Pani Kasia przez 10 lat pracowała w domu dziecka. Jednej sytuacji nigdy nie zapomni
Kasia przez 10 lat pracowała jako pielęgniarka w sierocińcu. Opiekowała się tam zaniedbanymi dziećmi. Niektóre nigdy wcześniej nie korzystały z prysznica, ani toalety. W rozmowie z WP Kobieta wyjaśnia, dlaczego dom dziecka może być dla nich wybawieniem.
10.12.2019 | aktual.: 11.12.2019 18:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kasia 3 lata temu zakończyła pracę pielęgniarki w domu dziecka w małym mieście. W rozmowie z WP Kobieta opowiedziała, że rodzicom prawie wszystkich dzieci, które trafiły do placówki, odebrano prawa rodzicielskie. W sytuacji, w której dochodzi do śmierci dwojga rodziców, opiekę nad nimi przejmują dalsi krewni. Często demonizowane w książkach i filmach sierocińce, w rzeczywistości są wybawieniem dla dzieci uciekających z prawdziwego piekła.
Brudne, głodne i zawszone
Dzieci przyjeżdżają do placówek w okropnym stanie. Olbrzymi problem stanowi higiena. – Niektóre z nich nigdy w życiu nie myły zębów i nie korzystały z prysznica. Trzeba było krok po kroku uczyć wychowanków podstaw higieny. To należało do moich obowiązków – mówi Kasia.
Pierwszym uczuciem, które towarzyszyło pielęgniarce na widok skrajnie zaniedbanych dzieci, było współczucie. Nowi wychowankowie przyjeżdżali do placówki w brudnych, przepoconych ubraniach. Nawet ze znacznej odległości czuło się od nich intensywną woń porównywalną do zgnilizny. Pierwszą czynnością po przyjeździe było sprawdzanie głów. Zdecydowana większość była zawszona i trzeba było działać szybko, by nie zarazić reszty.
– Razem z wychowawcami wpajaliśmy dzieciom nowe nawyki. Na każdym kroku przypominaliśmy im o myciu rąk oraz zębów. W skrajnych przypadkach tłumaczyliśmy, jak korzystać z ubikacji i pilnowaliśmy, aby nikt nie załatwił się pod ścianą – wspomina pielęgniarka. – W budynku jest tzw. magazyn, w którym znajdują się ubrania, przybory szkolne, kosmetyki i szczoteczki do zębów. Za ich przydział odpowiedzialny jest wychowawca, ale cały personel dokłada wszelkich starań, by dzieciom niczego nie zabrakło – dodaje.
Różne grupy wiekowe
Dom dziecka w Bartoszycach obejmuje dwa budynki. W okresie, gdy pracowała tam Kasia, w placówce przebywało około 250 dzieci. W pierwszym budynku mieszkały dzieci od lat trzech, a drugi zajmowała młodzież w wieku nastoletnim. Najmłodsi śpią na jednej, dużej sali, a młodzież może cieszyć się prywatnymi pokojami.
– Pilnowaliśmy, aby małe dzieci nie kontaktowały się z młodzieżą, co było najlepszym rozwiązaniem, bo nastolatkowie dokuczaliby maluchom. Teraz czasy się zmieniają, dotacje są coraz większe, dzięki czemu dużo starszych dzieci ma samodzielne pokoje, a co za tym idzie, więcej prywatności. Wyjątek stanowi rodzeństwo. Nie rozdzielaliśmy rodzin – opowiada Kasia.
Psycholog dr Aleksandra Piotrowska przyznaje, że dzieciom, które trafiają do sierocińca, często towarzyszy silne poczucie krzywdy. – Czują się poszkodowane, choć ich dotychczasowe życie wcale nie wyglądało jak bajka. Mogą być skupione na krzywdzie, a odmienne otoczenie dodatkowo oczekuje od nich nowych zachowań związanych np. z higieną osobistą lub przestrzeganiem porządku – mówi ekspertka.
Dzieci bardzo różnie reagują na nowe środowisko. – Na początku większość jest wystraszona. Zmianę otoczenia najbardziej przeżywają najmłodsi. Pochodzą ze złego środowiska i raptem wchodzą do domu, w którym wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Zyskują dostęp do rzeczy, których wcześniej nie miały, co korzystnie wpływa na ich samopoczucie. Tu mają zabawki, jedzenie, świeżą pościel, czyste ubrania. Szybko się adaptują – zauważa Kasia.
Bardziej problematyczna bywa młodzież, która lubi się buntować przed wykonywaniem czynności dla nas tak oczywistych, jak chociażby codzienna zmiana odzieży. – Im jesteśmy starsi, tym bardziej utrwalone są nasze nawyki – wyjaśnia dr Piotrowska. – Przez lata nauczyliśmy się wykonywania danej czynności w określony sposób, więc teraz trudniej nam zmienić przyzwyczajenia – stwierdza psycholog.
Zdarza się, że rodzice, którzy zaniedbują swoje dzieci, otrzymują szanse od konkretnych instytucji na poprawę swojego postępowania. Jeżeli jednak mijają kolejne miesiące lub lata, w których zmiany nie następują, zwlekanie z interwencją może wyrządzić krzywdę dzieciom. Psycholog zwróciła uwagę na fakt, że w naszych warunkach dzieci starsze zdecydowanie rzadziej znajdują rodziców adopcyjnych. Polacy najchętniej adoptują niemowlęta.
Dzieci alkoholików rozpoznaje po twarzy
Kasia w swojej karierze wielokrotnie miała do czynienia z osobami cierpiącymi na Alkoholowy Zespół Płodowy. Dzieci z tą przypadłością rozpoznaje bez trudu. – One mają małe twarze, jakby okrągłe, malutkie oczka i noski. To specyficzna uroda – mówi pielęgniarka.
Chociaż do domu dziecka w Bartoszycach nie przyjmuje się dzieci niepełnosprawnych umysłowo, trudne doświadczenia odcisnęły piętno na psychice wielu wychowanków. – Dzieci, które trafiają do sierocińca z bardzo zaniedbujących rodzin, często mają nieprawidłowy wzorzec relacji z rodzicami. Paradoksalnie, one często przejawiają niechęć do bliskości w stosunku do osób, które dobrze znają, jednocześnie dosłownie rzucając się w ramiona obcych – podkreśla psycholog. – Naiwna otwartość wobec innych naraża je na kłopoty – dodaje.
Edukacja seksualna w domu dziecka
Różne aspekty okresu dojrzewania nie są w domu dziecka tematem tabu. Kasia starała się zadbać o edukację młodzieży, również seksualną. – Zaprosiłam do placówki ginekologa, który przeprowadził z dziewczynkami specjalne zajęcia edukacyjne. Tłumaczył im, na czym polega proces dojrzewania, uczył o cyklu menstruacyjnym i antykoncepcji. Dziewczynki miały dostęp do środków higienicznych, podpasek. Niczego im nie brakowało – opowiada pielęgniarka.
W drugim budynku, przeznaczonym dla starszych dzieci, nie zabrakło również młodych par. Jedna szczególnie zapadła Kasi w pamięci. – Oboje byli troszkę opóźnieni. Nie mogę jednak nazwać ich upośledzonymi, pokończyli szkoły podstawowe i byli w miarę samodzielni – wspomina Kasia.
Problem pojawił się, gdy dziewczyna zaszła w ciążę. Dbanie o zdrowie dzieci należało do obowiązków Kasi. W razie potrzeby woziła wychowanków do lekarzy specjalistów. Podobnie było w tym przypadku. Ciężarna dziewczyna regularnie odwiedzała ginekologa, a gdy urodziła dziecko, pielęgniarka zawiozła ją do domu samotnej matki w sąsiednim, większym mieście.
– Miała zostać tam z dzieckiem, ale szybko uciekła, zostawiając maleństwo. Wróciła do chłopaka. Siostry dzwoniły, aby po nie przyjechać. Niemowlę nie mogło zostać w domu dziecka, ale na szczęście szybko zostało adoptowane.
Kasia wielokrotnie widywała swoją wychowankę, gdy ta już wyszła z domu dziecka. Dziewczyna wciąż była w związku z tym samym chłopakiem. Para miała kolejne dzieci.
– Mogło być tak, że w tym chłopcu ulokowała wszystkie nadzieje na to, że nie będzie sama. Mogła uwierzyć, że ma w końcu kogoś, komu na niej zależy – przypuszcza psycholog dr Aleksandra Piotrowska. – Niewykluczone, że rozstanie przeżyła tak mocno, że przeważyło ono nad chęcią bycia z dzieckiem. Tak naprawdę, w większości przypadków przywiązanie do dziecka nie powstaje w momencie narodzin, ale tworzy się z czasem – zapewnia.
Im szybciej trafią do domu dziecka, tym lepiej
Kasia przyznaje, że małe dzieci mają większą szansę na zalezienie nowego, szczęśliwego domu. Pracownicy opieki społecznej przeprowadzają kontrole, podczas których muszą również sprawdzić, w jakim stanie są dzieci. Bywa również, że odpowiednie służby wzywają zaniepokojeni sąsiedzi. Do takich sytuacji dochodzi jednak rzadziej.
– Dzieci zabiera opieka społeczna, która kontroluje, co dzieje się u wskazanych rodzin. Jeżeli rodzina udaje się do ośrodka pomocy społecznej i chce pobierać konkretne świadczenie, często prowadzi się nad nimi nadzór. Jak pracownicy opieki społecznej przychodzą na kontrolę, muszą sprawdzać, w jakim stanie są dzieci. Bywa też, że sąsiedzi zadzwonią w sytuacji, gdy dzieci są brudne, głodne i proszą ich o kanapkę – tłumaczy Kasia.
Niestety, sąsiedzi nie zawsze reagują, co nie musi wynikać z ich obojętności. – W naszych warunkach kulturowych panuje przeświadczenie, że nie należy się wtrącać w sprawy obcej rodziny. Na szczęście to przekonanie w ostatnich lata ulega osłabieniu. Coraz częściej zgłaszane są akty przemocy – zauważa psycholog. – Drugi powód jest taki, że ludzie nie są pewni, czy ich podejrzenia są na pewno uzasadnione. Nie chcą podejmować działań krzywdzących dla rodzin, a nie zadają sobie tyle trudu, żeby szukać potwierdzenia swoich podejrzeń – zauważa.
Problemem jest również to, że ludzie czasami nie wiedzą, gdzie i komu przekazywać informacje o nadużyciach. O ile w kwestii ewidentnej przemocy wobec dzieci sąsiedzi najpewniej wezwaliby policję, o tyle z zaniedbaniami mogą mieć już problem. – Często nie wiedzą, do kogo zgłosić sprawę i nie chcą włożyć w to tyle wysiłku, aby zgłębić temat. Ponadto obawiają się, że zostanie im przypisana łatka donosicieli. Mogą również bać się zemsty. Nikt nie wie, jak postąpi sąsiad. Może chcieć porysować nam samochód albo uszkodzić mienie, a my, Polacy, mamy bardzo zakorzenione poczucie, że z władzą nie należy zbyt blisko współpracować – stwierdza.
Świadkowie przemocy lub zaniedbań wobec dzieci mogą zgłosić sytuację dzwoniąc na policję lub na bezpłatną Niebieską Linię – Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie. Numer telefon to 22 668 70 00.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl