Blisko ludziOd spotkań na temat spotkań po śmierdzące jedzenie. Oto, co nas wykańcza w pracy biurowej

Od spotkań na temat spotkań po śmierdzące jedzenie. Oto, co nas wykańcza w pracy biurowej

Od spotkań na temat spotkań po śmierdzące jedzenie. Oto, co nas wykańcza w pracy biurowej
Źródło zdjęć: © 123RF
Lidia Pustelnik
04.09.2017 11:53, aktualizacja: 04.09.2017 12:46

– Już mam wyjść z pracy, ale właśnie wtedy zjawia się ktoś ze sprawą, która nie może czekać. Żaden problem, bo przecież nie mam życia prywatnego – mówi Katarzyna, trzydziestosześciolatka pracująca w jednej z firm na warszawskim Żoliborzu. Praca w biurze boli nas z wielu powodów i czasami najmniejszym problemem jest kucie w krzyżu z powodu dzikiej jogi przed monitorem komputera. Jak się okazuje, nic nas tak nie wykurza, jak nieposłuszny sprzęt komputerowy i oczywiście współpracownicy.

Jeśli 20 proc. Brytyjczyków zaczyna narzekać na pracę już w chwili przekroczenia progu biura i na gorzkie komentowanie swojego losu poświęca aż 20 minut dziennie – jak wykazało najnowsze badanie zrealizowane u naszych wyspiarskich sąsiadów przez "Mirror" – to co możemy powiedzieć o Polakach, nie bez powodu postrzeganych jako jeden z najbardziej narzekających narodów świata?

– To taki codzienny rytuał – mówi moja rozmówczyni, sama na stanowisku kierowniczym niższego stopnia. – Narzekasz, bo najpierw krew zepsuł ci ktoś w drodze do pracy, potem, bo zamiast lata deszcz i zimno, więc możesz sobie o tym porozmawiać z koleżankami. A potem dochodzą kolejne rzeczy, jak spotkanie, które całkiem wyleciało ci z głowy albo niekompetentni współpracownicy, albo psujący się program, albo że przez czyjś błąd znowu musisz zostać po siedemnastej – wylicza kobieta.

To oczywiście nie wszystko. Nastawiony na wielozadaniowość, kreatywny pracownik w ciągu dnia zawsze znajdzie czas, by ponarzekać na: niewygodne fotele, których "nie da się" obniżyć, albo fotele bezpańskie, walające się w przejściu. A także: maile grupowe, do których jest dołączany, choć zupełnie go nie dotyczą oraz mafię lodówkową (co do której ma podejrzenie, że przewodzi jej wygłodniały dział IT), kładącą łapę za zupach i pulpetach pozostałych użytkowników lodówki – sprawiedliwie, po kolei. Na temat ginącego z kuchni mleka, często skrzętnie podpisywanego przez pracowników, można pisać eseje.

– W pracy giną różne rzeczy. Nie mówię już o zawieruszonych ładowarkach, ale na przykład zdarzało się, że nagle znikały całe opakowania papieru toaletowego z łazienki – dodaje Dagmara, sekretarka w małej firmie na warszawskich Włochach. O innych łazienkowych niespodziankach nie chce mówić. I tak wszyscy wiedzą, jak jest.

Bo czasem trzeba się uzewnętrznić
Ankieta zrealizowana w Wielkiej Brytanii wykazała, że 52 proc. pracowników biurowych przyznaje, że cały ich dzień może zepsuć jedno nieprzyjemne zdarzenie. Aż dwie trzecie z nich o codziennych bolączkach opowiada innym pracownikom. Nieprzyjemnych zdarzeń jest natomiast każdego dnia bez liku. Na samym szczycie niechlubnej listy skomponowanej przez brytyjskich pracowników biur są telefony w ostatniej minucie dnia pracy, wolno działające komputery i inne problemy wymagające kontaktu z działem IT. Zepsuć dzień potrafi też za wysoka albo za niska temperatura, ale też to, że ktoś korzysta z twojego biurka, kiedy masz wolne i "zapomina" je potem posprzątać.

Niektóre z najczęstszych powodów do narzekania wśród pracowników biur:

  1. Połączenie telefoniczne, w chwili, kiedy już wychodzisz z pracy
  2. Zbyt wolno działające komputery
  3. Problemy wymagający interwencji działu IT
  4. Zbyt niska / zbyt wysoka temperatura powietrza
  5. Współpracownicy, z którymi trudno pracować
  6. Kiedy ktoś korzysta z twojego biurka podczas twojej nieobecności, a potem zostawia na nim bałagan.
  7. Pracowanie w biurze, kiedy jest wspaniała pogoda
  8. Spotkania na temat innych spotkań
  9. Gdy ludzie nie odpowiadają na twoje maile
  10. Kiedy dołącza się ciebie do korespondencji, która cię nie dotyczy
  11. Lizusi
  12. Pracownicy, którzy głośno narzekają na to, jak bardzo są zajęci
  13. Oraz tacy, którzy nie mówią "dziękuję", kiedy im pomogłeś
  14. Intensywnie pachnące posiłki, spożywane przy biurku
  15. Wracanie z wakacji i przedzieranie się przez setki nieodczytanych maili
  16. Nierealistyczne deadline'y
  17. Pracodawca, który jest superzaangażowany i zmusza pracowników do kompromitujących gier i ćwiczeń, mających na celu "zacieśnianie więzi" między pracownikami
  18. Albo taki, który chce kontrolować absolutnie wszystko, co dzieje się w biurze
  19. Gdy ktoś zabiera twój ulubiony kubek
  20. Współpracownicy, którzy niezbyt często biorą prysznic

Co ciekawe, podobne badania prowadzone od lat w Polsce wykazują, że w kontekście pracy my jednak najbardziej narzekamy nie na jej warunki, ale na zbyt niskie wynagrodzenie. Aż 70 proc. Polaków w ubiegłorocznym badaniu TNS Polska dla Pracuj.pl przyznało, że zarabia za mało. Na stres i zbyt wymagającego pracodawcę narzekało z kolei 59 proc. z nas.

Korporacja, urząd, mała firma – różne typy problemów
Ile typów firm, tyle problemów. O jeden z tych najbardziej znienawidzony w naszym kraju pytam Sylwię Kubryńską, autorkę bestsellerowej książki "Biurwa", w której opisuje blaski i cienie życia pracy w polskich urzędach. Jej bohaterki są ukwiecone jaskrawymi garsonkami, tłamszone przez armię przełożonych, nieszczęśliwe i bardzo wkurzone. Początkowo same narzekają na bezsilność biurokracji, ale powoli się poddają, zaczynając wierzyć, że inaczej przecież być nie może.

– Jest taki typ postawy określanej jako "nie da się”. Taki pracownik na polecenie: zadzwoń do firmy X i załatw sprawę, odpowiada po całym dniu grania w pasjansa: dzwoniłem, zajęte było. Rzecz jasna, każdy normalny pracodawca unika tego typu pracownika jak ognia, jest jednak cudowne miejsce na Ziemi dla takich postaw. To urzędy – tłumaczy pisarka.

A w urzędzie, jak mówi, im bardziej się nie da, tym lepiej. – Po całym dniu odpierania próśb petentów krótkim "nie da się”, można zebrać całą zagrodę w Farmville oraz przegadać najbardziej palące sprawy z kumpelą na komunikatorze. W ostateczności, zawsze ktoś na piętrze ma jakieś imieniny, rocznicę, komunię, czy wrócił z urlopu z serniczkiem. Jest co robić – dodaje. Bo choć każdy urząd w Polsce ma swoje motto, to wspólnym mottem dla wszystkich urzędów jest właśnie "nie da się".

Gorzej niż w urzędach jest tylko w korporacji? Niekoniecznie i pewnie ostatecznie wszystko zależy od człowieka, a nie od miejsca pracy. – Ja mam akurat bardzo dobrą atmosferę w pracy – opowiada mi Paulina, która pracę w małej firmie zamieniła na wielką korporację i nie żałuje. – Nie muszę rozmawiać przez cały dzień z klientami. Kiedy chcę, mogę wyjść wcześniej albo pospać dłużej. Kawa i płatki z mlekiem zawsze są pod ręką, ułatwiając mi życie. Kiedy muszę poczekać na kuriera, biorę "homeoffice" i pracuję cały dzień w piżamie. A spod metra zabiera mnie codziennie służbowy busik i odwozi pod same drzwi biura, więc zimą nie stoję na przystanku, a latem nie tłoczę się w tramwaju na Mordorze – wylicza dwudziestoośmiolatka.

Nie narzeka na zbyt mało urlopów (nie musi go dostosowywać do reszty zespołu), korzysta ze wszystkich benefitów wiążących się z pracą w korporacji. Takich, jak na przykład przelewy na specjalną kartę, którą płaci za posiłki w należącej do firmy restauracji.

– Nikt nie przychodzi do biurka z rybą, bo nie ma takiej potrzeby. Nie słyszałam też, by komuś coś ginęło w lodówce. A nad projektami pracujemy w małych grupach, więc sami ustalamy sobie spotkania wedle potrzeb – dodaje. Paulina zupełnie nie ma na co narzekać... i być może dlatego rozmowa niespecjalnie nam się klei.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (22)
Zobacz także