Patostreaming nie do zatrzymania? "Problem jest w ograniczonej świadomości ludzi"
- Na początku możemy pomyśleć, że wszystko dzieje się przez chęć zdobycia uznania i "lajków", ale to spore uproszczenie. Problem jest w ograniczonej świadomości ludzi co do tego, co jest dobre, a co jest złe. I to na wielu poziomach - mówi o patostreamingu dr Konrad Maj, psycholog społeczny.
22.03.2023 | aktual.: 22.03.2023 21:53
Dziesięć milionów. Tylu użytkowników ma w Polsce jedna z najpopularniejszych obecnie platform społecznościowych - TikTok. To właśnie tam kilka dni temu miał miejsce tzw. patostreaming, który mógł zakończyć się tragedią. Konto, z którego był prowadzony, istniało od ok. roku.
Regularnie pojawiały się na nim treści o charakterze przemocowym. Ojciec popychający siedmiolatka, krzyczący mu prosto w twarz: "no i co, k****?" organizował libacje alkoholowe, w których chłopiec brał udział. Na wszystko patrzyła jego matka, która nigdy nie reagowała. Do momentu tego jednego nagrania.
Mężczyzna osunął się na siedmiolatka i przycisnął go do kanapy. Zaczął go dusić. Po chwili słychać było przeraźliwe krzyki dziecka, które próbowało się uwolnić. Do tego słowa jego matki: "może w końcu będzie święty spokój". Kiedy mężczyzna puścił chłopca, ten ledwo mógł złapać oddech. Dopiero wtedy matka udzieliła pomocy dziecku.
Rodzicom siedmiolatka postawiono zarzuty
Nagranie, które pojawiło się na TikToku, trafiło do Biura Obrony Praw Dziecka. Następnie do Komendy Głównej Policji i Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości. Prokurator Waldemar Łubniewski z Prokuratury Okręgowej w Sosnowcu poinformował, że policja zatrzymała rodziców chłopca, którym postawiono zarzuty znęcania się nad osobą nieporadną ze względu na wiek. Grozi im do ośmiu lat więzienia.
Z każdej strony pojawiają się jednak pytania: czy można było zareagować wcześniej i ochronić chłopca? Podkom. Bartłomiej Osmólski, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Dąbrowie Górniczej ujawnił w rozmowie z WP Parenting, że lokalna policja już w połowie lutego otrzymała anonimowe zgłoszenie z nagraniem rodziny, które wskazywało na to, że dochodzi tam do przemocy. Oznajmił, że policjanci starali się do niej dotrzeć, ale uniemożliwiał im to brak adresu IP. Na zgłoszenia o nadużyciach nie zareagował też niestety sam TikTok.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Treści zaprezentowane na koncie są działaniami zakazanymi na platformie"
"Zgłaszałam tyle razy i TikTok nic nie robił", "Super, w końcu. Ile razy zgłaszałam ich profil i TikTok nie reagował. W końcu sami się doigrali. A moderatorki blokowały każdy nieprzychylny komentarz" - to zaledwie dwa z wielu komentarzy, jakie mogliśmy przeczytać w mediach społecznościowych w związku z zatrzymaniem rodziców chłopca.
Wirtualna Polska skontaktowała się w tej sprawie z przedstawicielem TikToka w Polsce, Communication Managerem CE Piotrem Żaczko. Otrzymaliśmy informację, że "platforma podjęła natychmiastowe działania we współpracy z działem bezpieczeństwa TikToka".
"Treści zaprezentowane na koncie 't********* r*******' są działaniami zakazanymi na platformie. Bezpieczeństwo osób niepełnoletnich jest naszym priorytetem. Nie zezwalamy na publikowanie treści, które mogłyby narazić młodzież na wykorzystywanie lub szkody psychiczne, fizyczne lub rozwojowe. Obejmuje to materiały związane z wykorzystywaniem osób niepełnoletnich, zastraszaniem, niebezpiecznymi działaniami czy tematami wyraźnie przeznaczonymi dla dorosłych takimi jak spożywanie alkoholu, tytoniu, narkotyków czy innych substancji psychoaktywnych. W sytuacji, gdy życie ludzkie jest konkretnie, wiarygodnie i bezpośrednio zagrożone lub istnieje groźba spowodowania poważnego uszczerbku na zdrowiu, zgłaszamy taką sytuację odpowiednim organom ścigania" - przekazano nam w wiadomości mailowej.
"Obecnie wprowadzamy nowy system weryfikacji kont. W przypadku poważnych nadużyć, wynikających z nowych Zasad Społeczności, użyjemy bezwzględnych środków w kierunku właściciela konta - zablokujemy nie tylko profil, na którym zostały opublikowane niedozwolone treści, ale też wszystkie pozostałe konta należące do tej samej osoby - na stałe" - poinformował Piotr Żaczko.
Zobacz także: Wideo patostreamerów niesie się w sieci. "Gdzie byli rodzice", pytają zdziwieni eksperci
"Ciężko stwierdzić, czy można to zatrzymać"
Streamingi w mediach społecznościowych nie są tak naprawdę żadną nowością. Z roku na rok stają się jednak coraz bardziej niebezpieczne. Dlaczego? Dr Konrad Maj, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS i kierownik Centrum Innowacji Społecznych i Technologicznych HumanTech, tłumaczy, że wpływ na to mają nie tylko social media.
- Na początku możemy pomyśleć, że wszystko dzieje się przez chęć zdobycia uznania i "lajków", ale to spore uproszczenie. Problem jest w ograniczonej świadomości ludzi co do tego, co jest dobre, a co jest złe. I to na wielu poziomach. Ludzie nie widzą problemu, gdy robią coś niewłaściwego czy nawet są biernymi świadkami. Nie dostrzegają nagrywając go, a następnie zamieszczając w sieci. Nie zdają sobie sprawy z tego, że jeżeli wrzucą coś do internetu, ciężko będzie im to później usunąć. Niestety, ekscytacja i brak standardów etycznych tłumią właściwą ocenę postępowania i możliwych konsekwencji związanych np. z postępowaniem karnym - mówi.
- Patologia, którą widzimy w sieci, jest tylko małą częścią tego, co dzieje się wokół nas. Zastanówmy się, ile z nich nie jest nagrywanych albo są nagrywane i szybko kasowane, przez co nie zdążą nawet do nas dotrzeć. To bez wątpienia wierzchołek góry lodowej, który nie jest związany jedynie z mediami społecznościowymi, ale przede wszystkim ze stanem świadomości naszego społeczeństwa i panującymi w nim normami i postawami - dodaje w rozmowie z Wirtualną Polską.
Jego słowa potwierdza dr hab. Dominik Batorski, socjolog i data scientist z Uniwersytetu Warszawskiego.
- Dziś ze streamingów "na żywo" wycinane są najczęściej krótkie filmiki, urywki tych streamingów, w których pojawia się to, co było w nich "najciekawsze". A czy tego chcemy czy nie, treści, które są kontrowersyjne, które budzą w nas duże emocje, zawsze przyciągają największe zainteresowanie. Dzięki nim spędzamy na danej platformie więcej czasu, a taki jest właśnie tego cel. I tak też działają algorytmy. Pokazują nam treści, które mają nas "przytrzymać" - oznajmia ekspert.
- Ciężko stwierdzić, czy można to w jakikolwiek sposób zatrzymać. Są platformy, które faktycznie usuwają treści, przy których jest dużo zgłoszeń. Ale są też takie, które niewiele z tym robią, a sam przycisk "zgłoś" ma jedynie sprawić, że użytkownicy poczują się lepiej, że posiadają taką opcję - wyjaśnia dr hab. Dominik Batorski.
"To jak swoista rywalizacja. Walka o uwagę"
Dlaczego są jednak osoby, które publikują takie treści w internecie? "Transmitują na żywo" przemoc? Dlaczego są takie, które to oglądają? Jak twierdzi dr Maj, finalnie wszystko sprowadza się do nas samych.
- Są ludzie, którzy potrzebują sceny. Mają ją dzięki temu, że mogą publikować w sieci w zasadzie co tylko chcą, kiedy chcą. Zdobywają polubienia i komentarze, które zachęcają ich do tego, aby publikowali jeszcze więcej takich treści. W związku z czym te treści stają się coraz bardziej ekstremalne. Publikowanie różnych obrzydliwości, jak np. wymiotowanie, czy różnych zachowań ryzykownych, jak szybka jazda po mieście, może już nie wystarczyć do uzyskania "sławy". Dlatego pojawiają się filmiki pokazujące np. znęcanie się nad dzieckiem czy psem. Próbujemy coraz bardziej szokować świat, przekraczając kolejne granice. To jak swoista rywalizacja. Walka o uwagę - zauważa.
- Dlaczego to oglądamy? Ewolucyjnie jesteśmy zaprogramowani, by oglądać wszelkie zło na świecie. Chcemy wiedzieć, jaką ma twarz. Chcemy je lepiej poznać. Samo oglądanie nie oznacza jednak automatycznie akceptacji. Możemy coś oglądać, ale się z tym nie zgadzać. Liczba wyświetleń danego nagrania nie zawsze musi oznaczać, że komuś się to podoba i takie zachowanie popiera - wyjaśnia.
W rozmowie z Wirtualną Polską dr Konrad Maj podsumowuje, że jedyną opcją na zminimalizowanie zjawiska patostreamingu są jego zdaniem edukacja, uświadamianie, ale i konsekwencje.
- Edukacja od najmłodszych lat. Pokazywanie konsekwencji prawnych i uświadamianie, że swoją potrzebę kreatywności można realizować w inny, bardziej pozytywny sposób. Młodym ludziom trzeba tworzyć do tego warunki i wsłuchiwać się w ich potrzeby - mówi.
Za patostreaming mogą grozić zarówno konsekwencje cywilne, jak i prawne. W artykule "Patostreaming - charakterystyka i prawne konteksty zjawiska" D. Bek i M. Kociołek czytamy m.in, że: "Patostreamer, który nagrywa kogoś bez jego zgody, zdradza bez zezwolenia jego dane osobowe, obraża go, uderza, nachodzi w mieszkaniu czy ogranicza swobodę poruszania się, narusza dobra osobiste i naraża się na odpowiedzialność cywilną".
Gdy idzie natomiast o prawo karne: "Patostreamerzy narażają się na odpowiedzialność represyjną za różne czyny zabronione: od wykroczeń, takich jak używanie wulgaryzmów w miejscu publicznym 44 (art. 141 Kodeksu wy kroczeń) czy promowanie alkoholu w niedozwolony sposób (art. 45 2 Ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi), poprzez czyny przeciwko mieniu (np. zniszczenie mienia z art. 288 k.k.47 oraz 124 i 126 k.w.) (...) Aż do przestępstw z użyciem przemocy (np. przemoc na tle dyskryminacyjnym – z art. 119 k.k.; wymuszenie – z art. 191 k.k.; znęcanie się – z art. 207 k.k.; spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – z art.156 k.k.; czy udział w bójce lub pobiciu – z art. 158 k.k.) i przestępstw seksualnych (np. publiczne prezentowanie treści pornograficznych – z art. 202 k.k.; a nawet obcowanie płciowe z osobą małoletnią poniżej lat 15 – z art. 200 k.k.)" - zauważają autorki.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.