z niewiedzy innych i mojej frustracji, jak duże jest niedoinformowanie.

Stopniowo wokół profilu – który jeszcze wtedy nazywał się "Nicole Sochacki" – zaczęła gromadzić się społeczność. W styczniu 2016 r. zmieniłam nazwę. Pomyślałam sobie: jestem mamą, jestem ginekologiem, to będzie "Mama ginekolog".

O co pytano najczęściej?

Tego było bardzo, bardzo dużo; to były dziesiątki tematów, które poruszałam i chyba dlatego mój profil stał się tak popularny. Np. bardzo dużo kobiet ma problem z laktacją. Kolejny ważny temat to dieta zarówno w ciąży, jak i w okresie laktacji. Jest dużo mitów, ja je wszystkie obalałam. Ogromne niedoinformowanie jest też w kwestii badań w ciąży. Generalnie pacjentki często zapominają w gabinecie lekarskim o coś się spytać lub nie mają na to czasu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Albo wstydzą się.

Dokładnie. Potężnym tematem jest poród siłami natury versus cesarskie cięcie. Polki pytają, co jest lepsze, a nie można powiedzieć, co jest lepsze, bo jedno i drugie jest drogą porodu, która musi być najlepsza dla danej kobiety. Pacjentki bardzo lubią też tematy dotyczące profilaktyki, chcą, żeby im przypominać, aby regularnie się badały.

Na pewno punktem przełomowym na moim profilu była propagacja "wietrzenia narodowego". Spytałam moje obserwatorki, ile z nich śpi w majtkach i okazało się, że na tamten moment było ich 60 proc. – spały w majtkach pod piżamą, pod koszulą albo samych w majtkach i T-shircie. To nie jest dobre, bo natura tak tego nie wymyśliła, powinniśmy dać okolicom intymnym szansę, żeby miały dostęp świeżego powietrza w trakcie nocnego odpoczynku, poza miesiączką. Zaczęłam na ten temat edukować. To okazało się, jak na tamten moment, mocno viralowe.

Zaważyło to, że nie ma dla pani tematów tabu?

Możliwe; dla mnie "tabu" to nie problem, bo to jest moja codzienność w pracy. Takie tematy poruszam na co dzień. Dla kogoś wypowiedzenie słowa "srom" może być problematyczne i wstydliwe, a dla mnie to jest najnormalniejsze słowo, jak "woda".

Nadal godzi pani bycie influencerką z pracą w szpitalu?

Tak, cały czas pracuję na cały etat w szpitalu. Myślę, że jestem w tym wyjątkowa. Nie ukrywam, że mam ogromną pomoc od męża, mam też panią, która pomaga mi w domu, bo to nie byłoby realne mieć dwa etaty, ogarniać dom, być full-time influencerem.

Nie myślała pani, żeby zrezygnować z pracy w szpitalu?

Zawsze to wszystkich zaskakuje; w szpitalu zarabiam mniej niż dostaje niania moich dziećmi. Dużo o tym myślałam, ale ja prostu czuję powołanie do tego zawodu. Nie wyobrażam sobie nie pracować w szpitalu, nawet jeśli nie przynosi mi to pieniędzy. Jakiś czas temu podjęłam decyzję, że na ten moment rezygnuję z prywatnej praktyki i będę przyjmować pacjentki tylko w szpitalu na NFZ. Bardzo by mi tego brakowało, gdybym zrezygnowała. Jest to ważna część mojego życia, wpisana w moje DNA.

Na Instagramie ma pani prawie milion obserwujących. Wiążą się z tym przywileje, ale również konsekwencje.

Na pewno ceną, którą się płaci, jest hejt, ale można się do niego przyzwyczaić i uodpornić się. Wiadomo, że raz na jakiś czas coś człowieka trafi; potem zastanawiam się, po co mi to wszystko, mam chwile zwątpienia. Potrafię sobie jednak już to wszystko wytłumaczyć – gdy ktoś pisze mi coś nieprzyjemnego, to myślę, że pewnie ta osoba jest nieszczęśliwa i gdzieś musi swoją frustrację wyładować. Ale to powie każdy influencer: im większy profil, tym większy hejt. To jest proporcjonalne, miara wrogów jest miarą sukcesu. Niby to tylko powiedzenie, ale jest w nim prawda.

Nie ma pani problemu z odsłanianiem swojej prywatności?

To jest dla mojej rodziny coś normalnego. Taką drogę wybraliśmy. Poza tym mam poczucie obowiązku. Nie ma dnia, żebym się nie nagrała, nie ma dnia, żebym się nie pokazała. I nawet jak mi się nie chce, to przynajmniej się nagram: "Słuchajcie, dzisiaj mi się nic nie chce albo źle się czuję". Po prostu mam poczucie, że muszę być na swoim profilu obecna codziennie, bo jeśli nie będę, to mogę zawieść wiele osób, które na mnie czekają.

Pani to lubi? Zapraszać obserwatorów do swojego życia, być influencerką?

Zacznijmy od tego, że nie jestem typowym influencerem. Z definicji influencer zarabia na tym, że poleca różne rzeczy, za co dostaje pieniądze. A ja nigdy nie miałam żadnych współprac, zarabiam na tym, że stworzyłam firmę, która odpowiada na potrzeby moich pacjentów i obserwatorów. Influencerką stałam się organicznie, to wyrosło, wykiełkowało. Ale tak, lubię to. Gdybym tego nie lubiła, to nie robiłabym tego.

Ja wszystkie akcje wymyślam sama. Na świecie są popularni lekarze-celebryci, ale wydaje mi się, że nie ma drugiego tak aktywnego medycznie konta. I wiem, że niektóre moje pomysły są kontrowersyjne, np. loterie, gdzie mamy nagrody za 100 tys. zł, a cały dochód kierujemy na naszą Fundację Medycyny Prenatalnej im. Ernesta Wójcickiego.

Mój pierwszy synek urodził się martwy. Drugiego syna urodziłam synka w 31. tygodniu ciąży, ważył kilogram. Po tych doświadczeniach poczuliśmy z mężem potrzebę, żeby stworzyć miejsce, które pomagałoby rodzinom w trudnych sytuacjach okołoporodowych – kobietom, które straciły ciążę, dowiedziały się w okresie prenatalnym o wadach swojego dziecka, miały trudne ciążę, urodziły martwego noworodka. Mamy też program dla wcześniaków.

Ile zebraliście najwięcej z waszych zbiórek?

Dwa lata temu na rzecz WOŚP zebraliśmy 5 mln 300 tys. zł.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (51)
Zobacz także