Blisko ludziMatteo Brunetti woli schabowe od pizzy. W Polsce czuje się jak w domu

Matteo Brunetti woli schabowe od pizzy. W Polsce czuje się jak w domu

Choć nigdy nie chciał zamieszkać w Polsce, to teraz czuje się tutaj jak w domu. Matteo Brunetti, miłośnik gotowania i finalista 6. edycji "MasterChefa", robi furorę na TikToku, a jego filmiki z przepisami ogląda ponad 400 tys. osób. W rozmowie z WP Kobieta opowiada o swojej pasji do jedzenia, bliskiej relacji z mamą, a także co poczuł, gdy w środku pandemii pojechał do opustoszałego Rzymu.

Matteo Brunetti
Matteo Brunetti
Źródło zdjęć: © Instagram @matteo.brunetti.real

Justyna Piąsta, WP Kobieta: Kto zaszczepił w tobie miłość do gotowania, mama czy tata?

Matteo Brunetti: Zdecydowanie mama. To ona zawsze gotowała w domu dla wszystkich, sama ma w sobie wielką pasję do kulinariów. Poza tym cała moja rodzina we Włoszech uwielbia jeść. Są miłośnikami dobrego jedzenia, świeżych produktów. Co niedzielę spotykaliśmy się na obiedzie u babci, wspólnie dyskutowaliśmy, jedliśmy, to jest nieodłączny element naszego życia.

A mama gotowała w domu po włosku czy po polsku?

Najczęściej po włosku, ale świetnie też jej wychodzą inne dania kuchni z całego świata. Pamiętam, że mama organizowała nam w domu tygodnie z różnymi motywami kulinarnymi. Raz był tydzień hiszpański, raz grecki, a jeszcze innym razem azjatycki. Jest bardzo kreatywna, potrafi łączyć smaki i wszystko, co ugotuje, doskonale jej wychodzi.

Masz chyba taką bliską relację z mamą, prawda?

Zdecydowanie. To jedna z najważniejszych osób w moim życiu. Jest moją największą fanką i kibicem numer jeden. Gdy brałem udział w "MasterChefie", była ze mnie dumna. Oboje jesteśmy bardzo temperamentni, w domu zawsze było głośno. We Włoszech to jest typowe, że synowie i matki są ze sobą bardzo związani. Wszystko sobie mówimy, jesteśmy jak najlepsi przyjaciele. Zaczynamy rozmawiać po polsku, potem przechodzimy na język włoski i nawet nie wiemy kiedy. Dla mnie rodzina jest na pierwszym miejscu. Tak samo mam bliską relację z moim bratem, no i tatą oczywiście też. Jestem bardzo wdzięczny rodzicom za to, jak mnie wychowali. Nauczyli mnie bycia pozytywnym, otwartym na inność człowiekiem. Dzięki temu wiem, że odnajdę się w każdym miejscu na świecie, w innych kulturach. Nie czuję się ograniczony, że muszę żyć tylko we Włoszech albo tylko w Polsce. Czuję się obywatelem całego świata.

Od kilku lat mieszkasz w Polsce, czujesz się tutaj już jak u siebie? To twój drugi dom?

Tak, Polska jest moim drugim domem, a od jakiegoś czasu nawet chyba tym pierwszym. Czuję się tu coraz lepiej, swobodniej. Gdy się przeprowadziłem, brakowało mi rodziny, przyjaciół, nie miałem zbyt wielu bliskich osób, czułem się trochę samotny. Na szczęście z czasem się ułożyło, poznałem ludzi, którzy stali się moimi przyjaciółmi. Co ciekawe, gdy byłem młodszy, to mówiłem, że mogę zamieszkać wszędzie, ale nie w Polsce. To chyba wynikało z tego, że mama zawsze mnie namawiała, bym się tutaj przeniósł, bo będę mieć wiele możliwości rozwoju, a ja chciałem zrobić na przekór. Ostatecznie i tak mama miała rację. Wystarczyło, że raz przyjechałem do Polski na dłużej i już wiedziałem, że zostanę tu na dobre.

Z twojej perspektywy Polscy są otwarci czy zamknięci na obcokrajowców?

Polacy są trochę zamknięci, ale to moim zdaniem wynika po prostu z ich charakteru, a nie ze złego nastawienia do osób z innych krajów. We Włoszech ludzie są otwarci, witają się ze wszystkimi od razu, całują w policzek, obejmują. Z kolei w Polsce te początki znajomości są utrzymywane na dystans. Ja staram się przemycać trochę tego włoskiego temperamentu, jestem pozytywnie nastawiony do wszystkich. Pokazuję osobom, które narzekają i nie doceniają życia tutaj, że w Polsce jest naprawdę dobrze, że to jest piękny kraj i nawet ktoś z zagranicy może się tutaj dobrze poczuć.

Myślę, że udział w "MasterChefie" nieco ułatwił ci zaaklimatyzowanie się w Polsce. Widzowie szybko polubili wesołego Włocha, który mówi po polsku.

Coś w tym jest, że ta mieszanka polsko-włoska dobrze zadziałała. Ludzie obdarzyli mnie sympatią, a ja im się odwdzięczam tym samym. Chcę dawać rozrywkę i pozytywne emocje, bo uważam, że to wszystko do nas wraca.

Od którego z jurorów w programie najwięcej się nauczyłeś?

Chyba od Magdy Gessler. Zawsze podchodziła do mnie i pospieszała, musiałem pracować w dynamicznym tempie. Wiadomo, ja jestem Włochem, robię wiele rzeczy wolno, bo przecież mam czas, a jednak w kuchni czasami trzeba działać szybko. Poza tym Magda jest wizjonerką, wymyśla smaki, jest ekspresyjna, i przede wszystkim jest skarbnicą wiedzy na temat gotowania.

Przed programem zajmowałeś się gotowaniem na poważnie czy tylko amatorsko?

Byłem amatorem, nie pracowałem w żadnej restauracji. Gotowanie było moją pasją, czymś, co robiłem codziennie. Gotowałem dla siebie, dla moich przyjaciół, bo lubię dobrze zjeść. A udział w "MasterChefie" uświadomił mi, że jednak coś o tej kuchni wiem i bardzo uwierzyłem w siebie. To dało mi wielką wewnętrzną siłę i możliwość wybicia się w świecie kulinarnym.

No właśnie, niewielu uczestników tego show pozostało w mediach, a tobie się to udało.

Bo wszystko zależy od tego, co się chce osiągnąć i ile włoży się w to pracy. Miałem plan na siebie. Wiedziałem, że program może być dla mnie trampoliną do czegoś większego. Zainwestowałem swój czas, mnóstwo energii i dzięki temu, mogę nie tylko pracować, ale przede wszystkim robić to, co lubię. Czyli być w mediach, gotować, mówić o jedzeniu, uczyć ludzi, jak gotować po włosku.

Na Instagramie masz 60 tys. obserwatorów, ale za to na TikToku śledzi cię ponad 400 tys. osób. To imponujące liczby.

TikTok to jest bardzo ciekawa platforma. Kiedy tworzysz treści, wrzucasz filmiki, to od razu dostajesz informację zwrotną, czy ludziom się to podoba, czy może jednak trzeba coś zmienić. Ja nagrywam moje przepisy i pokazuję, jak coś ugotować krok po kroku. Kilkudziesięciosekundowy filmik potrafię tworzyć nawet półtorej godziny, a później do tego dochodzi montaż i podłożenie głosu. To wszystko wydaje się takie proste, szybkie, może nawet banalne, a w rzeczywistości zajmuje bardzo dużo czasu. Ale spełniam się w tym.

Masz autorytet kulinarny?

Tak, kilku włoskich kucharzu bardzo mi imponuje, ale nie chciałbym robić takiej kariery jak oni. To są profesjonaliści z gwiazdkami Michelin, którzy prawie całe życie spędzili w kuchni i z niej nie wychodzą. Ja bardziej odnajduję się w gotowaniu domowym, dla przyjaciół. Lubię prowadzić warsztaty, uczyć podstaw, zarażać pasją do pysznego jedzenia i opowiadać o nim. Nie marzy mi się gwiazdka Michelin. Kiedyś może otworzę knajpkę, ale z takim zwyczajnym, pysznym włoskim jedzeniem, gdzie carbonara jest bez śmietany, a pizza bez ananasa.

Twoi przyjaciele korzystają z tego, że potrafisz gotować, wpraszają się do ciebie na kolację?

To zarazem moje błogosławieństwo i przekleństwo. Kiedy ktoś potrafi gotować, to zawsze jest zapraszany do kuchni. A przyznam szczerze, że mi nie zawsze chce mi się gotować, są takie momenty, kiedy nie mam weny. Jednak, jeśli jest się wśród znajomych, to trudno nie rzucić okiem do kuchni, czegoś nie doradzić, doprawić, pomóc. Co więcej, choć ja nie jestem autorytetem w świecie kulinariów, to zauważyłem, że ludzie stresują się, gdy mam spróbować ich danie. A ja nie jestem surowym jurorem, nie wybrzydzam, wręcz przeciwnie, jem wszystko. Tak samo będę wdzięczny, gdy ktoś poda mi wykwintne danie z restauracji, jak i zwykłe domowe pierogi, schabowego czy żurek.

Kiedy ostatni raz byłeś we Włoszech? Pewnie przez pandemię nie odwiedzasz teraz zbyt często swoich bliskich.

Byłem 8 miesięcy temu w Rzymie. To było bardzo piękne, a zarazem bardzo dziwne przeżycie. Piękne, bo nigdy nie wiedziałem Rzymu tak dobrze, bez tłumów, turystów. To było coś niespotykanego. Ale z drugiej strony, właśnie to było najdziwniejsze, bo tętniące zawsze życiem miasto, stało się nagle puste, bez życia, bez gwaru. Ludzie byli smutni, przerażeni. Bali się do siebie podejść, objąć. Nie byli radośni, nie cieszyli się życiem. Wszystko przygasło. Smutno się na to patrzyło. Tam też przez długi czas był twardy lockdown, nie można było wychodzić z domów. Teraz jest już lepiej, są mniejsze obostrzenia, ale wciąż obowiązuje godzina policyjna od 22.

Gdy w Polsce otworzą się restauracje, którą odwiedzisz w pierwszej kolejności?

Na pewno nie pójdę na pizzę. Myślę, że to będzie jakieś polskie danie, może kotlet schabowy, bo uwielbiam, a potem wybiorę się na sushi, którego też dawno nie jadłem. Cieszę się, że jest perspektywa, że niedługo będziemy wracać do normy i branża gastronomiczna odżyje. Otwarcie barów i restauracji będzie wielką ulgą zarówno dla właścicieli, jak i dla klientów. Wszyscy tęsknią za tym, żeby usiąść przy stoliku, który nie jest w domu, zobaczyć innych ludzi, wypić lampkę wina, zjeść coś pysznego. Po prostu cieszyć się życiem. I ja nie mogę się tego doczekać, żeby było jak za dawnych czasów.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (233)