Blisko ludziOlaf Pachnik, nazwisko kawalerskie: Wojtowicz. Dla Polaków takie rozwiązanie jest wciąż niewyobrażalne

Olaf Pachnik, nazwisko kawalerskie: Wojtowicz. Dla Polaków takie rozwiązanie jest wciąż niewyobrażalne

Słyszą, że są "ciotami", "pantoflarzami", że wyparli się siebie i przynieśli wstyd rodzinie. Faceci, którzy zdecydowali się przyjąć nazwisko żony, lub dodać je do własnego, nie mają łatwego życia. Z decyzji muszą się tłumaczyć, jak gdyby to nie o te kilka liter w dowodzie chodziło, a o zmianę wyznania. To kolejna bitwa toczonej nie od dziś wojny tradycji z nowoczesnością.

Olaf Pachnik, nazwisko kawalerskie: Wojtowicz. Dla Polaków takie rozwiązanie jest wciąż niewyobrażalne
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com
Helena Łygas

18.01.2018 | aktual.: 18.01.2018 19:03

Historią Australijczyka, który podzielił się w sieci decyzją o zrzeczeniu się swojego nazwiska i przyjęciu nazwiska żony, obiegła media społecznościowe i serwisy. Nie chodziło oczywiście o samą decyzję, ale o komentarze i wiadomości prywatne, które otrzymał. Najmilsi z internautów pisali, że "nie ma jaj", inni już nie byli tak delikatni – sugerowali, że powinien popełnić samobójstwo, a jego świeżo poślubionej małżonce życzyli licznych poronień. Społeczeństwo z mężczyznami decydującymi się przyjąć nazwisko małżonki ma niewątpliwie problem.

Motywacja pary, którą spotkał internetowy lincz była bardzo prosta. W rodzinie Australijki w jej pokoleniu nie było żadnych mężczyzn. Jeśli przyjęłaby nazwisko męża, jej nazwisko rodzinne by zniknęło.

Statystyczny, rozsądny czytelnik w tym momencie kiwa głową i myśli: "no tak, teraz to zrozumiałe", nieopatrznie obnażając myślowe koleiny, w których wszyscy tkwimy.

Trudno przypuszczać, żeby ktoś, kto nie jest zaangażowany w akademickie dyskusje dotyczące konstruktów płci, zastanawiał się, dlaczego kobieta zmieniła nazwisko po ślubie. O wypytywaniu o powody takiej decyzji nie wspominając. Tymczasem dla mężczyzn, którzy po ślubie wymienili dowody, to właściwie codzienność. I lepiej, żeby mieli "dobre powody".

Zmiana dopuszczalna

Do takich należy np. ojciec kojarzony z polityką, z którym od lat nie utrzymuje się kontaktu, albo przypadek taki, jak Bartosza. – Mieszkam w mieście średniej wielkości. Właściwie odkąd pamiętam pomagałem w rodzinnej firmie, którą miałem przejąć. Tylko, że kiedy byłem na studiach, mój brat narobił firmie długów, potem był problem ze spłatą. Pisała o tym nawet prasa lokalna. Nie brałem pod uwagę przebranżowienia się, tym bardziej, że mam wykształcenie kierunkowe. Z dwojga złego, wolałem zmianę nazwiska, niż miejsca zamieszkania – opowiada.

Na tym akceptowane społecznie motywacje panów młodych właściwie się kończą. Hasło "równość" pod naszą szerokością geograficzną tradycyjnie przegrywa z hasłem "tradycja". Na forach mężczyźni przyjmujących nazwisko żony bez ogródek są nazywani "ciotami" i "pantoflami". Niewykluczone, że ci sami forumowicze, gdyby tylko mogli skanalizować swoją niechęć na konkretnej osobie wypisywaliby wiadomości podobne do tych, które otrzymał Grant Phillips.

Bańka i reszta świata

O przyjęciu nazwiska żony rozmawiam z Olkiem, tłumaczem z Warszawy. – Komentarze po ślubie były raczej pozytywne, usłyszeliśmy z żoną, że "tak właśnie powinno się robić" i że "to takie nowoczesne", aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że żyjemy w pewnego rodzaju bańce. Mamy znajomych z podobnym wykształceniem, podobnymi zarobkami, mieszkamy w wielkim mieście – opowiada.

Temat w ich przypadku wypłynął dość naturalnie. Żona Olka ma nietypowe, dźwięczne nazwisko do którego jest bardzo przywiązana. Kilka lat temu, kiedy nawet nie myśleli jeszcze o ślubie rozmawiali o tym, jakim archaicznym zwyczajem jest przyjmowanie nazwiska mężczyzny.

Niegdyś zmiana nazwiska symbolizowała wymianę "właściciela". Z rąk ojca kobieta przechodziła w ręce męża. Ten zwyczaj w karykaturalnym wyolbrzymieniu widzimy w serialu "Opowieści podręcznej" na podstawie powieści Margaret Atwood. Główna bohaterka, mająca pełnić funkcję żywego inkubatora dla dziecka wysoko postawionego polityka otrzymuje imię Offred (of Fred) symbolizujące przynależność do mężczyzny.

Pytam Olka czy jest inaczej odbierany przez dopiero co poznane osoby: – Szczerze powiedziawszy dopiero po ślubie ludzie zaczęli zwracać uwagę na moje nazwisko. Zacząłem słyszeć, że jest bardzo oryginalne i że pięknie brzmi. W moim fachu, opartym w znacznej mierze o relacje osobiste to niewątpliwie zaleta. Myślę, że w ludziach budzi skojarzenia z jakąś starą, tradycyjną rodziną, a nie z przyjęciem nazwiska żony. W każdym razie nie narzekam – dodaje Olek.

Męski czyt. władczy

Wydawać by się mogło, że kobieta zostająca przy nazwisku panieńskim nie budzi w tych czasach żadnych emocji. Z przeprowadzonego niedawno badania wynika, że niemal 60 proc. społeczeństwa uważa, że wybór nazwiska powinien być decyzją wyłącznie kobiety. Jednak to, co deklarujemy w ankietach, znacząco różni się od pierwszych skojarzeń, jakie wywołują w nas określone informacje.

Z badań przeprowadzonych przez Rachael Robnett z University of Nevada opublikowanych niedawno w magazynie "Sex roles" wynika jednoznacznie, że mężowie kobiet, które zdecydowały się pozostać przy nazwisku panieńskim są postrzegani przez ankietowanych jako mało męscy, nieasertywni i podatni na wpływy.

Co znamienne, wiele kobiet z pokolenia dzisiejszych 30-latków przyjęcie nazwiska męża z trudnych do wyjaśnienia powodów napawa dumą. Znam panny młode, które w dniu ślubu zmieniały ustawienia na Facebooku, żeby podczas poprawin nazywać się już w mediach społecznościowych tak, jak wybranek serca.
Jagna, zadeklarowana feministka, opowiada mi z kolei o tym, jak dwutorowo przebiega jej myślenie w tej kwestii.

– Zostałam przy panieńskim nazwisku ze względów światopoglądowych. Uważam przyjmowanie nazwiska męża za patriarchalny relikt. No ale kiedy chodzę po córkę do przedszkola i wszyscy zwracają się tam do mnie "Pani X", używając nazwiska mojego męża, nigdy nie protestuję. Mam z tyłu głowy, że a nuż panie przedszkolanki uznają moją córkę za, jak to się mówi, "nieślubne dziecko" i będą ją jeszcze traktować gorzej od innych dzieci? – mówi mi wyraźnie skrępowana.

Oswajanie

Problem jaki mamy z przyjmowaniem nazwiska żony przez męża nie jest domeną wyłącznie polską. Być może potrzebujemy najzwyczajniej w świecie oswoić się z tematem. Na potrzeby tego artykułu zadzwoniłam do kilku kolegów. Każdy z nich w związku z ewentualną zamianą swojego nazwiska na nazwisko żony odczucia miał podobne – "nieuzasadniony opór".

– Chyba nigdy nie przyszło mi to do głowy. To znaczy słyszałem oczywiście, że jest taka możliwość i że niektórzy faceci to robią, ale nie brałem tego pod uwagę w swoim przypadku. Co do przyjęcia nazwiska podwójnego to raczej nie jestem entuzjastą, ale jeśli zależałoby na tym mojej dziewczynie raczej bym się zgodził – mówi mi 27-letni Kacper.

Na pewno kojarzycie scenę, którą można zobaczyć w wielu filmach dla nastolatek czy thrillerach klasy B o psychopatkach. Kobieta (dziewczyna) siedzi przy biurku i zapisuje w pamiętniku swoje imię z nazwiskiem faceta, który się jej podoba. Marzenie o ślubie z księciem jest w końcu jednym z najbardziej hołubionych przez kulturę motywów. Z perspektywą zmiany nazwiska oswajają się już dziewczynki w przedszkolu.

Nie powinno nas dziwić, że dla mężczyzny taki pomysł budzi mieszane uczucia (choć bardziej pasowałoby może określenie "jak obuchem w łeb"). To tak, jakby rząd nagle zaproponował nam zmianę imion na modłę rosyjską, żeby kultywować wartości rodzinne. Archaiczne określenia kobiet zamężnych takie jak "Maciejowa" stałyby się wymogiem urzędowym. Na zmiany przyjętych reguł społecznej gry reagujemy alergicznym sprzeciwem.

Źródło artykułu:WP Kobieta
męskośćrównouprawnienieślub
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (36)