Oto pokolenie NEET. Należysz do niego?
Trudno powiedzieć, co właściwie robią, czym się zajmują, z czego żyją. W statusach na Facebooku mają wpisane „szlachta nie pracuje”. Trzymają się tej zasady, żeby nie skalać się pracą za marne grosze – jak sami to określają.
25.01.2017 | aktual.: 25.01.2017 21:50
O kim mowa? O pokoleniu, które dziś ma 20-29 lat i określane jest mianem NEET-sów („Not in Education, Employment, or Training”), czyli tych, którzy rezygnują z edukacji, nie pracują i się nie dokształcają. Trudno jednoznacznie określić tę grupę, gdyż część z nich to dzieci bogatych rodziców, których stać na utrzymanie potomka do trzydziestki albo i dłużej. Rodzice innych wypruwają sobie żyły, by swojemu ukochanemu dziecku zapewnić jak najlepsze życie, bo przecież ono się jeszcze w życiu narobi. Agnieszka Tartir, psycholog i psychoterapeuta, część NEET-sów widzi wśród swoich studentów. – Są to co prawda ludzie, którzy się uczą, ale mam poczucie, że część studiuje, bo nie ma innego pomysłu na życie, a studia stanowią dla nich taki sposób na przetrwanie. Bo jeśli studiujesz, wówczas nie spotykasz się ze społecznym napiętnowaniem. Nikt nie powie, że siedzisz na tyłku i nic nie robisz. Ale czy to przekłada się na faktyczne zdobywanie wiedzy? W niektórych przypadkach miałabym spore wątpliwości.
O niepracujących i niedoszkalających się młodych ludziach zaczęto mówić kilka lat temu w kontekście analizy rynku pracy w krajach południowej Europy. Zwłaszcza we Włoszech i Grecji. Tam wskaźnik osób zwanych pokoleniem NEET-s wynosił ponad 20 proc. Na ten problem zwrócono uwagę także w Polsce. Jeszcze w 2013 roku mówiono, że w naszym kraju NEET-si stanowią około 17 proc. dwudziestolatków. Zauważyć można jednak tendencję zwyżkową, dziś prawdopodobnie NEET-si do grupa stanowiąca 20 proc swojego pokolenia. Trudno o konkretne statystyki, gdyż badając stopień bezrobocia osób w tym przedziale wiekowym nikt ich nie pyta o to, dlaczego nie mają pracy, co takiego jest powodem ich braku aktywności zawodowej, ale też edukacyjnej.
Badania przeprowadzone przez Fundację Stabilo z Torunia pokazują, że wśród NEET-sów oprócz dzieci będących na utrzymaniu swoich rodziców są także ci, którzy wiedzą doskonale jak zdobyć środki socjalne w takiej wysokości, by nie musieć pracować. Są tacy, którzy na wzór swoich rodziców korzystają z pomocy ośrodków pomocy społecznej i są w stanie miesięcznie uzyskać około 1500 złotych świadczeń. Śmieją się w twarz tym, którzy pracują i zarabiają niewiele więcej.
*Co jest wynikiem takiego podejścia do życia? *
NEET-si stają się coraz częściej pacjentami gabinetów terapeutycznych. - W moim gabinecie coraz częściej pojawiają się osoby będące na utrzymaniu rodziców. Panuje powszechne przekonanie, że są to osoby roszczeniowe, które mają strasznie duże wymagania. Są leniwe, bo one nie pójdą do pracy, a jak pójdą to do takiej, w której od razu dostaną 5000 złotych wynagrodzenia – mówi Agnieszka Tartir. – Jednak z własnego doświadczenia zawodowego widzę, że tak naprawdę są to osoby o bardzo niskim poczuciu własnej wartości. Okazuje się, że to, co one pokazują na zewnątrz, to cwaniactwo, pewność siebie, kompletnie nie pasuje do tego, co czują i jak siebie postrzegają. Oczywiście, znam mnóstwo fajnych dzieciaków 18 – 19- letnich, które idą do pracy, zarabiają, pracują zakładają rodziny. Na czym polega różnica między nimi a NEET-sami? Ci drudzy nie potrafią radzić sobie z porażkami, a przecież każdy człowiek, który pracuje doznaje porażki. Jedni wyciągają wnioski i idą dalej, ale spora grupa 20-latków poddaje się. Dla nich porażka to koniec świata, bo skoro ja tego nie umiem, to nic nie jestem warta.
*Skąd takie nastawienie do świata? *
Otóż najczęściej to rodzice stają się nieświadomymi sprawcami takiej postawy dzieci, uczą je tzw. wyuczonej bezradności. – Przez wiele lat pracowałam w szkole i widziałam rodziców odrabiających zadania domowe za swoje dwoje dzieci. Zresztą moje pokolenie jest pokoleniem rodziców, którzy czas z dziećmi spędzają nad książkami. Bywa, że nie mogę się umówić z koleżanką po południu na kawę, bo ona odrabia lekcje ze swoim dzieckiem i okazuje się, że cały plan popołudnia jest temu podporządkowany. Co dzieci z tego wyciągają? Że nie potrafią nic zrobić dobrze same, że aby osiągnąć sukces potrzebują pomocy rodzica. I niestety później taki 20-latek, kiedy napotka przeszkodę, chociażby na rozmowie kwalifikacyjnej o pracę, czy na studia– nie daje sobie rady – tłumaczy Agnieszka Tartir dodając, że coraz częściej zdarza się, że dzwonią do niej rodzice chcący umówić swoje dziecko na wizytę u terapeuty, bo obawiają się, ze syn czy córka ma depresję. - Pytam wtedy: „No dobrze, a ile córka czy syn ma lat”. Okazuje się, że 27 albo i 30. Proszę wtedy, by rodzic przekazał numer telefonu do mnie, by to dorosłe dziecko samo się umówiło – opowiada terapeutka. – Można pokusić się o wniosek, że skoro rodzic umawia dziecko na terapię, to pytanie, ile jeszcze rzeczy załatwia w jego imieniu?
Pokolenie NEET-sów mówi: „Nie pójdę do pracy za 1200 złotych” i faktycznie to jest świetna wymówka, żeby do pracy nie pójść wcale. Można ich posądzać o arogancję o lenistwo, o roszczeniowość. Natomiast problem tkwi zupełnie gdzie indziej. - Jeśli ktoś ma rozwinięte poczucie własnej wartości, wie, ile jest wart, to nie będzie mieć problemu, by pójść sprzątać domy, bo on się czuje wartościowy – tłumaczy psychoterapeuta Agnieszka Tartir. – Jeśli ja się czuję wartościowa, to nawet z wyższym wykształceniem mogę iść i zamiatać ulice, bo ja znam swoją wartość. I to, że ktoś mnie zobaczy z miotłą w ręce mojej wartości nie umniejszy. Przyglądając się zjawisku, o którym mowa, trzeba podkreślić, że NEET-si umiejscawiają poczucie własnej wartości na zewnątrz, nie w środku. Żyjemy w narcystycznych czasach, ale musimy pamiętać, że narcyz to nie jest osoba, która zawsze ma super mniemanie o sobie, narcyz to ktoś, kto przegląda się w innych ludziach, w ich oczach szuka zachwytu nad sobą. I jeśli mam narcystyczną osobowość i ktoś mnie widzi zamiatającą ulicę, to moim zdaniem widzi mnie słabą, a jeśli zarabiam 10 tysięcy złotych, to zupełnie inaczej wyglądam w oczach innych. Dopiero wtedy mogę czuć się świetnie.
Agnieszka Tartir zwraca uwagę, że pokolenie NEET-sów to ci ludzie, którzy wywodzą się z modelu wychowawczego zwanego bezstresowym wychowaniem. – Teraz mówimy, że dzieciom powinno się stawiać granice, a 20-latkowie wychowywani byli w przeświadczeniu, że dzieciom wszystko można, że wszystko im się należy, że są świetni i wspaniali nawet wtedy, gdy nic nie robią- tłumaczy.
Ich życie jest wirtualne
Charakterystyczną rzeczą dla NEET-sów jest życie w wirtualnym świecie. Spędzają czas ze wzrokiem utkwionym w ekranach telefonów, czy komputerów. To pokolenie, które ucieka w gry komputerowe, bo one oszukują nasz mózg. - Dawniej człowiek chcąc mieć poczucie, że coś zrobił, wychodził na dwór, kopał ogródek, naprawiał samochód, pomalował sobie mieszkanie, kobiety wekowały owoce, warzywa. Na tym poziomie nasz mózg nie do końca odróżnia rzeczywistość od fikcji. My możemy się napracować, czuć, że dużo zrobiliśmy w pracy, bo spięliśmy jakiś projekt, przyjęliśmy pacjentów, nauczyliśmy uczniów. Jednak, by osiągnąć to zadowolenie, równie dobrze możemy pograć w wirtualną farmę, gdzie karmimy kury, doimy krowy. Tym wirtualnym światem karmimy nasz mózg oszukując go, bo on każdą wygraną w grze, przejście na wyższy poziom odczytuje jak osiągnięcie sukcesu, wygrana, ale gdy realnie się temu przyjrzymy, to przecież sukcesu brak. Nasz mózg idzie na skróty, ma poczucie satysfakcji, ze coś zrobiliśmy, coś wygraliśmy. Tyle tylko, że małym wysiłkiem. To nam wystarcza do dobrego samopoczucia.
Czy wyuczona w dzieciństwie bezradność, nadopiekuńczość rodziców będzie sprawiać, że pokolenie NEET-sów będzie się powiększać? Pewnie tak. Warto jednak, by rodzice mieli świadomość na jakiego dorosłego wychowują swoje dziecko? Czy chcą widzieć w przyszłości niezależnego, samodzielnego i radzącego sobie z porażkami młodego człowieka. Czy może prowadzić go dosłownie za rękę również w dorosłym życiu? Myślę, że to pokolenie, które wyrasta z modelu bezstresowego wychowania, gdzie dzieci mogły wszystko, wszystko im się należało, konfliktów się nie rozwiązuje, bo najlepiej, żeby ich nie było, jak coś nie wychodzi, to brawo, nic się nie stało, nie jest to adekwatne do sytuacji.