Blisko ludziPaweł Sitarz jest prywatnym kucharzem. Restauracyjne dania przyrządza w domowych kuchniach

Paweł Sitarz jest prywatnym kucharzem. Restauracyjne dania przyrządza w domowych kuchniach

Paweł Sitarz pracuje jako prywatny kucharz
Paweł Sitarz pracuje jako prywatny kucharz
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Katarzyna Pawlicka
07.05.2021 15:14

Paweł Sitarz jest kucharzem. Gdy w czasie pierwszego lockdownu zamknięto restaurację, w której pracował, wrócił do rodzinnego Chrzanowa. Tam zrodził się pomysł, by wypiekać chleby i gotować dla ludzi w ich domach. Profesjonalną kuchnię zastąpił tymi prywatnymi i nie wyobraża sobie powrotu na stałe. - Przewagą prywatnej kolacji jest indywidualne podejście i spersonalizowane menu – mówi w rozmowie z WP Kobieta.

Katarzyna Pawlicka, WP Kobieta: Mówiąc o twojej działalności, mogę używać sformułowania "mobilny kucharz"?

Paweł Sitarz: Myślę, że tak. Trochę już tych kuchni zwiedziłem i mam nadzieję, że zwiedzę ich jeszcze więcej. Każda z nich jest w innym miejscu – w domach moich klientów.

Skąd zatem pomysł, by zostać mobilnym kucharzem?

Jest to dość ciekawa historia z pandemicznym wątkiem w tle. Przed pandemią byłem kucharzem w warszawskiej restauracji Bez Gwiazdek. Podczas pierwszego lockdownu, gdy cała gastronomia została zamknięta, pojechałem do rodzinnego domu w Chrzanowie – w założeniu na dwa tygodnie. Sytuacja się nie zmieniała, a dwa tygodnie zamieniły się w trzy miesiące. Szybko zrozumiałem, że nie potrafię i nie chcę siedzieć bezczynnie, więc zacząłem wypiekać chleby. Rozdawałem je rodzinie i znajomym, a kiedy spotkały się z bardzo ciepłym przyjęciem, postanowiłem rozszerzyć działalność o bułki, chałki i foccacię, która, powiem nieskromnie, w Warszawie doczekała się już swojej legendy – wszystkim bardzo smakuje.

Ale od wypiekania pieczywa do prywatnych kolacji jeszcze daleka droga…

W międzyczasie założyłem firmowy profil na Instagramie, a informacja o moim pieczywie poszła w miasto. Każdy dzień zaczynałem wcześnie rano od uruchomienia piekarnika i robota. Piekłem, a pod dom podjeżdżali klienci po odbiór zamówień. Właśnie reakcja ludzi, kontakt z nimi, informacje zwrotne, że wszystko smakuje spodobały mi się najbardziej. Stwierdziłem, że miło byłoby przenieść taką działalność do Warszawy. Miałem jednak przeczucie, że same wypieki to jednak trochę za mało, żeby oczarować mieszkańców stolicy. Wtedy wpadłem na pomysł, by zostać prywatnym kucharzem i robić kolacje w domach klientów. Oczywiście, udoskonalając je o moje wypieki.

Początki były trudne?

Tak, ale postanowiłem zaryzykować i sprawdzić, czy znajdą się ludzie zainteresowani moją działalnością. Cały wrzesień przesiedziałem przed komputerem, wysyłając propozycję barterową: kolacja w zamian za udostępnienie informacji w mediach społecznościowych. Na setki maili otrzymałem garstkę odpowiedzi, ale tylko jedna miała realne przełożenie na moją dzisiejszą pozycję. Szansą okazała się być wiadomość zwrotna od Natalii Szroeder i Kuby Grabowskiego. Akurat wtedy szukali takiego rozwiązania na stałe. Od tamtej pory dbam o ich codzienne menu.

Po pandemii zamierzasz zawiesić działalność i wrócić na etat do restauracji?

Zdecydowanie nie. Chciałbym kontynuować dotychczasową działalność. Chociaż marzę, żeby dalej się rozwijać, korzystać ze staży w różnych miejscach, by czerpać wiedzę od najlepszych szefów kuchni. Jednak już bez etatu, stałego przywiązania do jednego miejsca.

Czym różni się gotowanie w restauracji od gotowania dla klienta w domu?

Gotując w domu nie jestem tajemniczym kucharzem zza ściany. Pracując w restauracji nie miałem pewności, czy gościom smakowało to, co akurat ja przygotowałem. Podziękowania przekazywali nam kelnerzy. Podczas kolacji prywatnych relacja zawsze się nawiązuje – wiem, czy wszystko było w porządku, czy goście są zadowoleni. To naprawdę przyjemne uczucie, kiedy wychodzę z domu klientów i wsiadam do samochodu ze świadomością, że kolacja była udana. Wracam wtedy z uśmiechem i podniesioną głową.

Paweł Sitarz w trakcie pracy
Paweł Sitarz w trakcie pracy© Archiwum prywatne

Jak kolacja od prywatnego kucharza wygląda w praktyce? Kto ustala menu, kupuje produkty?

Szczegóły, takie jak termin, godzina, charakter kolacji i liczba gości ustalam wspólnie z klientem. Dopytuję także o ewentualne restrykcje żywieniowe i preferencje. Na tej podstawie ustalam menu, które zazwyczaj zatwierdza klient. Chociaż akurat w tę sobotę mam kolację, podczas której goście chcą mieć niespodziankę, więc do samego końca nie wiedzą, co dla nich przygotuję. Kupno produktów również należy do mnie, ponieważ niektóre elementy muszę przygotować wcześniej, np. je zamarynować. Mam nawet swoją zastawę, goście nie muszą więc robić właściwie nic – czekają aż zacznę częstować ich daniami.

Gotowanie za każdym razem w innej kuchni jest pewnym wyzwaniem.

Dlatego przyjeżdżam zawsze trochę wcześniej, żeby oswoić się z nowym miejscem i sprzętami. Kiedy przychodzą goście, zupełnie jak w restauracji, czekam już w blokach startowych na sygnał, że możemy zaczynać. Nie wszyscy wiedzą, że kolację przygotuje prywatny kucharz, więc są miło zaskoczeni i ciekawi, co się będzie tego wieczoru działo.

Zaczynałeś od gotowania dla muzyków czy aktorów. Czy wśród twoich klientów są też tzw. "zwykli ludzie"?

Tak się złożyło, że dzięki mojej znajomości ze wspomnianą dwójką: Natalią i Kubą, zaczęło się od ludzi rozpoznawalnych. Dzięki temu zostałem dostrzeżony i dziś gotuję dla wszystkich, którzy mają ochotę na kolację od prywatnego kucharza. Osób anonimowych jest zresztą najwięcej.

Z jakimi kosztami musi liczyć się klient, który chce skorzystać z twoich usług?

Mogę podać widełki cenowe, bo gdy mowa o kosztach, w grę wchodzi wiele zmiennych. Cena jest oczywiście ustalana przed kolacją i zależy m.in. od tego, jak daleko muszę dojechać (działam również poza Warszawą), ale także od liczby gości oraz ustalonego menu. Kameralna, wykwintna, degustacyjna kolacja w małym gronie to koszt ok. 300 złotych za osobę. Natomiast przy przyjęciu urodzinowym na kilkanaście osób, podczas którego co jakiś czas dokładam na stół nowe propozycje, a goście po prostu się częstują, mówimy o cenie ok. 180 złotych za osobę.

Dlaczego prywatna kolacja jest dobrą alternatywą dla wyjścia do restauracji?

W najbliższych dniach, gdy restrykcje zostaną poluzowane, ludzie będą pewnie mieli potrzebę wyjścia do lokalu, cieszenia się jedzeniem wśród gwaru innych gości. Ale przewagą prywatnej kolacji jest na pewno indywidualne podejście kucharza i spersonalizowane menu, dzięki któremu gospodarze i goście mogą poczuć się wyjątkowo, spełnić swoje zachcianki żywieniowe. To także duży komfort spotkania we własnym domu, w bardzo swobodnej atmosferze. Mam klientów, którym takie rozwiązanie szczególnie przypadło do gustu, dzięki czemu miałem okazję odwiedzić ich już kilkukrotnie.

Klienci nie mają obaw, szczególnie teraz – w pandemii, by wpuścić do domu obcego mężczyznę?

Każdy gość, który odważył się do mnie napisać lub wykonać telefon, musiał mieć wewnętrzną odwagę i dał mi kredyt zaufania. Dlatego rozwijam mój instagramowy profil – chcę dać się poznać jako kucharz i jako człowiek, żeby od początku zmniejszać dystans. Do niedawna kolacji faktycznie nie było zbyt dużo. Pozytywnie zaskoczył mnie maj – w tym miesiącu mam zarezerwowany każdy weekend. Myślę, że pandemia miała na to wpływ. Z drugiej strony – prywatna kolacja, podczas której jedyną obcą osobą jestem ja, wiąże się z mniejszym ryzykiem niż wyjście do restauracji, gdzie zetkniemy się z innymi gośćmi oraz pracownikami.

Taka praca wymaga od ciebie nie tylko wiedzy i talentu z zakresu kulinariów, ale także umiejętności interpersonalnych. Wielu kucharzy, których znam, ceni sobie pewną anonimowość i bezpieczną przestrzeń restauracyjnej kuchni. Bezpośredni kontakt z klientami nie sprawia ci problemów?

Na początku miałem pewne obawy, nie wiedziałem, jak sprawdzę się w takich sytuacjach. Bardzo przydało się doświadczenie z mojej poprzedniej pracy, gdzie podawałem gościom dania, które przygotowałem. Czasem dochodziło do wymiany zdań, ze stałymi klientami nawiązywałem relacje. Dzisiaj wiem, że nie mam problemów, żeby dogadać się z ludźmi – do tej pory podczas każdej z przygotowanych przeze mnie kolacji było miło i sympatycznie.

Dla wielu osób pracujących w gastronomii ostatni rok był naprawdę trudny, część straciła pracę. Tym bardziej jestem szczęśliwy i dumny, że nadal mogę spełniać się w swoim zawodzie i karmić ludzi najlepiej jak potrafię.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (82)
Zobacz także