Palacze zmieniają nawyki. Podgrzewacz może stać się świetną alternatywą
Palenie papierosów to dla jednych przekleństwo, dla innych sposób na spędzanie czasu, zabicie nudy, a nawet pomoc w zawieraniu kontaktów. Śmierdzący dym jest niewątpliwie źródłem wielu kłótni, zwłaszcza gdy w domu pali jedna osoba, a zapach wgryza się w ubrania czy meble. Monika przekonała się, że można to zmienić.
28.09.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Biorąc pod uwagę coraz liczniejsze obostrzenia i ograniczanie przestrzeni, w których można dziś palić, coraz mniej Polaków deklaruje nałogowe palenie, jak wynika z badań CBOS z lipca 2019 r. 26 proc. Polaków – to najniższy wynik w historii. Rośnie także liczba osób, które nie chcą przebywać w towarzystwie palaczy, to aż 58 proc. ankietowanych.
Dlatego znaczna część ludzi zmienia dziś swoje nawyki albo… sięga po inne rozwiązania.
I tak zrobiła też Monika. 26-latka z Gliwic od lat prowadziła otwartą wojnę z rodzicami, którzy są absolutnymi przeciwnikami palenia. Ciągle słyszała o tym, że dziewczynie nie wypada palić, że tylko smród z tego, żółte dłonie i nieświeży oddech. Zwłaszcza mama miała wyczulony na to nos. Gdy więc na polskim rynku pojawiły się podgrzewacze tytoniu, Monika postanowiła sprawdzić, czy takie rozwiązanie będzie dla niej lepsze.
Młoda mężatka mieszkała w rodzinnym domu z rodzicami, i szczerze powiedziawszy, nie chciała już dłużej słuchać kłótni. – Koleżanka w pracy zaczęła przychodzić z takim eleganckim złotym podgrzewaczem. Zaczęłam czytać na ten temat i przyznam, że zrobiło na mnie wrażenie to, że te podgrzewacze nie wydzielają zapachu i popiołu, a mało tego, jak nie ma spalania, to nie ma i tego dymu, który tak wkurzał matkę. I co najważniejsze, okazało się, ku mojemu zdumieniu, że nie ma także substancji smolistych, a to one w sumie odpowiadają za choroby, na które zapadają palacze – wyjaśnia Monika.
Dość szybko rodzice zauważyli różnicę. –Tata nawet myślał, że rzuciłam palenie, bo już i dłonie nawet były inne – śmieje się 26-latka. – Chciałam ich trochę powkręcać, ale któregoś dnia zauważyli, że noszę jakieś pudełeczko ze sobą i zapytali, co to jest. Byli dość zaskoczeni, bo nie wiedzieli o takim rozwiązaniu. Tata nawet zaczął doczytywać, że podgrzewacze tytoniu glo™ zawierają o 95 proc. mniej substancji toksycznych niż papierosy, a to dzięki temu, że te wkłady tytoniowe podgrzewane są do temperatury niższej niż 300˚C (glo – 240˚C, papieros – 900˚C – przyp. red.).
Dzięki temu nastąpił spokój w rodzinie. Monika nie zrezygnowała ze swojego nałogu, dla niej to właśnie cała procedura palenia była najważniejsza, traktowała ją jak rytuał. Rodzice z kolei uspokoili się, gdy w domu przestało śmierdzieć, a i mieli poczucie, że ich córka, pomimo tego że pali, to chociaż zadbała o swoje zdrowie, by ograniczyć skutki uboczne.
Podobną opinię ma polski naukowiec, prof. Andrzeja Sobczak z Wydziału Farmaceutycznego z Oddziałem Medycyny Laboratoryjnej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, który mówi: - Wszystko, co pomaga przejść z papierosów tytoniowych na alternatywne, mniej szkodliwe formy dostarczania nikotyny, powinno być promowane jako strategia redukcji szkód wywołanych tytoniem.
Na całym świecie trwa walka o to, by produkty bezdymne zastąpiły papierosy. Wszystko w ramach tzw. polityki redukcji szkód, czyli zmniejszenia ryzyka związanego z używaniem wyrobów tytoniowych. Celem jest, aby do 2025 r. 40 mln palaczy zrezygnowało z papierosów na rzecz produktów bezdymnych.
Zaznaczyć jednak trzeba, że zatwierdzenie produktów bezdymnych do sprzedaży, nie jest równoznaczne z polecaniem. Każdy powinien pamiętać o szkodliwości zarówno samych papierosów, jak i podgrzewaczy, których używanie nie jest wolne od ryzyka.
- Oczywiście nie ulega wątpliwości, że tytoń uzależnia i jest szkodliwy dla zdrowia. Trzeba jednak mieć świadomość, że nie żyjemy w świecie idealnym i używki, tak czy inaczej, będą obecne w życiu wielu ludzi. Dlatego warto realnie – a nie tylko deklaratywnie - minimalizować ich skutki. Oczywiście najłatwiejszą i najpopularniejszą drogą są zakazy i ograniczenia, natomiast odrębnym pytaniem jest ich skuteczność i realny pozytywny wpływ na życie ludzi. Czy jedne - zakazane - wyroby nie zostaną zastąpione innymi np. z szarej strefy czy przemytu – mówi w rozmowie z WP Kobieta dr Dawid Piekarz, wiceprezes Instytutu Staszica.
- Dlatego tam, gdzie nie da się skłonić konsumentów do rzucenia używania tytoniu, warto myśleć o realnym ograniczaniu jego szkodliwych skutków (harm reduction) - a drogą do tego jest m.in. zastępowanie produktów bardziej szkodliwych mniej szkodliwymi, których mniejsza szkodliwość jest udowodniona rzetelnymi i bezstronnymi badaniami naukowymi. Dlatego konsumenci powinni mieć dostęp do takich właśnie badań i ich wyników, aby zmieniać lub kształtować swoje nawyki – dodaje.