Pierogi lepią sporadycznie, lubią działać. Kim są współczesne gospodynie wiejskie?
- Moja babcia była w kole, mama też, więc jest to tradycja pokoleniowa - mówi Barbara Myszk-Herrmann. Ma 37 lat i jest właścicielką dwóch gabinetów kosmetycznych. Ta ładna, przedsiębiorcza kobieta i zapracowana mama pełni też funkcję prezesa Koła Gospodyń Wiejskich w Chwaszczynie.
21.11.2018 | aktual.: 21.11.2018 21:36
Ustawa z 4 października tego roku przewiduje, że po zarejestrowaniu koła gospodyń wiejskich będą mogły przyjmować darowizny, spadki i zapisy, a także korzystać z ofiarności publicznej, ale pieniądze te będą mogły przeznaczyć tylko na realizację celów statutowych, środki nie będą mogły być też dzielone między członkinie koła. Postanowiliśmy sprawdzić u źródła, co tak naprawdę zmieniają przepisy i jak wyglądają dziś współczesne gospodynie wiejskie, które czynnie udzialają się w lokalnych kołach.
Koła gospodyń wiejskich mają w naszym kraju prawie 150-letnią tradycję, nie są więc, jak myślą niektórzy, reliktem PRL-u. Resort rolnictwa obliczył, że należy do nich ok. 1 mln osób. Współczesne koła gospodyń wiejskich zajmują się tym samym, co przed laty i to jest ich główna zaleta. Ginące techniki, ludowe rękodzieło, to przecież już nie tylko domena naszych babć, ale wręcz modne hobby, którego tajniki zgłębiać chciałby niejeden zmęczony korporacją i biznesowymi meetingami trzydziestolatek.
Hygge po polsku
- Już jako młoda dziewczyna, z innymi córkami gospodyń, które były w podobnym wieku, zaczęłam się angażować. Dojrzałe kobiety zaczęły nam powierzać różne zadania. Dla nas to było świetne doświadczenie - wyjaśnia Myszk-Herrmann. - Widziałam, jak moja mama żyła kołem. Przygotowywanie do wydarzeń, turniejów, świąt, wyrosłam w tym – dodaje.
– Mamy wydarzenia wpisane na stałe do kalendarza i takie dodatkowe. Prowadzimy warsztaty technik nowoczesnych, ale też już ginących, np. wikliniarstwo. Osób znających ten fach jest już naprawdę niewiele. Robiłyśmy koszyki, chlebaki. Własnymi rękami, od A do Z stworzyłyśmy coś niepowtarzalnego i jednocześnie przydatnego w domu – mówi przewodnicząca. – To, że czegoś nie ma na wyciągnięcie ręki i trzeba włożyć w to wspólnie wysiłek, jest bardzo satysfakcjonujące – dodaje.
Pani Barbarze wierzę na słowo, bo to przecież zupełnie innego rodzaju satysfakcja niż sukcesy czysto zawodowe czy korporacyjne, gdzie wynik jest wartością nadrzędną, a nie wisienką na torcie, przyjemnym efektem ubocznym spotkania na warsztatach ze śpiewu czy kółku hafciarskim.
Myszk-Herrmann podkreśla, że jednym z najważniejszych czynników, dla którego nowe osoby przychodzą do koła, jest właśnie aspekt towarzyski. – Tęsknimy za kontaktem z drugim człowiekiem. Możliwość przebywania ze sobą twarzą w twarz i umacniania więzi jest nie do przecenienia. Mamy w swoim gronie trzydziestoparolatki. Dwudziestolatki jeszcze nie mają czasu na koło, zajmuje je pierwsza praca, potrzebują czasu na stabilizację. To naturalne – dodaje.
Miasto jest od pracy
Współczesne koła gospodyń wiejskich starają się przełamywać stereotypy. Ich szeregi zasilają ‘’miastowe’’ kobiety, które wyprowadziły się na wieś i szukają wytchnienia, nowego rodzaju kontaktów i relacji. Często zdrowszych, pozabiznesowych, nastawionych na innego rodzaju interesy. – Ta działalność ma już dziś inny wymiar, niż to się utarło. Jesteśmy otwarte na kobiety, które nigdy nie miały nic wspólnego z prowadzeniem gospodarstwa rolnego, które przeprowadziły się z miasta na wieś i zauważają, że mogą się realizować też na innym polu niż dotychczas. Bo to jest właśnie kluczowe, chęć działania na rzecz społeczności, działania wolontaryjne. Poza tym spotykamy się nie tylko w ramach koła, ale też organizujemy samopomoc sąsiedzką, widujemy się prywatnie. Wiele z nas pracuje w mieście, ale odpoczywa tu, u siebie.
''Pomalujmy usta, niech nas widzą''
Pytam, czy często dochodzi do konfliktów międzypokoleniowych, bo różnica między członkiniami bywa dość znaczna. – Żeby móc iść do przodu, trzeba się zawsze trochę oprzeć na tym, co było. Szanujemy zdanie starszych członkiń, które są u nas od lat, ale decyzję musimy podejmować i podejmujemy wspólnie. Rozmowa i negocjacje to podstawa. Jak wszędzie, najwięcej emocji udziela nam się przy głosowaniach, podejmowaniu kluczowych decyzji – mówi Myszk-Herrmann.
Koło Gospodyń Wiejskich w Chwaszczynie prowadzi zespół wokalny, grupę taneczną, zajęcia z haftu kaszubskiego. Swoją twórczość prezentują też poza granicami gminy i kraju. Startują w turniejach, wspólnie wykonują biżuterię, dekoracje świąteczne, włączają się w obchody 11 listopada, współorganizują festyny i dożynki parafialne .
Justyna Szumlas też ma 37 lat i jest wizażystką, u której termin trzeba zarezerwować z dużym wyprzedzeniem. Należy do koła, tak jak wszystkie najbliższe kobiety w jej rodzinie: mama, babcia i siostry. – Powiedziałabym, że moja obecność w kole, wśród osób postronnych, wzbudza wesołą ciekawość. Pytanie ‘’To co wy tam właściwie robicie?’’ słyszę bardzo często. Widzę zdziwienie, kiedy okazuje się, że koło to nie tylko dzierganie i ploteczki. Towarzystwo niesamowicie motywuje do tego, żeby wyjść, zrobić coś poza pracą. Doceniam, że można wybrać to, co lubi się najbardziej już w ramach koła. Poza tym zawsze można zgłosić pomysł, że chciałoby się nauczyć czegoś jeszcze, poznać jakąś nową technikę. Wtedy sprawdzamy, czy da się to załatwić – mówi.
Justyna może wykorzystywać w kole swoje zdolności zawodowe – np. ucharakteryzować koleżankę, która bierze udział w danym konkursie. – To ja jestem osobą, która mówi ‘’Hej dziewczyny, pomalujmy wszystkie usta na czerwono, będą nas lepiej widzieć’ – opowiada.
Jedno koło na jedną wieś
Emocje wzbudza niedawno uchwalona ustawa o kołach gospodyń wiejskich. Nowe prawo przewiduje, że w jednej wsi będzie mogło działać jedno koło, natomiast terenem jego działalności może być jedna bądź więcej wsi. Zastrzeżenia do projektu ma Rzecznik Praw Obywatelskich, którego zdaniem nowe prawo będzie ograniczało zagwarantowaną w Konstytucji wolność zrzeszania się.
W sieci pojawiają się też nieprzychylne kometarze o braku potrzeby takiej ustawy. Obawy dotyczą też tego, że z powodu ograniczenia do jednego koła na wieś, o ewentualnych nowych inicjatywach będzie decydowała zasada ‘’kto pierwszy, ten lepszy’’. Bo każdy będzie mógł przynależeć tylko do jednego koła.
O zdanie na ten temat zapytałam prezes koła w Chwaszczynie.
– Ja myślę, że jedno koło na wieś to słuszne zabezpieczenie, bo przecież mogą powstać fikcyjne zrzeszenia, po to by pozyskać środki - tłumaczy Myszk-Hermann. - Szczerze mówiąc, nie spotkałam się jeszcze z sytuacją, żeby na terenie jakiejś wsi działało więcej niż jedno koło, zwyczajnie nie ma tyle ludzi i aż takiej aktywności, żeby powoływać kolejne, takie same instytucje. Myślę, że emocje wzbudza aspekt finansowy – mówi Myszk-Herrmann.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl